Wsiąść do pociągu nie byle jakiego, czyli... jesteśmy zawsze tam, gdzie Polska gra!
Bilet – 200 złotych. Napoje (także wyskokowe) – 100. Wrażenia – bezcenne. W sobotę o godz. 21 wyjechałem pociągiem z Warszawy do Klagenfurtu. Będzie co wspominać.
Założenie jest proste – jedziemy dopingować Polaków. Bilet na mecz? To niepotrzebny wydatek, skoro świetnie działają telebimy i strefy kibica. Nie trzeba wchodzić na stadion, ważne, żeby być blisko naszych i poczuć jedyną w swoim rodzaju atmosferę mistrzostw. A więc do boju, polska husario!
Śpiewać wolno
Przygodę z Euro 2008 rozpocząłem w ciepły sobotni wieczór na dworcu Warszawa Wschodnia, skąd ruszał pociąg do Wiednia. Atmosfera na peronie świetna – grupki fanów w biało-czerwonych barwach szybko rozpoczęły wesołe i głośne śpiewy. Kibiców starał się uciszać kierownik pociągu, któremu wyraźnie się to nie spodobało.
– Ja muszę dowieźć ten pociąg do Wiednia. Proszę być ciszej, bo zawołam policję – nalegał.
Bezskutecznie. Choć kibice w żaden sposób nie utrudniali odjazdu, to nerwowy kierownik zdecydował się zawołać policjantów. Kilka minut później gorzko tego żałował.
– Bilety mają? Mają. Śpiewać mogą? Mogą. Przecież to żadne przestępstwo. Niech pan nie będzie taki służbista. Na mecz jadą. Śpiewać nawet powinni! – strofował konduktora uśmiechnięty policjant.
Zostawiony na lodzie kierownik tylko przygryzł wąsa, wymamrotał coś pod nosem i zrezygnowany wsiadł do pociągu, który niespiesznie ruszył w kierunku Wiednia. Wielka wyprawa rozpoczęta.
Ausweiskontrolle
Pierwszą rzeczą, jaką zrobili wszyscy jadący na mecz kibice w swoich przedziałach, było przejście na „ty” z współtowarzyszami podróży, poparte obowiązkową (nawet dla niepijących, choć takich nie stwierdzono) kolejką. Potem zaczęło się Wielkie Planowanie Składu. Pasażerowie byli zgodni tylko w jednym – w bramce stanie Boruc. Potem zaczęły się schody.
Kibice spoza Warszawy z dużą ciekawością pytali o możliwości Rogera. Spory wywołała też taktyka na mecz. Przeważająca większość była zdania, że Leo powinien ustawić nasz zespół ofensywnie. Rozmiary zwycięstwa Polaków (co do którego niewielu miało wątpliwości) rosły wraz z kolejnymi opróżnianymi butelkami. Okazało się też, że także z pracownikami PKP można znaleźć wspólny język. Sympatyczny pan w pociągu usypiał kibiców zimnym piwem, a budził ciepłą, orzeźwiającą kawą. A wszystko w przystępnych cenach.
Tuż przed trzecią pociąg ostatecznie ucichł. Jednak przebudzenie nastąpiło szybciej, niż się wszyscy spodziewali.
– Ausweiskontrolle – ten okrzyk mroził serca dziadkom i ojcom zaspanych wycieczkowiczów.
Tym razem nie było się czego obawiać. Kontrola paszportowa przebiegła szybko, austriaccy celnicy (znani powszechnie ze swojej maniakalnej wręcz skrupulatności i dociekliwości) tym razem zachowywali się wyjątkowo przyjaźnie.
Poldi null, null, null
Wszystkich wysiadających w Wiedniu czekała miła niespodzianka – świetny punkt informacyjny. Pan o swojsko brzmiącym nazwisku Krzywicki nie mówił po polsku, ale dokładnie tłumaczył, jak dojechać do Klagenfurtu. Miał tylko jedną prośbę – „wygrajcie z Niemcami, koniecznie!”. Nikt nie protestował.
Kontrola paszportowa przebiegła szybko, austriaccy celnicy zachowywali się wyjątkowo przyjaźnie
W pociągu do Klagenfurtu towarzystwo było już mocno międzynarodowe. Dwie Rosjanki, które kupiły bilety na mecz Chorwacja – Niemcy tylko po to, by dopingować... Niemców. Plus kibic Rapidu Wiedeń, który dużym sentymentem darzy byłego obrońcę Legii Krzysztofa Ratajczyka, ale będzie dopingował swoich. Po godzinie mocnej perswazji (wspartej kolejnymi toastami) obiecał jednak też trzymać kciuki za naszych. Dobre i to. Rosjanki też (ale bez drinków, wystarczyły argumenty o słowiańskiej krwi) zobowiązały się popierać (przynajmniej częściowo – 1:1) naszych.
W końcu dojeżdżamy na miejsce. Pogoda zmienna. Fale deszczu walczą z promieniami słońca. Na ulicach sporo kibiców niemieckich, ale nasi w przewadze. Niemcy niepewni swego – remis ich zadowoli, choć część z nich optymistycznie obstawia 2:0 dla swoich. Optymizm naszych kibiców jest jednak ogromny – 1:0 dla Polski to najmniejszy wymiar kary. „Lukas Podolski – null, null, null” – to najczęściej śpiewana piosenka przez polskich kibiców.
Powoli zmierzamy w kierunku stadionu. 20.45 to godzina zero. A co będzie po niej? Tak czy inaczej będzie ciekawie...
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.