KDT: klęska sił mundurowych
Akcja odbicia z rąk kupców hali targowej była fatalnie przygotowana – uważają eksperci. Dopiero po zajęciu budynku przez komornika do stolicy ruszyły policyjne posiłki z całego kraju.
Późnym popołudniem do Warszawy zjechało kilkuset policjantów, m.in. z Radomia, Płocka i Białegostoku. Obstawili teren wokół hali targowej KDT. Nikt nie miał szans dostać się do budynku, w którym komornik zaczął spisywać inwentarz kupców.
Dlaczego dopiero po kilku godzinach podjęto decyzję o ściągnięciu posiłków? – Nie spodziewaliśmy się takiego przebiegu wydarzeń. Musieliśmy wymienić policjantów z Warszawy, którzy zabezpieczają centrum miasta – tłumaczył Mariusz Sokołowski, rzecznik komendanta głównego policji.
Nie chcieli prowokować
Wcześniej centrum miasta zostało opanowane przez grupy chuliganów. – Nie byliśmy przygotowani na taki rozwój sytuacji – mówi jeden z policjantów. – Nie chcieliśmy prowokować – tłumaczyła Hanna Gronkiewicz-Waltz, prezydent miasta.
Zamieszki rozpoczęły się, gdy ochroniarze z firmy Zubrzycki próbowali wedrzeć się do hali. Nie mieli żadnych zabezpieczeń, np. rękawiczek, kasków. Niektórzy dostali jedynie maski gazowe i tarcze. – Ochroniarze nie mieli doświadczenia, zachowywali się prymitywnie, powinni jednocześnie szturmować wszystkie wejścia do hali – uważa Jerzy Dziewulski, były poseł i policyjny antyterrorysta.
Warszawa leje policję
Akcji przez trzy godziny biernie przyglądało się ok. 40 policjantów ubranych w letnie mundury oraz strażnicy miejscy. Nie mieli tarcz, kasków, ochraniaczy. – Nie asystowaliśmy w czynnościach komorniczych, mieliśmy za zadanie tylko zabezpieczać teren wokół hali – tłumaczy Marcin Szyndler, rzecznik stołecznej policji.
– Kiedy w naszym kierunku poleciały kamienie, przed nami pojawili się policjanci z tarczami – mówi Bartosz Zieliński, zastępca komendanta straży miejskiej. Kamienie i tak trafiły trzech strażników.
Dopiero w południe pojawiło się ok. 200 policjantów w pełnym rynsztunku: w kaskach, z pałkami i gazem. Było ich jednak zbyt mało, zabezpieczali w trakcie szturmu przez ochroniarzy teren wokół hali.
– Cała akcja była relacjonowana przez telewizję, gdy ludzie zobaczyli tłum kopiący policyjne tarcze, poszedł sygnał „Warszawa leje policję” – mówi Jerzy Dziewulski.
Wtedy przed halą pojawiły się grupy chuliganów. – Pseudokibice, grupki młodzieży, bojówki anarchistyczne – mówi Bartosz Zieliński.
Dziewulski uważa, że policjanci byli zbyt pasywni, powinni reagować bardziej zdecydowanie. – A tak ludzie zaczęli się nakręcać – dodaje Dziewulski.
– Odniosłem wrażenie, że dowodzący policją bał się skutków politycznych swoich działań.
Komendant milczy
– Działania były podjęte adekwatnie do rozwoju sytuacji – odbija piłeczkę Marcin Szyndler.
Akcja służb mundurowych wymknęła się jednak spod kontroli. Chuligani w kilku miejscach atakowali policjantów i strażników. Tłum na ponad godzinę zablokował ulicę Marszałkowską. Dopiero po kilkudziesięciu minutach na skrzyżowaniu Świętokrzyskiej i Marszałkowskiej pojawili się policjanci drogówki. Godzinę zajęło policji usunięcie chuliganów.
– Działania służb w zasadzie były prawidłowe – oceniła prezydent miasta. A dowodzący akcją Adam Mularz, szef warszawskiej policji, nie chciał odpowiadać na żadne pytania.
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.