Gitara w ręku, nostalgia w sercu
Bigbit oficjalnie powrócił! Jest teraz zarówno efektowną pocztówką z dawnych lat, jak i dyskretną inspiracją, elementem rockowej mozaiki. Inne jego oblicze odkrywa Ania Rusowicz, inne Nerwowe Wakacje czy Muzyka Końca Lata. Oba są emocjonujące.
W latach 90. bigbit pobrzmiewał w repertuarze olsztyńskiego gitarowego Big Daya. Dekadę później w przebojach pochodzącej z Chełma gustującej w retro popie Ani Dąbrowskiej. Ale tak naprawdę dyskusję o nim rozpoczął skromny zespół z Mińska Mazowieckiego – Muzyka Końca Lata.
Zapomniane piosenki
Początkowo był to dyskurs w gronie wtajemniczonych – dziennikarzy i czytelników nowych portali muzycznych. Z czasem dotarł on jednak do dzienników ogólnopolskich, a nawet magazynów literackich. Można powiedzieć, że na scenie niezależnej, często ślepo zapatrzonej w Wielką Brytanię czy Amerykę, zapoczątkował trend na swojskość.
– Cieszę się, że jest zainteresowanie korzeniami polskiego rock'n'rolla. Że coraz więcej osób kopie w dokonaniach tamtej sceny, przenosi w czasie naprawdę kapitalne, a często zapomniane piosenki i zespoły. I nie mamy z Muzyką Końca Lata wyłączności na tę pasję ani pretensji, że byliśmy pierwsi, bo pewnie nie byliśmy – przyznaje lider grupy Bartosz Chmielewski.
I dodaje, że w swoich piosenkach nawiązują dosyć luźno do lat 60. – bardziej na zasadzie pewnego klimatu, hasła niż przenoszenia i kopiowania patentów z tamtych czasów.
– Takie podejście wydaje mi się ciekawsze niż przebieranie się za bigbitowy zespół i udawanie, że żyjemy w czasach fruwających marynarek – mówi.
A jednak dobre wizualne nawiązanie do dawnego stylu w niczym nie przeszkadza. Co więcej, „przebieranki" nie wykluczają obcowania z angażującym emocjonalnie dziełem.
Tak stało się w przypadku Ani Rusowicz, córki słynnej Ady, dzięki której powrót do bigbitu może być udziałem szerszej publiczności. Teledysk do singlowej „Ślepej miłości" świetnie się ogląda. Na razie ma na portalu YouTube 30 tys. wyświetleń. Tylko od wytwórni Universal, wydawcy solowego albumu Ani zatytułowanego „Mój big-bit", zależy, czy uda się liczbę tę zwielokrotnić.
– Czy stałam się w tym teledysku Adą? Trudno mi obiektywnie na to spojrzeć, bo jestem córką swojej mamy i najlepiej mi w tej stylistyce – mówi Ania Rusowicz. – Nie każdy umie wejść w ten klimat. Ja to ludziom ułatwiam, dając im rodzaj bajki.
Ale nie każdy chce ją wziąć.
Poruszając sumienie
– Dla mnie wyznacznikiem bigbitu w piosenkach są te specyficzne, nerwowo jazzowe przejścia na perkusji, a tego praktycznie na scenie nie słychać. Stylizacja na lata 60. w wykonaniu Ani Rusowicz, grupy Czarno-Czarni czy Pomorzan nie wnosi nic nowego do tematu, zawsze będą to wykonania i brzmienia gorsze od pierwowzoru, rzeczy działające na zasadzie ciekawostki i cepelii – twierdzi Chmielewski, który nie bez powodu twórczość Muzyki Końca Lata woli nazywać neobigbitem.
– Nie stylizujemy – odpowiada Rusowicz. – Gdybyśmy stylizowali, z pewnością każdy by to wyczuł. A ludzie przychodzą po koncertach, mówiąc, że to szczere. Poruszam ich sumienie.
Ania do niedawna nie słuchała nawet płyt mamy, uciekała od tej muzyki. To tyle nie zawsze fajnych wspomnień... Ale przemogła się. Wieloletnie poszukiwania doprowadziły ją od studiowania farmacji, przez etap poszukiwania kontaktów w grupie r'n'b Dezire, do solowego „Mojego big-bitu". – Nie miałam mamy całe życie, teraz mam ją w sobie – mówi artystka.
I opowiada o tym, że zależało jej po prostu na tym, by przypomnieć dokonania Ady. W tym celu musiała wziąć sprawy w swoje ręce. Wbrew pozorom nazwisko wcale nie otwierało drzwi. Bo młodym Rusowicz kojarzy się z... Jolą Rutowicz.
Zwłoka wyszła na dobre. Z czasem, w trakcie przerabiania piosenek, artystka odkryła, że umie komponować. I to jak! „Mój big-bit" – w połowie oparty na piosenkach Ady Rusowicz, w połowie autorski – chwalony jest głównie za „wkład własny".
Bliskie sprawy
U Ani motywacje są oczywiste. Co jednak urzekło w bigbicie zespoły niezależne?
– Chyba to, że chłopaki z gitarami śpiewali wtedy o bliskich sobie sprawach, kłopotach z rodzicami, z dziewczynami, że bywali dowcipni, że piosenki reagowały na codzienne sytuacje – wyjaśnia Bartosz Chmielewski. – Na przykład Karin Stanek śpiewała piosenkę zainspirowaną artykułem w „Przekroju", mówiącym o tym, że nie ma kolorowych snów, a Klenczon narzekał, że nie ma na kino. Poza tym dało się do tego tańczyć w parach.
Nagrania Muzyki Końca Lata również stały się apoteozą zwyczajności. Było w nich miejsce na oranżadkę w proszku, drzewa owocowe, wieczorne powroty do czekającej „przy garażach" dziewczyny i „Takie ładne oczy" Czerwonych Gitar. Najnowsza płyta zespołu – „PKP Anielina" (wyd. Thin Man) – również nie rozczaruje sentymentalnego słuchacza, ujmując go nostalgiczną, wakacyjną atmosferą.
Takiego odbiorcę ująć może również nieco smutniejszy „Polish rock", krążek Nerwowych Wakacji – „kolażu muzycznych wrażeń, doświadczeń, sentymentów, któremu akurat przy okazji tej płyty pozwolono rozwinąć jedną nibynóżkę w kierunku polskiego bigbitu".
– Ja odnajduję w sobie takie sfery emocji, które można kojarzyć z atmosferą lat 60. w Polsce. Które ja tak kojarzę – mówi Jacek Szabrański, w Nerwowych Wakacjach autor zarówno melodii, słów, jak i wokalista. – Słuchanie płyt zawsze wywoływało w mojej głowie silne wizualizacje sytuacji, historii, o których była mowa w piosenkach, oraz towarzyszących im nastrojów. Z perspektywy czasu te wspomnienia „płytowe" zlewają się w jedno z realnymi.
Teraz Szabrański sam nie wie, czy to on stał na peronie, czekając i zapuszczając już korzenie, czy to Krajewski w piosence. A to dlatego, że tak dobrze zna ten peron i ten pociąg, który nie chciał przyjechać. To jednak nieważne.
Dla słuchacza istotne jest to, że on, Bartosz Chmielewski, i Ania Rusowicz skierowali rodzimą muzykę rozrywkową na nieco inne tory.
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.