Likwidacja fortyfikacji
Setki obiektów fortyfikacyjnych wybudowano u nas w przeciągu 400 lat i w zasadzie żadne nie przydały się do obrony. Tylko raz, podczas powstania kościuszkowskiego, spełniły swe zadanie, ale o tym nikt nie pamięta. A potem rozbierano wszystko, jak leci.
Do napisania tego artykułu skłonił mnie przypadek tzw. prawdziwej Reduty Ordona, czyli dzieła usytuowanego w rejonie ulicy Na Bateryjce. Pisaliśmy o nim przed kilkoma laty, a przed rokiem znacznie szerzej, gdy poświęciliśmy mu jeden odcinek varsavianów. Dopiero potem obudziły się różne instytucje, z których część zaczęła przypisywać sobie jej odkrycie. Redutę Ordona usytuowano przed wojną w błędnym miejscu (i tam składano okolicznościowe kwiaty), a prawdziwy obiekt niszczono. Kiedy na jego brzegu rozpoczęto wykopy pod tzw. meczet (przy ulicy Bohaterów Września), nie przeprowadzono żadnych badań archeologicznych. Te wykonali nocami we własnym zakresie entuzjaści, odnajdując wiele interesujących przedmiotów. Dopiero, gdy większą część terenu rozkopano pod budowę i nie było już co badać, urzędnicy zaczęli działać. W podobny sposób zniszczono w stolicy dziesiątki obiektów, nie mając nawet pojęcia, że są to dawne fortyfikacje.
Zabudować lub rozsypać
Pierwsze poważne umocnienia zbudowano wokół Starego Miasta, mniej więcej w okresie bitwy pod Grunwaldem, w półtora wieku później rozszerzono je, a kiedy się zestarzały... zabudowano domami mieszkalnymi. Kto dziś pamięta, że wokół Barbakanu były budynki przylepione do jego ścian? Zabudowę tę zaczęto likwidować przed wojną, odsłaniając najstarsze mury, ale nie na wiele to się zdało, bo wkrótce zostały poważnie uszkodzone podczas Powstania Warszawskiego. Po wojnie rekonstruowano je gotycką oraz renesansową cegłą, uzyskaną z rozbiórek zabytkowych domów Nysy, Srebrnej Góry i paru innych śląskich miast. To jedyny przypadek, kiedy usiłowano dbać o stare, stołeczne umocnienia (inna sprawa, że rabunkowym sposobem). Na początku XVII wieku wybudowano na lewym brzegu Wisły tzw. Wały Zygmuntowskie, które jednak nie odegrały większej roli. Zaczęto je więc rozbierać w sto lat później, a resztę rozsypano w połowie XIX wieku; ostatnie ślady zniknęły wtedy w rejonie placu Bankowego i na obrzeżach Ogrodu Saskiego. Wydaje się, że jedyną ich pozostałością jest nazwa ulicy Wałowej, znajdującej się we wschodniej części Muranowa.
Co ciekawe, na pierwszym planie Warszawy – z czasów wojen szwedzkich – widać dziewięć umocnień, prawdopodobnie ziemnych wysuniętych przed mury miejskie, na zachód od Podwala. Jakiś udział w nieudanej obronie miasta podczas potopu szwedzkiego miały, ale potem też zniknęły.
Następnie mieliśmy Wały Lubomirskiego, wzmocnione podczas powstania kościuszkowskiego. Ich północno-zachodni fragment niezwykle przydał się podczas dwumiesięcznej, skutecznej (!) obrony przed wojskami pruskimi w 1794 roku. Walki toczyły się w rejonie tzw. Gór Szwedzkich nieopodal dziesiejszego powązkowskiego cmentarza wojskowego. Po utracie niepodległości był tam teren ćwiczeń, na którym budowano różne, głównie szkolne reduty i obwałowania. Jak zwykle wszystko zniszczono, a same Góry splantowane zostały ostatecznie podczas budowy lotniska na Bemowie (dzisiejsza ulica Powstańców Śląskich była kiedyś głównym pasem startowym).
Podobny los spotkał szereg umocnień z czasów napoleońskich (m.in. na Pradze). Równie mało elegancko czas obszedł się z umocnieniami powstania listopadowego, które w większości zniknęły (częściowo rozebrane przez zaborcę) albo zostały zapomniane, jak wspomniana na początku Reduta Ordona. Jedynymi, którzy potraktowali je nieco poważniej, byli paradoksalnie Rosjanie, pod koniec lat 50. wieku XIX rozbudowali tzw. szaniec wolski, gdzie zginął generał Józef Sowiński. Z kwadratowego umocnienia zrobili prostokątne, wewnątrz którego ulokowali cmentarz prawosławny. I prawdopodobnie tylko dlatego ta fortyfikacja przetrwała do dziś.
Carski obłęd
Po upadku powstania listopadowego wybudowano w mieście cytadelę, później wokół niej sześć umocnień, a na początku lat 80. zaczęto wznosić wkoło miasta podwójny pierścień fortów. Następnie... zniszczono go! Sami Rosjanie wysadzali w powietrze te obiekty, począwszy od roku 1909, bo zmieniła im się koncepcja obrony. I zdołali bardzo dużo zepsuć. Przykładem czegoś takiego służyć może rozerwany wybuchami fort Okęcie (to ten, na którym w 1980 roku robił się samolot Ił-62).
W latach 20. zaczęto likwidować część fortyfikacji, głównie w ramach robót publicznych, mających na celu zatrudnianie bezrobotnych. Rozebrano m.in. fort na pl. Inwalidów, a po II wojnie ostały się w tym rejonie tylko trzy obiekty, w tym jeden, tzw. Traugutta, miał centralną basztę artyleryjską oryginalnie obsypaną ziemią. Niespodziewanie, za wczesnego Gierka – kiedy budowano Wisłostradę, tę ziemię zgarnięto i za zgodą konserwatora zabytków wysypano pod nowe jezdnie; pozostała goła, pozbawiona okien konstrukcja, która nigdy nie istniała w takiej formie.
To właśnie przykład podejścia w naszym mieście do fortyfikacji. Nieco wcześniej zburzono unikalne, a ukryte częściowo w ziemi, ceglane magazyny dawnej prochowni (koło teatru Komedia). Nikomu nie szkodziły, a były w nich kwiaciarnia i skład materiałów ogrodniczych. No, komuś jednak przeszkadzały...
Wróćmy do okresu międzywojennego; nie bardzo wiadomo było, co zrobić z resztkami carskich fortów. Brakowało pieniędzy na ich rozebranie, więc w niektórych urządzano magazyny, w innych strzelnice (fort na Młocinach, koło Cmentarza Żołnierzy Włoskich) albo warsztaty i fabryczki (np. na forcie Wola). Dziś reszta obiektów ulega samolikwidacji, bo podczas carskiego wysadzania w powietrze uszkodzono systemy odwadniające i teraz w fosach stoi woda (fort Okęcie, fort Zbarż), kazamaty zamakają, a cegła murszeje. Po ośmiu praskich fortach prawie nie ma śladu, a kilkanaście lewobrzeżnych kruszeje i jest pozarastanych, więc na te miejsca chciwie łypią deweloperzy (np. na fort Chrzanów). Umocnień bronią miłośnicy fortyfikacji. Czas pokaże, kto wygra.
Dodaj swoją opinię
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.