Art Spiegelman „Maus. Opowieść ocalałego” ******
Dekadę po polskiej premierze pierwszego tomu, na rynek w wydaniu zbiorczym trafia nagrodzony Pulitzerem „Maus”. Zarówno wówczas, jak i dziś, wcelował w sam środek dyskusji o współudziale Polaków w holokauście. Ale sięga wysoko ponad to.
Temu komiksowi trudno przyznać ocenę inną, niż najwyższa. „Maus” z miejsca trafił do kanonu i stał się najlepszym wyznacznikiem tego, jak mówić o trudnych tematach, skomplikowanych emocjach i wstrząsających faktach, łącząc przy tym słowo z ilustracją. Dla samego medium to jeden z kamieni milowych: tytuł, który udowodnił, że komiks to nie kulawa sierota w trykotach błąkająca się między książką a filmem. Dodatkowo „Maus” jest szczególnie ważny dla nas, Polaków, bo jest o nas i to takich, jakimi wolelibyśmy nigdy nie być. Niestety nie każdy z naszych rodaków był Sprawiedliwym wśród Narodów Świata. – To znowu Ci faszyści podburzają – mówi jedna z postaci w opowieści po rozruchach w Bielsku. – Kiedy chodzi o Żydów, Polaków nie trzeba długo podburzać – słyszy w odpowiedzi.
Jednak jak bardzo złą wolą by się nie wykazać, nie da się mierzyć Speiegelmana miarą Grossa. Nie szukał sensacji, temat znalazł pod nosem. Kanwą fabuły były przeżycia jego ojca, Władka Szpigelmana, polskiego Żyda. Całość rozgrywa się na kilku płaszczyznach. Z jednej strony Art sam relacjonuje jak przebiegało zbieranie materiałów do książki, przedstawia kolejne, obywające się przez kilkanaście lat spotkania z ojcem, rozmowy, wydobywanie kolejnych wspomnień. Sedno stanowią jednak obrazki z przeszłości, wspomnienia z czasów Polski międzywojennej, następnie relacje z czasów wojennej zawieruchy, niemieckiej okupacji i okresu uwięzienia w obozie koncentracyjnym. Głównego bohatera poznajemy jako młodego, rzutkiego, bardzo przy tym zakochanego przedsiębiorcę. Kiedy jednak raz już został więźniem, pozostał nim mentalnie do końca, zmieniając się w istotę niemożliwą we współżyciu, nieprawdopodobnie podejrzliwą, do bólu skąpą. Człowiekiem prawdziwie okaleczonym.
Wszystkie te emocje znamy już niby z lektur szkolnych. Nałkowska, Borowski, Szczypiorski, Herling-Grudziński... A Spiegelman i tak potrafi wciągnąć bez reszty. Niekoniecznie rysunkiem, choć wystarczy spojrzeć na pełen detali, początkowy kadr z sanatorium, czy symboliczne ujęcie, składających się na wzór swastyki dróg (gdy Władek z żoną nie wiedzą gdzie podziać się po ucieczce z Sosnowca), by przekonać się jak świadomie twórca posługuje się tuszem. Do tego kombinuje, potrafi wpleść zdjęcie, mapę, czy nawet swój stary, rysowany odmienną techniką komiks o matce i tym, co działo się po jej samobójczej śmierci. W tym jednak wypadku porywa głównie narracja – jej ostrość, mistrzowsko tłumaczony sposób mówienia Władka, przedstawiane postacie. Zwłaszcza, że te są niezwykłe. Narodom przyporządkowano antropomorficzne postaci: Żydzi to myszy, Niemcy - drapieżne kocury, Polacy są zaś świniami... Owszem, dorabiamy się na cudzej krzywdzie, spekulujemy, wykazujemy tchórzostwem. Jesteśmy po prostu zwierzętami jak wszyscy. Spigelman nikomu w paszport nie patrzy. „On jest w pewien sposób, jak rasistowska karykatura starego Żyda-skąpca” – niepokoi się w pewnym momencie tym, jak ukazuje własnego ojca. Pobratymców również nie oszczędza – członek żydowskiej policji, który robi tort ze składników znalezionych w domach wywiezionych do Oświęcimia towarzyszy i sprzedaje go w getcie w warunkach skrajnej biedy i głodu, to coś nie do zapomnienia. Zwłaszcza, że puentę nakreślonej sytuacji życie napisało głęboką czernią. Mąka okazała się proszkiem do prania. Czytelnik musi nastawić się na chwile zupełnie szokujące – choćby zestawienie świata prosto rysowanych zwierzątek z mordowaniem płaczących dzieci poprzez uderzenie o ścianę i chłodny komentarz do tego. Spokojnie, to nie żaden manifest cynizmu, czy bezsensowne epatowanie okrucieństwem. Autor z założenia niczego w bawełnę nie owija i pod dywan nie zamiata. Nie ocenia, nie moralizuje, nie bawi się w publicystykę – przerażająca szczerość i dystans wystarczy. Z historii pełnej małych zwierząt udało się zrobić coś absolutnie wielkiego. To może być najlepiej wydane 59 złotych w życiu.
„Maus. Opowieść ocalałego – wydanie zbiorcze” Art Spiegelman Wyd. Post Cena: 59 zł
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.