Zakręcić wielką płytą
W obiegowej opinii jest szary. Mało kto wie, że może być hiphopowy, punkowy i folkowy. Miejscami przypominać średniowieczną karczmę, PRL-owski pokój czy zaułek Londynu. Poznanie takiego właśnie Ursynowa dziś proponujemy.
Każdy, kto się tu wychowywał, pamięta czasy, w których ochota na kino, muzykę na żywo czy piwo pite w przyjaznych warunkach oznaczała 40-minutową wycieczkę do centrum. Te czasy odchodzą w niepamięć. I to krokami tak dużymi, że pojawia się nawet nutka nostalgii.
Rozkoszny PRL
Czuć ją w otwartej w tym roku Cafe Roskosz. Lokal nawiązuje wystrojem (i inicjatywami) do dziedzictwa dzielnicy. Zadomowił się w miejscu, które ma swoją historię.
– Miały to najprawdopodobniej być pawilony stanowiące zaplecze planowanego bazarku – mówi właściciel Piotr Blachowski. – Z bazarku nic nie wyszło, na jego miejscu stoi dziś kościół, za to Roskosz ma dzięki temu spory ogródek. I przytulne wnętrze.
Meble to prawdziwy PRL-owski skansen. Stoją tu meblościanka, wyszukiwane na Allegro stoliki i fotele z epoki. Ściany zdobią zaś stare aparaty telefoniczne.
W menu nie ma Coca-Coli, bo tu nie pasuje. Są za to domowa bita śmietana, ciasta oraz przysmak „jedynie słusznych" czasów – blok. Jedząc, można przyjrzeć się zdjęciom budowy osiedla, poczytać książki o jego początkach. A później skorzystać ze spaceru z przewodnikiem albo slajdowiska.
Wystawy i czysty staw
Tadeusz i Agata Poniatowscy, założyciele świętującej niedawno pierwsze urodziny Local Coffe, mieszkają na Ursynowie, odkąd istnieje. Znają ludzi oraz klimat. I najchętniej animują kulturę wspólnie ze swymi gośćmi.
– Wszystko zaczęło się od pomysłu, by stworzyć miejsce, które mieszkańcy mogą współtworzyć, gdzie będą czuć się dobrze i dostaną coś więcej niż kawę i piwo. Na przykład możliwość zrealizowania własnej idei – mówi Tadek Poniatowski. – A te są różne: wystawa, turniej gier na konsoli albo zbiórka funduszy na oczyszczenie pobliskiego stawu...
Wciśnięta między bank i sklep z krzesłami dwupoziomowa kawiarnia ma już stałą klientelę. Oferuje przekąski i dobrą muzykę. Ale przede wszystkim daje osobom z Natolina i okolic szansę integracji – spotykania się na potańcówkach, warsztatach muzycznych dla dzieci i pchlim targu (właśnie trwa druga edycja „Ursynowskiej Wyprzedaży Kulturalnej").
Lunche i koncerty
– Im większa oferta kulturalna, tym lepiej. Wystarczy popatrzeć, jak działają zagłębia klubowe w Warszawie. Chodzi o to, by zatrzymać tu mieszkańców, przyzwyczaić ich, że nie trzeba uciekać z Ursynowa, by się dobrze bawić – stwierdza Maciej „Grucha" Kołodyński, współzałożyciel działającej na Imielinie klubokawiarni UrsynOff.
„Grucha" rozpoczął działalność dopiero w wakacje, ale wziął się do pracy na poważnie. Ma dokładnie wypracowany harmonogram. – W soboty zawsze grają u nas do tańca didżeje, w czwartki są koncerty, we wtorki scena otwarta dla każdego zespołu – opowiada.
Zapracowani goście codziennie mogą tu liczyć na lunche spoza menu, a wielu mieszkańców w kalendarze wpisało sobie niedzielne śniadania rodzinne i warsztaty dla dzieci.
UrsynOff przyciąga również etnicznym, folkowym profilem. Świadczą o nim nie tylko orientalne przekąski lub piwa z lokalnych browarów, ale przede wszystkim zapraszani goście. Grali tu Mosaic, Stilo czy Alamut, w październikowym planie są koncerty Radio Samsara (20.10) i Balkan Sevdah (27.10).
Nożyczki i rap
Osoby będące za pan brat z hip-hopem świetnie natomiast poczują się w LaBarbershopie. Jego założyciel Kamil Śmietański postanowił oddać charakter afroamerykańskich punktów fryzjerskich. Takich, gdzie chłopaki z sąsiedztwa mogły zrobić sobie dready czy warkoczyki, ale też pogadać, posłuchać muzyki, rozegrać pojedynek na konsoli do gier.
Ze ścian patrzą na gości tuzy rapu z poprzednich dekad: Jay-Z, Nas, Busta Rhymes czy 2Pac.
– Mamy także DVD z tras koncertowych artystów i kolekcje klipów – zachęca Kamil.
Atmosfera w LaBarbershop okazała się ostatnio interesująca dla weterana polskiej sceny rapowej – Wigor kręcił tu teledysk.
Choć Śmietański stawia na oryginalność, nie chce odstraszyć zwykłych klientów. Dlatego rodziny mogą tu liczyć na zniżkę. A dorosłym czas oczekiwania na swoją kolej umila filiżanka herbaty albo lampka wina. Na koszt firmy oczywiście.
– Być może kropla alkoholu pomoże zdecydować się na prawdziwie hiphopową fryzurę – śmieje się Kamil. – Fryzjerki umieją ją przygotować, tylko na razie nie było jeszcze chętnych.
Kawiarnia z irokezem
Właściciel BritCafe, autor komedii teatralnych i „po trochu wynalazca", Jacek Kubis raczej by z takiej możliwości nie skorzystał. Zdecydowanie bliższy jest mu styl punkowy.
– Całe moje dorosłe życie spędziłem w Londynie. A punk to immanentna jego część – wyjaśnia. – Zawsze nosiłem irokezy na głowie i zajmowałem się muzyką. Johnny'ego Rottena znam osobiście.
Kubisa nie sposób nie zauważyć. Jego lokalu w galerii handlowej także. Tu na plakatach Sex Pistols sąsiaduje z Beatlesami. Na ścianach wiszą też rozkładówki z „Financial Times" i „The Sun". Jest zegar ze stacji Kensington, obok którego znajdziemy charakterystyczne czerwone drzwi budki telefonicznej. W BritCafe można usiąść, pooglądać BBC bądź mecz Premier League, zjeść angielskie śniadanie, wypić Guinessa. A do tego zapalić. Na ladzie znajdziemy informację, że realizowana jest zabudowa Brit Cafe – palacze mają siedzieć w środku, niepalący na sofach na zewnątrz.
Kubis ma pomysły daleko bardziej wywrotowe. Chce zawiesić nad wejściem ogromny motocykl i pod hasłem „Pułkownik brytyjskich wojsk kolonialnych zaprasza" wprowadzić kuchnie z terytorium dawnego imperium.
Drzwi szeroko otwarte
Bardziej powściągliwa w planach jest Cytadela, sklep wyspecjalizowany w grach bitewnych, który na swą reputację pracuje od ponad sześciu lat.
– Kiedy jest ciepło, ludzie wyciągają stoły na zewnątrz i grają. Musimy pogadać z administracją, żeby jakoś tę powierzchnię zagospodarować. By powstał taki ogródek piwny bez piwa – mówi pracownik Cytadeli Stefan Jakóbczyk.
Na razie jest wnętrze zaaranżowane na kształt średniowiecznej karczmy. Klienci z całej Polski kupują w Cytadeli przez Internet. Ale kiedy oglądają zdjęcia, często postanawiają przyjechać. Poznać ludzi, spędzić miło czas.
Sklep stał się bowiem czymś na kształt klubu. Cieszy się popularnością nie tylko dlatego, że łatwo dojechać do niego metrem. Stał się charakterystycznym punktem bardziej alternatywnego Ursynowa. A jaka jest sama dzielnica?
– Jest tu spokojnie, ludzie są życzliwi – mówi Jakóbczyk. – Nasze drzwi są prawie zawsze otwarte i nie mamy kłopotów z niesfornymi klientami. I nigdy nam nic nie ukradziono!
Najwyraźniej mieszkańcy, nawet ci potencjalnie problemowi, doceniają pasjonatów sprawiających, że okolica staje się barwna.
Adresy
- Cafe Roskosz – ul. Wiolinowa 2a
- Local Coffe – al. KEN 47
- UrsynOff – ul. Szolc-Rogozińskiego 1
- LaBarbershop – ul. Nugat 7
- BritCafe – al. KEN 36
- Cytadela – al. KEN 98
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.