Partnerstwo – synonim afery
Zapowiedzi władz miasta o 20 inwestycjach wartych nawet 3 mld zł, realizowanych we współpracy z prywatnym biznesem, mogą sprowadzić się do... jednej lub dwóch. Na inne przed końcem kadencji nie wystarczy już czasu. A być może także woli politycznej.

Wie pani, dlaczego do tej pory tak niechętnie korzystano z przepisów o partnerstwie publiczno-prywatnym? Bo one całkowicie eliminują możliwość korupcji – słyszę od jednego z doradców z potężnej firmy, która teraz ma analizować, jakie inwestycje miejskie nadają się do realizacji w systemie PPP.
To oczywiście jeden z nieoficjalnych argumentów. Oficjalnie samorządy narzekały po prostu na „niefunkcjonalne“ przepisy – teraz zmienione. Jednak faktem jest, że od ponad sześciu lat w stolicy bano się PPP jak diabeł święconej wody.
Ratusz zapowiedział właśnie przełom i ogłosił listę 20 projektów, w które mógłby zaangażować się kapitał prywatny. W planie znalazły się hale sportowe, parkingi podziemne, spalarnia śmieci, szpital, a nawet Park Technologiczny i linia tramwajowa. To jednak na razie tylko lista. Dopiero elita firm doradczych – Deloitte, PricewaterhouseCoopers, Ernst & Young i Depfa Bank – zweryfikuje, czy taki sposób inwestowania w ogóle się opłaca.
Przełamać bariery
Stolica ambitnie chciałaby być prekursorem dobrych umów zawieranych z partnerami prywatnymi. Ale do przełamania pozostaje nie lada bariera – historyczna i mentalna.
– U nas wszystko na styku polityki i biznesu jest podejrzane. Poziom zaufania między władzą a przedsiębiorcami jest naprawdę niewielki – uważa prof. Jan Winiecki, ekonomista. – W zakresie współpracy tych obu podmiotów nie mamy takich tradycji jak np. Wielka Brytania – uważa naukowiec.
Mamy za to sporo przykładów z warszawskiego podwórka, jeszcze sprzed ustawy o PPP, które nie kojarzą się pozytywnie. Koniec lat 90. i początek tego wieku to transakcje, które do dziś są przedmiotem spraw w sądach. Przykład – Złote Tarasy. Miasto oddaje aportem grunt pod budowę centrum handlowego. W sądach tkwią teraz sprawy samorządowców oskarżonych o to, że oddali grunt za tanio. A ratusz ma jeszcze ogromne problemy ze sprzedażą swoich udziałów w tej spółce. Spór o ich wycenę sięgnął już sądu arbitrażowego w Paryżu.
Niczym innym jak „starą formą“ PPP była też umowa miasta z WaParkiem. Tu nie chodziło jednak o grunt, a o usługę – utrzymanie i obsługę parkometrów. I znów afera. Ratusz zarabiał na parkometrach grosze, a prywatna firma zabierała nawet 90 proc. wpływów. Gdy samorząd zerwał umowę, Wapark walczył o odszkodowanie. Dopiero niedawno Warszawa wygrała sprawę w sądzie.
Czy teraz, gdy miasto znów chce wchodzić w interesy z prywatnymi partnerami przy budowie parkingów czy spalarni śmieci, trzeba się znów spodziewać afer? – Nikt nie mówił, że będzie łatwo, ale właśnie by przełamać, odczarować ten negatywny wizerunek, podejmujemy się, wspólnie z ekipą doradców, wypracowania takiego modelu współpracy, że nie trzeba będzie potem latami walczyć w sądach – mówi wiceprezydent Jarosław Kochaniak. – Najważniejsze są precyzyjne, dopracowane umowy, korzystne dla obu stron – dodaje Marzena Rytel z PricewaterhouseCoopers. – Dobrze, że miasto sięgnęło po firmy doradcze, bo procedury PPP są bardzo skomplikowane – uważa też Jeremi Mordasewicz z Polskiej Konfederacji Pracodawców Prywatnych. – A jeśli będą dobre schematy, każdą następną inwestycję będzie już łatwiej organizować.
Nici z prekursorstwa
Gdy ratusz ogłaszał kilka dni temu przygotowania do PPP, Wojciech Roman z Deloitte nazwał ten moment „tworzeniem historii“. To przesada. Inne miasta już wyprzedziły stolicę. W Poznaniu pierwszy parking podziemny wybudowany do spółki z prywatnym inwestorem otwarto na pl. Wolności już w 2006 r. Miasto jest tam właścicielem obiektu, ale przez 39 lat zyski czerpać ma prywatna firma.
– Jesteśmy z tej współpracy bardzo zadowoleni – mówi Bożena Przewoźna, kierownik Wydziału Gospodarki Komunalnej miasta Poznania. – Gdy budowaliśmy parking podziemny, parkujące samochody miały zniknąć z ulic. Tak się stało i wreszcie znów widać miasto.
W Krakowie w trybie koncesji trwa budowa parkingu przy ul. Powiśle. W zamian za sfinansowanie inwestycji prywatny inwestor będzie mógł czerpać zyski przez najbliższe 70 lat.
Podobny projekt realizowany jest w Gdańsku. – Ale gdy Warszawa przedstawi konkretne rozwiązania, też chętnie je rozważymy i z nich skorzystamy – zapowiada Leszek Janowski z firmy Apcoa odpowiedzialnej za inwestycję na Wybrzeżu.
Realne parkingi i spalarnia
Stołeczni samorządowcy szacują, że z szumnych zapowiedzi 20 projektów w PPP do końca kadencji (a ta upływa jesienią 2010 r.) uda się najwyżej rozpocząć jeden. Ten sprawdzony w innych miastach – parkingi.
Wiceprezydent Jarosław Kochaniak chce, by jeden operator odpowiadał za budowę wszystkich czterech inwestycji: pod pl. Teatralnym, Defilad, ul. Emilii Plater i ul. Sienkiewicza. Miejscy doradcy mają różne zdania. – Szybciej i efektywniej byłoby, gdyby te zadania podzielić na kilku inwestorów – ocenia Wojciech Roman z Deloitte.
Realnych kształtów może nabrać także spalarnia śmieci na Targówku. Ratusz doprecyzowuje właśnie dokumenty, by rozbudowę zakładu utylizacji o nowy obiekt zlecić w formie koncesji. Ale w najlepszym razie inwestycja (za ponad 800 mln zł i dofinansowana z UE) mogłaby rozpocząć się pod koniec 2010 r.
– Do budowy w PPP szczególnie nadają się też obiekty sportowe, więc to dobry pomysł – przyznaje Michał Suliborski ze stowarzyszenia SISKOM, oceniając plany budowy hal sportowych m.in. Hutnika, Polonii, Ursusa czy basenów przy Górczewskiej.
Szefowie tych klubów mają jednak obiekcje. – Nikt się z nami w tej sprawie jeszcze nie kontaktował. To jakaś partyzantka – narzeka prezes bielańskiego Hutnika Andrzej Pilarski. Na terenie tego stadionu w przyszłości ma powstać baza sportowo-szkoleniowa. – Prywatny inwestor na pewno by się znalazł. Tylko warunki takiej współpracy muszą być rozsądne – ocenia.
I lista życzeń...
Oprócz sensownych planów są też na miejskiej liście takie, które zakrawają na propagandę. Wpisane tylko dlatego, by było ich więcej. Na przykład hala widowiskowa na Targówku. Wiadomo, że decyzje w tej sprawie nie zapadną, dopóki rząd nie powie, czy ma zamiar budować podobną przy Stadionie Narodowym. Po co więc analizy?
Kolejny kontrowersyjny pomysł to linia tramwajowa do Piaseczna. Nie dość, że nie ma jej w żadnych dokumentach dotyczących infrastruktury, to jeszcze jej budowa byłaby bardzo kosztowna. Choćby z powodu wykupu gruntu pod potencjalną zajezdnię. Jedyny teren, który się na nią nadawał, właśnie sprzedano pod centrum handlowe. Mimo to władze miasta mówią: – Przeanalizujemy, zlecimy opracowania.
– To absurdalny pomysł i wyrzucanie pieniędzy na ekspertyzy w błoto – ocenia ekspert od komunikacji Adrian Furgalski. – Warszawa powinna analizować budowę tramwaju do Wilanowa, nie do Piaseczna.
Dyrektor Biura Obsługi Inwestorów w ratuszu Michał Olszewski broni pomysłu: – To jedyna szansa, by miasto sprawdziło, czy w ogóle linie tramwajowe mogą być budowane z kapitału prywatnego. Liczymy, że na Wilanów dostaniemy grant z UE, na Piaseczno pieniędzy nie mamy. A przecież właśnie dlatego sięgamy po partnerstwo publiczno-prywatne, by realizować te inwestycje, na które w budżecie publicznym brakuje środków – argumentuje.
Mało prawdopodobnie brzmiały też deklaracje o budowie w PPP Parku Technologicznego. O projekcie technoparku na Łuku Siekierkowskim jako „pilnej“ inwestycji mówił trzy lata temu jeszcze prezydent Lech Kaczyński. Obecna ekipa uznała projekt za „tylko narysowany na papierze“ i mało realny. Teraz PPP miałoby stać się sposobem na jej sfinansowanie. Prywatny inwestor mógłby wyłożyć pieniądze na część biznesową, część laboratoryjna i inkubatory znalazłyby się pod opieką partnera publicznego.
– To akurat jest pomysł bardzo realny – stwierdza dyrektor Olszewski. – A co do innych? My przecież nie zapewniamy, że zrealizujemy wszystkie z 20 projektów na liście – zastrzega.
Dodaj swoją opinię
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.