Nuty pana Władysława
Niektórych zwyczajnie nie lubił. Trochę im nie wierzył i nie traktował ich zupełnie serio – istotniejsza była dla niego muzyka poważna. Ale te jego małe dzieła były znakomite. W stulecie urodzin kompozytora jest szansa, żeby je znów odkryć. Piosenki Władysława Szpilmana.
Na początek trzeba wyjaśnić jedno – to, że pan Władysław piosenek nie traktował jako najważniejszej części swojej kompozytorskiej działalności, nie znaczy, że do ich jakości nie przywiązywał pierwszorzędnej wagi.
– Nie znosił bylejakości w muzyce – mówi Irena Santor, która w repertuarze ma piosenki Szpilmana. – Kiedy był kierownikiem do spraw muzyki rozrywkowej w Polskim Radiu, przynoszono do niego różne kompozycje. Kładł te nuty na pulpit, przegrywał. I wszystkie możliwe błędy wytykał. Krótko, zwięźle, bezlitośnie.
Pani Irena pierwsze wizyty w gabinecie Szpilmana okupowała więc drżeniem rąk.
– Kiedy się rozmawia z człowiekiem, który wie wszystko albo i jeszcze trochę o tym, co ja (jako początkująca wtedy piosenkarka) robić powinnam, to człowiek zwyczajnie się boi – przyznaje.
Podczas rozmowy w 1961 r. pan Władysław oświadczył, że to ona właśnie ma pojechać na sopocki festiwal z walcem „Embarras". Nogi się pod nią ugięły ze szczęścia, bo o piosence Wasowskiego i Przybory nieśmiało i cichutko sobie marzyła. Ale bardzo szybko została sprowadzona na ziemię. Usłyszała: „Jak ją pani zepsuje, to ją odbiorę. Bo to bardzo piękna piosenka".
– On chciał uchodzić za człowieka kostycznego, niedostępnego – ocenia. – Żeby móc amatorów albo tych, którzy jeszcze niewiele umieją, czegoś nauczyć. Tak naprawdę był otwarty i sympatyczny.
„Embarras" nie zepsuła. Ten utwór stał się jednym z jej największych przebojów. A pan Władysław dawał jej kolejne piosenki. I właściwie tylko raz zasłużyła sobie na ostrą reprymendę z jego strony.
- Ja jestem twoja i tylko twoja
Jak w słoneczny dzień
W pogodny dzień twój cień
Na wydanej w 1969 r. płycie „Zapamiętaj, że to ja" znalazła się piosenka „Ja jestem twoja" z tekstem Tadeusza Kubiaka.
– Zanim zaczęliśmy pracę z aranżerem Leszkiem Bogdanowiczem i orkiestrą PR pod dyrekcją Stefana Rachonia, zapytaliśmy pana Władysława, czy przyjdzie na nagranie. On na to: „Nie przychodzę. Róbcie, co chcecie, tak jak umiecie, nagrywajcie" – wspomina.
Nagrali. I cisza, żadnego odzewu ze strony Szpilmana.
– Po jakimś czasie zapytałam go, co sądzi – opowiada Santor. „Proszę pani, czy pani wie, że tam brakuje jednego taktu?" – oświadczył. I dodał: „No dobrze. Pomylił się Bogdanowicz. Pomyliła się pani. Ale żeby Rachoń?!". I oczywiście nie powiedział mi, w którym miejscu. „Niech pani sama znajdzie!".
Ostre kryteria pan Władysław stosował oczywiście również wobec siebie. Był tak wymagający, że czasami z punktu odrzucał własne kompozycje. Zdarzało się jednak, że ktoś był bardziej uparty niż on.
- Tych lat nie odda nikt
Tych lat nie odda nikt
Gdy swoją drogą ja chodziłam
Swoją drogą ty
Któregoś dnia Santor i Bogdanowicz odwiedzili Szpilmana w domu. Wśród porozrzucanych nut coś przykuło uwagę aranżera. – To dobrze wygląda, może by to przegrać? – zaproponował. – Nie – odparł pan Władysław. Bogdanowicz naciskał subtelnie. – Oj, proszę pana, ja takich piosenek piszę trzy tygodniowo. – Nie! – zapierał się kompozytor.
– Ale uległ – śmieje się pani Irena. – Kiedy zagrał piosenkę, Leszek powiedział, że musimy ją zarejestrować. „Ale po co?" – zdziwił się Szpilman. „To przecież takie nic! Nie podpiszę tego swoim nazwiskiem".
Utwór sygnował pseudonimem Al Legro. A twórca był zmartwiony, kiedy utwór „Tych lat nie odda nikt" z tekstem Kazimierza Winklera zyskał tytuł Piosenki Roku.
Wiele piosenek Szpilmana stało się przebojami. Mimo że nie były to utwory proste.
– On niczego swoimi aranżacjami nie ułatwiał, nie dawał wykonawcy żadnej podpórki – mówi pani Irena. – Ale za to, kiedy człowiek się już z tym zmierzył i niczego nie popsuł, były rezultaty.
Pięknych melodii nie sposób było nie nucić. I wiele osób to robiło. Także z innego powodu.
– One były – jak śpiewała Ordonka – „ludziom na pocieszenie" – mówi Santor.
- Pójdę na Stare Miasto
Nie byłam tam od wczoraj
Nie mogłabym w nocy zasnąć
Gdybym nie poszła dziś
– W 1951 r. przyjechałam do Mazowsza i z Dworca Głównego musiałam się przedrzeć na Nowogrodzką – opowiada.
– Ludzie skakali z jednej kupki gruzu na drugą, unosił się kurz straszliwy... Kiedy chodziło się ulicami, straszyły ruiny. Ale w nich – w jakichś szparkach
– światełka błyskały. Z okienek wystawały rury, leciał dym. Ktoś tam gotował, ktoś mieszkał.
Widok poranionej, ale i odradzającej się stolicy pozostał w pamięci pani Ireny.
– My z tego Karolina bajkowego przyjeżdżaliśmy do Warszawy nie tylko na koncerty – mówi. – Ale także, żeby pochodzić po ulicach. Popatrzeć, jak to miasto rośnie i rośnie.
Co prawda nie podobały jej się szare, monstrualne budowle. Ale kiedy odtwarzano Starówkę, jeździła tam bardzo często.
– Bo tu nowe rusztowanie postawili, a tam pojawiło się piętro... – wspomina.
Mieszkanie tutaj, walka o każdy skrawek przestrzeni, wymagała ogromnego wysiłku i samozaparcia.
– Ludzie potrzebowali więc czegoś, co ich podniesie na duchu – mówi Santor. – Dlatego serce mnie boli, kiedy niektóre piosenki z tamtego czasu ocenia się negatywnie. One przecież pomagały zachować hart ducha, niosły tak potrzebną wtedy radość.
- Autobus czerwony
Przez ulice mego miasta mknie\
Mija nowe, jasne domy
I ogrodów chłodny cień
Głównie o radości mówią absolwenci Akademii Teatralnej, którzy pod okiem rektora Andrzeja Strzeleckiego przygotowują koncert kończący obchody 100. urodzin Władysława Szpilmana. Uważają, że wszelkie historyczne konteksty bledną w obliczu uroku melodii. Bo właściwie dlaczego takiego „Autobusu czerwonego" nie można uznać po prostu za wesołą piosenkę o mieście z bohaterem w postaci pojazdu komunikacji zbiorowej?
Nawet jeśli kompozycje pana Władysława nie zajmowały wiele miejsca w ich muzycznym świecie, teraz stały im się bliskie. Mówią, że pod palcami pianisty i kierownika muzycznego przedsięwzięcia Marka Stefankiewicza brzmią bardzo współcześnie i mimo wieku „nie trącą myszką". Że choć są trudne i trzeba mieć spore umiejętności, żeby je wykonać, wpadają w ucho. Że fajnie by było słuchać ich w samochodzie. Bawią się tymi utworami z wielką przyjemnością. Ale i z poczuciem pewnej odpowiedzialności.
– Każde pokolenie musi niejako na nowo odkryć piosenki, które są częścią kultury danego kraju jako evergreeny – mówi Andrzej Strzelecki. – Problemem jest jednak to, że dla dzisiejszych nastolatków za chwilę do odkrycia będą już Marek Grechuta, Seweryn Krajewski czy Czesław Niemen.
– Wiadomo, że dla każdego bliższe są rzeczy, które powstały pięć, dziesięć, 15 lat temu niż te sprzed 30, 40 czy 50 lat – dodaje Stefankiewicz. – Ale standardy amerykańskie pochodzące z lat 20. i 30 zna prawie każdy.
Strzelecki uważa, że to kwestia braku dbałości o naszą spuściznę kulturową. Widać ją w mediach, w wytwórniach... A przecież jeśli się słuchaczy na coś nie naprowadzi, to skąd mają wiedzieć, że to jest ważne?
Harmonia, melodyka i rytmika utworów Szpilmana przerasta – jak mówi Stefankiewicz – potrzeby dzisiejszych zaniedbanych trochę odbiorców. Ale warto zadać sobie trud, żeby takie urocze układanki rozszyfrować. Katarzyna Dąbrowska, Wiktoria Gorodeckaja, Anna Markowicz, Natalia Sikora, Monika Węgiel, Jacek Beler, Marcin Januszkiewicz i Marcin Mroziński dadzą nam na to szansę w poniedziałek.
Pani Irena cieszy się na ten koncert. Chętnie posłucha piosenek pana Władysława w nowym wykonaniu. I mówi, że on też by posłuchał.
– Ale pewnie powiedziałby: „No dobrze, ale gdyby pan/pani zauważył/a to i tamto, byłoby lepiej" – śmieje się. – Bo uważał – podobnie jak ja – że uczyć się trzeba całe życie.
* Koncert „Tych lat nie odda nikt" – Och-Teatr, ul. Grójecka 65 poniedziałek, godz. 19.45 wstęp wolny
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.