Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Można było uratować praską parowozownię?

blik, nat 26-07-2010, ostatnia aktualizacja 27-07-2010 13:56

XIX-wieczny obiekt poszedł pod kilof, bo właściciel miał na to pozwolenie. Teraz urzędnicy przerzucają się winą, kto na to pozwolił.

autor: Szymon Łaszewski
źródło: Fotorzepa

Po roku walki z obrońcami zabytków właściciel terenu, firma Budrem, zburzyła ją w sobotę. Już trzy lata temu Urząd Dzielnicy Praga-Południe wydał firmie zezwolenie na rozbiórkę parowozowni przy ul. Wileńskiej.

– Nie mieliśmy podstaw, by na to się nie zgodzić – tłumaczy Paweł Zawadzki z Wydziału Architektury. Dodaje, że nikt wtedy nie protestował. Decyzja wydawana jest na dwa lata, ale w przypadku rozpoczęcia prac jest przedłużana automatycznie.

Dodatkowo w ubiegłym tygodniu Mazowiecki Wojewódzki Inspektorat Nadzoru Budowlanego (MWINB) wydał nakaz o rozbiórce obiektu.

– Stan budynku stale się pogarszał, groził zawaleniem. Nie mogliśmy ryzykować – tłumaczy Jaromir Grabowski, mazowiecki inspektor nadzoru budowlanego. Dodaje, że parowozownia zgodnie z decyzją sądu nie była zabytkiem. – Więc z formalnego punktu widzenia dla nas była ona takim samym budynkiem jak każdy inny – tłumaczy Jaromir Grabowski.

Argumenty o zgodnej z prawem rozbiórce nie docierają jednak do obrońców zabytków. Domagają się ukarania winnych, którzy pozwolili na zniszczenie kolejnego zabytku w stolicy.

– Już wcześniej sygnalizowaliśmy konserwatorom zabytków w mieście i województwie, że właściciel parowozowni szykuje się do jej rozbiórki. Obiekt wpisano do rejestru, dopiero gdy wjechały buldożery i rozpoczęła się wojna z inwestorem – mówi Janusz Sujecki z Zespołu Kulturowego Dziedzictwa Warszawy.

Społecznicy zapowiadają, że wystąpią z wnioskami o dymisję Ewy Nekandy-Trepki, stołecznej konserwator, oraz Barbary Jezierskiej, konserwator wojewódzkiej. Będą domagać się także zwolnienia urzędników z Pragi-Północ i z MWINB, którzy podpisali zgodę na rozbiórkę.

– Nasz urząd zrobił wszystko, by uratować parowozownię. Przecież decyzja sądu o niewpisaniu obiektu do rejestru była nieprawomocna – mówi Monika Dziekan, rzecznik wojewódzkiej konserwator. Dodaje, że społecznicy mają prawo złożyć wniosek o odwołanie konserwator. Nie wiadomo, czy zostanie przyjęty przez wojewodę. – Badamy tę sprawę – mówi Tomasz Pietrasieński z Urzędu Wojewódzkiego.

Społecznicy chcą też ustalić, gdzie trafił złom z parowozowni. – Chcę, aby szkielet znalazł się w muzeum – dodaje Sujecki.

Dodaj swoją opinię

Życie Warszawy

Najczęściej czytane