Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Zapraszamy na reklamy...

Igor Seider 11-09-2008, ostatnia aktualizacja 11-09-2008 08:53

Zewsząd atakują nas reklamy. Lobbujące na wizualną korzyść Warszawy stowarzyszenie Miasto Moje A w Nim zorganizowało wczoraj w Zamku Ujazdowskim debatę z udziałem wszystkich stron konfliktu. Oby tylko na rozmowach się nie skończyło.

autor: Waniek Ryszard
źródło: Fotorzepa

Kiedy nużą nas niekończące się bloki reklamowe w radiu czy telewizji, zawsze możemy chwycić za pilota i zmienić kanał. Zupełnie inaczej sprawa ma się, kiedy poruszamy się po mieście, wśród prawdziwych bloków reklamowych, jakimi jest teraz większość budynków w centrum. Po prostu nie da się dotrzeć do pracy, szkoły, domu, a właściwie gdziekolwiek i nie zostać zaatakowanym przez tzw. outdoor – wielkoformatowe siatki na budynkach, billboardy, plakaty, neony czy ulotki. Tej wizualnej gnojówki wyłączyć się już raczej nie da. No chyba że lubimy podróżować z zamkniętymi oczami. Użyłem słowa „raczej“, bo – jak się okazuje – są odważni, którzy postanowili oczyścić naszą lokalną stajnię Augiasza.

Lobbujące na wizualną korzyść Warszawy stowarzyszenie Miasto Moje A w Nim zorganizowało wczoraj w Zamku Ujazdowskim debatę z udziałem wszystkich stron konfliktu: branżą reklamową, samorządowcami, architektami, przedstawicielami Ministerstwa Infrastruktury i – najbardziej zainteresowanymi – czyli nami, mieszkańcami. Czy powstała spójna koncepcja, jak cywilizować stołeczną reklamę? Cóż, w dwie godziny nie da się naprawić tego, co psuto przez dwie dekady. Jest jednak światełko nadziei i na szczęście nie przypomina w niczym neonu reklamowego.

Na rewolucję w rodzaju Aten i Sao Paulo, gdzie władze miasta zdecydowały się na siłowe usunięcie reklam z centrum, nie ma co liczyć. Czeka nas raczej – w czym uczestnicy debaty byli raczej zgodni – praca u podstaw. Tworzenie nowego prawa, które faktycznie pozwalałoby na kontrolowanie zjawiska i łatanie luk w już istniejącym.

Oby tylko na rozmowach się nie skończyło. W centrum Warszawy naprawdę nie ma już miejsca na reklamy, billboardami pokryte jest 90 procent budynków, a firm, które je stawiają, z roku na rok przybywa. Już dawno powiedzenie „aby wygrało zło, wystarczy, żeby dobrzy ludzie nic nie robili“ nie było w stolicy bardziej aktualne.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane