Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Ciałkiem malowane

Monika Małkowska 22-07-2010, ostatnia aktualizacja 23-07-2010 12:33

Rajmund Ziemski, obrazy, Galeria Zapiecek, ul. Zapiecek 1, wystawa czynna do 30.07.

źródło: materiały prasowe

Kto chce poznać artystyczną biografię Rajmunda Ziemskiego, niech pójdzie do Zachęty, gdzie trwa retrospektywa artysty. Ale kto miałby ochotę dowiedzieć się czegoś więcej o zmarłym przed pięciu laty malarzu, pójść tropami jego przyjaźni – niech odwiedzi Zapiecek.

W tej staromiejskiej galerii miał wiele indywidualnych pokazów, a przede wszystkim – przesiedział tam mnóstwo godzin, niekiedy pojedynkując się (słownie) z drugim zakumplowanym z Zapieckiem mistrzem, Stefanem Gierowskim. W roli rozjemczyni występowała Mira Arens, szefowa galerii. Łagodziła sytuację słowem i trunkiem.

Oczywiście artystom szło o pryncypia. Obydwaj byli belframi na warszawskiej ASP i gorliwymi wyznawcami abstrakcji. Gierowski optował w stronę fizyki i metafizyki, co przekładało się na puste, wyważone kompozycje Ziemski, zainspirowany naturą i pejzażem, upierał się przy bardziej żywiołowej, organicznej wizji malarstwa.

Nawet w zakomponowane symetrycznie „chorągwiane” układy wprowadzał elementy niepokoju, dynamiki, witalności. Na gładkie płaszczyzny nanosił brutalne, chropawe warstwy farby; zderzał jadowite, gryzące się odcienie; obwodził rozedrganym konturem niby-geometryczne formy. Obrazy wydawały się agresywne, zaczepne, wręcz atakujące widza. Ten zaś nie mógł pozostać obojętny…

Najbardziej lubię prace Ziemskiego z serii „japońskiej”, z lat 80., kiedy do uproszczonej, symbolicznej wizji świata roślinnego i pejzażowych reminiscencji dodał coś kosmicznego. Wtedy też chętnie używał antykolorów: barwy, którą określam jako „ciałko” (różowawa ohyda, jak karnacja albinosa), czy brudnego różu z miedzianym połyskiem. U niego to grało! Bo on umiał improwizować.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane