Teatr nie polega na budynku
Tadeusz Słobodzianek, nowy dyrektor Teatru Na Woli, zapowiada spektakle motywujące do myślenia. Na początek „Nasza klasa“.
Przed tegorocznym Letnim Przeglądem Laboratorium Dramatu mówił pan o problemach związanych z pracą na Olesińskiej. Wszyscy zadają sobie pytanie: w jakim stopniu scena Teatru Na Woli stanie się nowym miejscem dla Laboratorium Dramatu, prowadzonego przez pana do tej pory?
Tadeusz Słobodzianek: Będą dwie sceny: Teatru Na Woli, czyli propozycji dojrzałych dramaturgicznie i reżysersko, oraz eksperymentalna scena przy Olesińskiej. Widownia Teatru Na Woli ma 360 miejsc do zapełnienia. To nie mają być sztuki lekkie, łatwe i przyjemne, tylko teatr, który motywuje do myślenia. Scena na Olesińskiej natomiast wróci do swej dawnej nazwy Przodownik. Będziemy grali tam kameralny repertuar: „Biedny Ja, Suka i Jej Nowy Koleś“, „Gardenia“ oraz sztuki, sprawdzone w tej przestrzeni takie jak „Merlin“. Będzie służyć nadal dramaturgom i reżyserom do poszukiwań nowych form, eksperymentów. Mamy tam też nową propozycję: kabaret literacki, którego głównym inicjatorem jest Michał Walczak.
Czyli nie zrezygnuje Pan z Laboratorium Dramatu?
Laboratorium zawsze było bardziej projektem ideowym niż instytucją. Dzięki trzyletniemu ministerialnemu programowi finansowania będziemy próbowali robić tam to, co do tej pory. Dalej będziemy organizować czytania, wykłady i dyskusje, mam nadzieję, że uda się rozbudować projekt rezydencji, czyli rocznej współpracy dramatopisarza z reżyserem, aktorami i fachowcami z różnych dziedzin nauki. Ta metoda dobrze sprawdziła się w trakcie organizowanych od ośmiu lat warsztatów w Wigrach. Nie odmawiam nikomu talentu, ale uważam, że pisanie dla teatru powinno być wsparte solidnym rzemiosłem, którego można się uczyć i które można nieustannie rozwijać.
Czy w Teatrze Na Woli utrzyma pan jakieś tytuły powstałe za dyrekcji poprzednika?
Z „Trzech siostrzyczek Trupek“ odeszła aktorka grająca jedną z głównych ról. „Wyścig spermy“ zszedł na skutek decyzji autora i reżysera. Chcemy hołubić „Lipiec“ i robić wszystko, żeby to przedstawienie dalej miało widownię i jeździło z festiwalu na festiwal. Wartościową pozycją jest „Bomba“ Macieja Kowalewskiego, która, o ile tylko pozwolą możliwości organizacyjne, zostanie w repertuarze. Podobnie „Uwaga, złe psy!“ Remigiusza Grzeli i Michała Siegoczyńskiego, choć widziałbym je raczej na Olesińskiej, z bardziej kameralną widownią. Co do reszty, oglądam nagrania na DVD i zastanawiam się.
A jeśli chodzi o najbliższe premierowe plany teatru?
16 października premiera „Naszej klasy“ w reż. Ondreja Spišaka. W styczniu „Amazonię“ Michała Walczaka wyreżyseruje Agnieszka Glińska. Wiosną planujemy premierę sztuki Szymona Bogacza „Allegro moderato“ w reż. Krzysztofa Rekowskiego. Nadal rozmawiam z wieloma reżyserami i dramaturgami z różnych pokoleń, o różnych upodobaniach artystycznych. Teatr Na Woli może mieć dla reżyserów tę zaletę, że mogą ulubionych aktorów zebrać w jednym projekcie. Przyszłość teatru to działanie impresaryjne, zwłaszcza w takim mieście jak Warszawa, gdzie większość zespołów teatralnych to czysta fikcja. Chciałbym, żeby na Woli zespoły tworzyły się wokół projektów, według modelu przyjętego w krajach anglosaskich.
Jak będzie wyglądać współpraca ze Studiem Pantomimy istniejącym w Teatrze Na Woli i Festiwalem Mimu?
Moją rolę widzę jako pomoc w zdobyciu większego budżetu dla Międzynarodowego Festiwalu Sztuki Mimu, który pozwoli na sprowadzenie prawdziwych gwiazd. Jest to unikalna sztuka, która cieszy się ogromnym powodzeniem i ma w Warszawie znakomitą, świadomą publiczność. Nie można więc jej zawieść.
Co się zmieniło w pana myśleniu o tym teatrze od czasu nominacji?
Nie mam napięcia związanego z objęciem stanowiska dyrektora Teatru Na Woli. Mimo medialnej wrzawy wokół tej sprawy zostałem ciepło przyjęty przez wysokiej klasy zespół profesjonalistów. Oni wiedzą, czym jest dobry teatr, są spragnieni pracy i otwarci. Mam podpisany kontrakt na trzy lata. Jeśli po tym czasie okaże się, że nie spełniam oczekiwań publiczności i władz warszawskich, nie zamierzam przykuwać się w proteście do kaloryfera. Teatr nie polega na budynkach, tylko na ludziach.
Nie rezygnuje pan też ze współpracy z klubami, choć nie będzie to już Obiekt Znaleziony...
Teraz prowadzimy rozmowy z klubem Sen Pszczoły na Pradze. Chcemy grać tam całą serię monodramów, które powstały w ramach konkursu ogłoszonego w Laboratorium, czy wznowiony w lecie „Jordan“. Dorota Landowska wróciła do niego po latach, dojrzała i znakomita. Kinga Kaczor przygotowuje swój tekst „Najpiękniejsza“ we współpracy z Marią Kwiecień. Artur Urbański pracuje z Karoliną Porcari nad „Luną“, a Kuba Kowalski nad monodramem „Stephanie Moles“ z Anną Smołowik. W Śnie Pszczoły chcemy również grać takie realizacje Laboratorium Dramatu jak „111“ czy „Urojenia“. Chcemy przyciągnąć publiczność ze sceny w Obiekcie Znalezionym, pozyskać młodą inteligencję.
Od września Teatrem Na Woli oficjalnie kieruje Tadeusz Słobodzianek. Zastąpił na tym stanowisku Macieja Kowalewskiego, któremu Biuro Kultury nie przedłużyło kontraktu dyrektorskiego. Słobodzianek – dramatopisarz, reżyser i krytyk teatralny, przez lata związany był z założonym wspólnie z Piotrem Tomaszukiem Towarzystwem Teatralnym Wierszalin. Od 2003 roku prowadzi w Warszawie Laboratorium Dramatu promujące współczesną dramaturgię. Jest autorem głośnych sztuk takich jak „Obywatel Pekosiewicz“, „Prorok Ilja“, „Merlin – inna historia“ i „Nasza klasa“, której światowa premiera została przygotowana w The National Theatre w Londynie. Polską prapremierę tej sztuki w Teatrze Na Woli reżyseruje Ondrej Spišák.
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.