Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Radni pokłócili się o krzyż

kea 26-08-2010, ostatnia aktualizacja 26-08-2010 20:08

Ponad milion złotych kosztują demonstracje pod krzyżem przy Pałacu Prezydenckim. Samozwańczy obrońcy nie zostaną jednak usunięci. Na sesji Rady Warszawy radni pokłócili się o krzyż.

autor: Mateusz Dąbrowski
źródło: Fotorzepa
Hanna Gronkiewicz Waltz stwierdziła, że to warszawiacy powinni zdecydować o postawieniu pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej w stolicy
autor: Guz Rafał
źródło: Fotorzepa
Hanna Gronkiewicz Waltz stwierdziła, że to warszawiacy powinni zdecydować o postawieniu pomnika ofiar katastrofy smoleńskiej w stolicy

- Czas się pogodzić, że na KP nie ma miejsca na obeliski i kilkometrowe pomniki tak samo jak nie ma miejsca np. na biurowce – powiedziała podczas Rady Warszawy prezydent stolicy Hanna Gronkiewicz-Waltz. - Nie może być tak żeby ludzie z różnych stron kraju mówili, co ma stać w stolicy. Tu mieszka 1,7 mln ludzi i to oni powinni o tym decydować.

Prezydent zaapelowała, by spraw pomnika i krzyża nie podnosić podczas kampanii wyborczej. - Granie krzyżem przez Prawo i Sprawiedliwość rozgoryczone po przegranych wyborach jest niegodne. Ofiary katastrofy smoleńskiej zasługują na coś więcej - na powagę i szacunek – powiedziała prezydent Warszawy.

Urząd nie zamierza podejmować żadnych działań w sprawie krzyża. - Podpisano porozumienie między kurią, kancelarią prezydenta i harcerzami. Urząd nie jest stroną porozumienia, a teren przed pałacem nie jest naszym rejonem – mówiła Hanna Gronkiewicz-Waltz. - Byłoby to złamanie prawa.

Posiadaczem miejsca jest tylko i wyłącznie Kancelaria Prezydenta. Bardzo więc proszę, by nikt mnie nie namawiał, żebym zadziałała w sposób bezprawny i wkroczyła na teren, który nie należy do miasta.

Prezydent Warszawy zasłoniła się prawem własności - Jak państwo wiedzą, nie można nawet denerwującej reklamy z prywatnego terenu zdjąć - mówiła.

Krzyż harcerzy, teren kancelarii, a płaci miasto

Służby miejskie nie zamierzają również interweniować w sprawie nielegalnego zgromadzenia tzw. obrońców krzyża. - W państwie demokratycznym nie będzie rozpędzania pałką ludzi, którzy chcą wyrazić swoje przekonania. Jest prawo do manifestacji i prawo do zgromadzeń – mówiła prezydent Warszawy.

Od 3 sierpnia, kiedy krzyż miał zostać przeniesiony służby zapłaciły już ponad milion złotych. Uczestnictwo 4200 policjantów kosztowało 860 tys. zł, a 1350 strażników Straż miejska (1350 strażników) – 250 tys. zł

Płoty są nasze i policyjne, koszty ich rozstawienia i przewiezienia niewielkie, rzędu 2 tys. zł - mówi dyrektor miejskiego Biura Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego Ewa Gawor.

- Teren nie jest miasta, krzyż nie jest miasta, wiele osób uczestniczących w tej akcji jest spoza Warszawy, to dlaczego ma płacić na to stolica? – pytał radny SLD Andrzej Golimont

Radnych sprawa krzyża podzieliła. - Grupa kilkudziesięciu osób w biały dzień łamie tam prawo, lekceważąc wszelkie instytucje państwa – powiedział radny Sebastian Wierzbicki (SLD).

– Jest to zagrożenie dla mieszkańców miasta i turystów. Sytuacja z granatem to było ostatnie ostrzeżenie. Dziś śmieje się z nas cały świat.

- Dyskutujemy o tym dlatego, że państwo polskie okazało się państwem słabym – mówił radny Bartosz Dominiak (SdPL). – Miasto jest stroną tego konfliktu, co najmniej z trzech powodu. Po pierwsze z powodu odsłonięcia tablicy, której styl odsłonięcia był nie na miejscu. Druga kwestia to sprawa zgromadzeń publicznych.

Demonstracja legalna bo nie ma przywódcy

Radny Dominiak sprawdził, czy demonstracja jest legalna. Okazało się, że nie. - Pierwszego dnia to mogło być zgromadzenie spontaniczne, może drugiego – ale nie przez kilka tygodni – mówił radny.

Urzędnicy tłumaczą, że w przypadku zgromadzeń przepisy wymagają wpisania nazwiska organizatora. - Nikt z osób nie zgłosił się jako odpowiedzialny za resztę osób, nie ma organizatora, dzieje się to spontaniczne. W świetle ustawy żadnej z tych osób nie można uznać za organizatora – mówiła dyrektor Gawor.

Radnemu odpowiedź ta nie wystarczyła. – Prawo powinno traktować wszystkich równo. Gdy była gromada kibiców, którzy naruszyli prawo, zostali otoczeni i wyłapani. Nie było tam przywódcy, a mimo to mają odpowiedzieć przed sądem za udział w nielegalnym zgromadzeniu. Co stoi na przeszkodzie, żeby równo potraktować uczestników nielegalnych zgromadzeń? – pytał.

Dominiak przypomniał też, że od 1965 r. Trakt Królewski jest wpisany do rejestru zabytków. – Na tym terenie ustawiono krzyż przydrożny. Czy stołeczny konserwator zabytków przeprowadził kontrolę, zażądał przywrócenia stanu poprzedniego? – pytał radny. – Czy kierował do policji, prokuratury zawiadomienia o podejrzeniu wykroczenia lub przestępstwa?

- Nie przeprowadziliśmy kontroli, wszyscy widzimy że krzyż stoi i nie ma zezwolenia – mówiła stołeczna konserwator zabytków Ewa Nekanda-Trepka. - 14 lipca zostało wysłane pismo do szefa kancelarii prezydenta, że krzyż i wystawa nie mają zezwoleń konserwatora, które są przewidziane prawem.

Radny Dominiak oczekuje, że miasto będzie naciskało na Kancelarię Prezydenta, by krzyż jak najszybciej przeniesiono.

- Nie oczekujemy, że pani osobiście będzie niosła krzyż do kościoła św. Anny, ani nawet że służby miejskie to zrobią – to obowiązek tych, którzy go tam postawili i podpisali porozumienie – mówił radny. - Jeden z mieszkańców zadał mi pytanie „kiedy skończy się ten cyrk?”. O to samo chciałbym zapytać panią prezydent.

Upamiętnienie musi być

Inne zdanie ma radny Marek Makuch (PiS). – Pani prezydent mówiła, że miasto wywiązało się ze swojej roli. Z tego co wiem od rodzin ofiar, niekoniecznie. Poza tym nie wiem, czy pomocą w takiej chwili powinno się miasto chwalić – mówił. – Dantejskie sceny działy się 9 sierpnia (demonstracja przeciwników krzyża – przyp. red.). Czemu pani prezydent wydała pozwolenie na demonstrację o godz. 23? Były ataki werbalne, słowne, znieważanie osób, próby profanowania krzyża.

Jak twierdził radny, policja, proszona o interwencję z powodu obrażania obrońców krzyża, nie reaguje. - Czy ci ludzie, którzy modlą się pod krzyżem są obywatelami drugiej kategorii? – pytał.

Pis uważa, że ofiary katastrofy powinny zostać upamiętnione. – Tam zginęli honorowi obywatele Warszawy, byli radni stolicy. Brakuje jednak dobrej woli polityków, którzy już dawno mogli tę sprawę zakończyć.

- Przecież pani prezydent mówiła, że pomnik stanie, lecz nie przy Pałącu Prezydenckim – mówił radny Andrzej Golimont (SLD). – Problem, co dalej z Krakowskim Przemieściem. Czy będziemy dziennie nadal wydawać 100 tys. zł dziennie na bronienie tzw. obrońców krzyża przed tzw. przeciwnikami krzyża? Mamy nadzieję, że w interesie miasta uda się pani prezydent ten problem rozwiązać.

Z kolei radny Jarosław Szostakowski (PO) dziękował służbom miejskim i pani prezydent za doskonałe wywiązywanie się z zadań po katastrofie 10 kwietnia. - Wtedy ten krzyż łączył nas tak jak znicze, które zapalaliśmy. Teraz już tak nie jest – mówił radny. – Miejsce tego krzyża jest w kościele. Może tam z powrotem będzie łączył, zamiast dzielić.

- Grupa osób twierdzi, że wybitny polityk i wybitny prezydent powinien zostać uhonorowany, ja się z tym zgadzam – mówiła radna Agnieszka Kuncewicz (PD). – Chodzi oczywiście o prezydenta Kaczorowskiego.

Radna przypomniała, że prezydenta Kaczyńskiego powinno się upamiętniać na Wawelu. - Krzyże przydrożne składa się tam, gdzie ktoś zginął. Jednak Wawel jest niewygodny, bo każdego 10 będzie ciężko jeździć tam z kwiatami. To też nieodpowiednie miejsce, żeby palić kukły – mówiła.

zyciewarszawy.pl

Najczęściej czytane