"Lodzia" z Chmielnej
Chmielna jest kolejną ulicą w Śródmieściu, która gwałtownie zmieniała swoje oblicze. Tak jak wiele lat temu ogranicza ją Nowy Świat i Towarowa, bieguny dwóch różnych światów. Z jednej strony przemysłowo-magazynowe zaplecze dworców towarowego, Głównego i kolei Warszawsko-Wiedeńskiej, z drugiej strony rejon gastronomiczno-rozrywkowy.
Po wojnie przecięta bryłą Pałacu Kultury i Nauki zachowała poprzedni podział zmieniając charakter wschodniego odcinka na usługowy. Im dalej od Marszałkowskiej w kierunku Nowego Światu tym więcej można było spotkać prywatnych sklepików ulokowanych na parterach i w podwórkach kamienic. Pracownie kuśnierskie, obuwia, torebek, rękawiczek, pasków, pralnie chemiczne, zakłady krawieckie gdzie można było obstalować garnitury, koszule, eleganckie wyroby z jedwabiu czy bieliznę, pracownie czapek i kapeluszy.
Wspominałem stare czasy z właścicielami pracowni bieliźniarskiej i obuwia z Chmielnej 20. Ja przypominałem sobie handlowe wyprawy na Rutkowskiego („niestosowny” patron ulicy Chmielnej z minionej epoki), gdzie 40 lat temu rozglądałem się za czarnymi glanami za jedyne 400 złotych, do kompletu do dopiero co nabytych na „praskich ciuchach” białej koszuli non-iron i dżinsów „Rifle” za złotych 600.
Oni wspominali lepsze i gorsze momenty nie tylko w produkcyjno-handlowej działalności. Dla dobrych rzemieślników koniec lat sześćdziesiątych był dobrym okresem biznesowym. Miło wspominają także późniejsze lata budowy pobliskiego hotelu FORUM, kiedy młode kobiety „zaginające parol” na szwedzkich chłopaków, budowniczych hotelu, zmieniały dla nich swój wygląd i ubiory obkupując się w nowe ciuchy i bieliznę. Jeszcze niedawno przeżywały duże powodzenie pracownie kuśnierskie szyjące futra dla przyjeżdżających klientek z Włoch, Niemiec czy Szwecji. Wiele zakładów rzemieślniczych było i jest gwarancją wysokiej jakości usług chociaż kiedyś na ogół modne wyroby „od prywaciarzy” nie zawsze długo służyły nabywającym. Ze skarpetek po drugim praniu spływał kolor, swetry krótko trzymały swój rozmiar. Pół wieku temu przy skrzyżowaniu aktualnych ulic Brackiej, Chmielnej, Zgoda i Szpitalnej było kilka charakterystycznych miejsc.
Dominował stary Centralny Dom Dziecka w znacjonalizowanym domu handlowym Braci Jabłkowskich, działała kawiarnia i restauracja „Wygodna”, w podwórku Chmielnej 20 otwarta była sala tańców braci Sobiszewskich zawsze elegancko ubranych pod muszką i w kapeluszu. Na parterze domu po drugiej stronie ulicy, po przedwojennym sklepie Pakulskich, istniał przez wiele lat duży, państwowy magazyn spożywczy „kontynuując” stare tradycje tego miejsca. Niedaleko było do znanej, prawie stuletniej łaźni „Diana”, bardzo popularnej i po wojnie, w czasach gdy codzienna kąpiel była dla większości warszawiaków trudno dostępną przyjemnością. Północną pierzeję placyku zmieniła nowoczesna kawiarnia „Szwajcarska”.
Konkursowe zdjęcie wykonane w styczniu 1969 roku przedstawia Chmielną przy Brackiej w kierunku Marszałkowskiej. Za wysoką kamienicą dojrzeć można dach wieżowca mieszkalnego Ściany Wschodniej. Ulicą sunie z Dworca Gdańskiego w kierunku Czerniakowa trolejbus „53” albo „53 bis”. Przesłania stary, 3-kondygnacyjny budynek, na górze mieszkalny, a na dole zajęty przez spółdzielnie ortopedyczną „STOPA”. Na środku ulicy stoi na słupie milicyjny kiosk. Stąd posterunkowi odbierali telefoniczne polecenia z centrum dowodzenia a w czasie opadów mieli miejsce schronienia.
Przez wiele lat urzędowała tutaj „Lodzia”, przystojna milicjantka z pięknym warkoczem. Wielu przechodniów męskiej płci uwielbiało być przez nią instruowanymi. Energicznym głosem i wytrawnymi ruchami rąk dyrygowała ruchem drogowym. Sympatię wszystkich utraciła momentalnie po tragicznym incydencie. Do nie reagującego na polecenia zatrzymania pojazdu milicjantka oddała kilka strzałów. Jeden z pasażerów zginął na miejscu – jak się okazało był niewinnym człowiekiem udającym się z grupą kolegów do pracy, a nie członkiem grupy przestępczej działającej w pobliżu. Wkrótce Lodzię przeniesiono na skrzyżowanie Marszałkowskiej z Świętokrzyską.
Jeden z pracujących jeszcze przy Chmielnej rzemieślników, wspominający Lodzię, przypomniał inny incydent – swoje aresztowanie z końca 1964 roku. Po napadzie na kasjerkę i konwojentów Centralnego Domu Towarowego pod Narodowym Bankiem Polskim przy Jasnej („Pod Orłami”) i zrabowaniu ogromnej, jak na tamte czasy, sumy pieniędzy – 1 miliona 300 tysięcy złotych – milicja długo nie mogła wykryć rabusiów. Przez wiele miesięcy poszukiwała 2 mężczyzn, a jedynymi de facto wytycznymi były informacje, że jeden jest wysokim blondynem, a drugi niski. Mój, Bogu ducha winien, rozmówca był niski, a jego znajomy wysoki, więc jak te „dwa Michały, jeden duży, drugi mały” pasowali do milicyjnego rysopisu poszukiwanych. Przez dwa tygodnie przebywali w areszcie mijając się w czasie śledztwa z tłumem innych „Michałów”. Sprawcy napadu pod bankiem przy Jasnej nigdy nie zostali odnalezieni.
Jerzy Pytko
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.