Warszawa w kawałkach
Był czas, kiedy stolica składała się z 28, często niedotykających nawet siebie, części. Mowa o jurydykach – samodzielnych niby-miasteczkach, które w wieku XVIII hamowały rozwój Warszawy.
Kto dziś uwierzy, że powierzchnia Starego i Nowego Miasta była kilkadziesiąt razy mniejsza od rzeczonych jurydyk? Niektóre z nich miały nawet po 3,5 kilometra długości, podczas gdy obie Warszawy rozciągały się w sumie na około 1400 metrów. Do tego dziesięć z nich posiadało własne ratusze, a niektóre nawet własne miary! To nie żart – jak wytropił przedwojenny varsavianista Franciszek Galiński – łokieć grzybowski (z jurydyki Grzybów) był o cztery cale dłuższy od warszawskiego. Ślady po tych małych miasteczkach odnajdujemy dziś w nazewnictwie, a także sporadycznie w układzie ulic i placów.
Bałagan i partacze
Nieszczęście zaczęło się w wieku XIV, kiedy wokół Warszawy zaczęły powstawać tereny wyłączone spod administracji oraz sądownictwa miejskiego. Pierwszą jurydykę, zwaną świętojerską, założyli kanonicy regularni, mający swą siedzibę przy kościele św. Jerzego (stąd i dziś ulica). Drugą była tzw. Dziekanka ustanowiona przez dziekana kolegiaty św. Jana. Ulokowana w rejonie Trębackiej posiadała ratusz niemal dokładnie w miejscu cokołu pomnika Mickiewicza (pochodzenie współczesnej nazwy akademika – Dziekanka – nie wymaga już chyba większych objaśnień).
Potem ziemię od miasta nabywali bogaci ludzie, chcący robić tam interesy – głównie podczas wielkich zjazdów szlachty na sejmy. Na swych terenach nadawali osadzającym się tam odrębne od miejskich prawa i przywileje, które czasami sprzyjały szybkiemu rozwojowi handlu i wytwórstwa. A to wywoływało protesty warszawskich rzemieślników, gdyż ich interesy korporacyjne (cechowe) skutkowały sztywnymi cenami w mieście. Tymczasem poza nim mieszkali niezrzeszeni wytwórcy, robiący przedmioty czasami nawet lepiej niż w stolicy, a do tego taniej. Ludzi tych zwano partaczami – przy czym nazwa ta miała wówczas zupełnie inny wydźwięk niż dziś.
Konflikty coraz bardziej nabrzmiewały i wreszcie w roku 1559 Sejm zezwolił szlachcie oraz duchowieństwu na zakładanie pozamiejskich osiedli całkowicie niezależnych od magistratu. A to podkopało interesy mieszczaństwa.
Hulaj dusza!
Do 1791 roku, kiedy to zlikwidowano tę formę prawną, mieliśmy wokół starej i nowej Warszawy aż 26 miasteczek. W tym pięć wielce pokaźnych, nawet trzykrotnie przerastających powierzchnią stolicę. Na Pradze, jak to prezentują rozpowszechniane obecnie plany, były trzy giganty – Golędzinów, Praga oraz Skaryszew-Kamion. Tymczasem etnograf Jan Stanisław Bystroń podaje, że było ich tam co najmniej pięć, co świadczyłoby o różnych ruchach własnościowych; prawdopodobnie kilka zostało wykupionych przez potężniejszych właścicieli. Wszystkie wspomniane powyżej nazwy odnajdziemy na współczesnych planach.
Natomiast w lewobrzeżnej części miasta lokowały się potężne Solec oraz Grzybów. Przyjrzyjmy się temu ostatniemu. Istnieje rycina Zygmunta Vogla z wieku XVIII, na której widać piętrowy, drewniany ratusz Grzybowa z całkiem pokaźną wieżą, a wokoło sporo domów, w tym i dwukondygnacyjnych. Przyłóżmy tę osadę do dzisiejszej mapy. Ratusz stał na placu Grzybowskim, a jurydyka miała ulicę główną, wiodącą ku zachodowi; to doskonale znana nam Grzybowska. Mieszkało tam parę tysięcy ludzi, korzystających w końcu wieku XVII z dwóch młynów i dziesięciu browarów, a 100 lat później już z 28 browarów.
Całość założył w 1650 roku Jan Grzybowski, starosta warszawski, którego następcy rozwijali osadę. O anegdotycznym „łokciu” już wspominaliśmy, natomiast do dziś przetrwały układ urbanistyczny oraz nazewnictwo.Ciekawie prezentowała się jurydyka Bielino, erygowana w 1757 roku przez marszałka wielkiego koronnego Franciszka Bielińskiego. Miała dwie oddalone od siebie o ponad kilometr części. Centrum administracyjne stanowił ratusz ulokowany na placu Zielonym – to dziś plac Dąbrowskiego. Obok przebiega ulica Marszałkowska, nazwana tak ku pamięci założyciela jurydyki, który jako przewodniczący Komisji Brukowej zadecydował o utworzeniu kamiennej nawierzchni na tym dukcie i wielu innych stołecznych również. Marszałkowska jako jedna z nielicznych była dość racjonalnie rozplanowana, gdyż wcześniej wytyczono działki budowlane. Z kolei Leszno (dziś nazwa fragmentu Trasy W-Z) założone zostało przez wielkopolski ród Leszczyńskich, który ściągnął tu ze swych rodowych majętności rzemieślników ewangelickich, podległych oczywiście lokalnej administracji, a nie katolickiej władzy warszawskiej. I to też był przyczynek do późniejszych konfliktów.
Koniec i początek
Ze spisów wynika, że w jurydykach tuż przed ich likwidacją żyły 23 tys. stałych mieszkańców, nie licząc wielu tysięcy okresowych przybyszów. To nieco więcej niż ówczesna ludność Krakowa, a niemal tyle samo, ilu mieszkańców liczyło Wilno! I ten tłum nie podlegał władzy miejskiej. Przed likwidacją jurydyk w Warszawie było ich 26. W tym samym czasie w Krakowie – 21. A Lublin – wiek wcześniej – otoczony był 24 jurydykami. Istnienie takiej formy osadniczej blokowało sensowną rozbudowę miast królewskich, w których nie można było przeprowadzić poważnych reform. Co ciekawe – dwukrotnie – w połowie XVII i XVIII wieku sejmy uchwalały likwidację jurydyk, ale na deklaracjach się kończyło. Wreszcie nadszedł rok 1791 pamiętny sejmem, który uchwalił Prawo o miastach. Weszło ono w życie po trzech latach i stołeczne jurydyki ostatecznie zostały włączone w administracyjne życie Warszawy.
Kto gdzie mieszkał
W roku 1792 sporządzono spis stałej ludności, który wykazał obecność 115 tysięcy mieszkańców. Warszawiacy żyli:
66 proc. na Starym Mieście;
21 proc. w jurydykach;
7 proc. na Pradze;
6 proc. na Nowym Mieście.
Dodaj swoją opinię lub wyślij maila na czytelnik@zw.com.pl
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.