Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Nieszczęście w szczęściu

Maciej Białek 12-06-2008, ostatnia aktualizacja 13-06-2008 22:52

Dramat! Przez 92 minuty fart był największym sprzymierzeńcem słabo grających Polaków. W 93. dopadł nas piramidalny pech. Sędzia podarował Austriakom karnego i remis 1:1.

autor: Piotr Nowak
źródło: Fotorzepa
autor: Piotr Nowak
źródło: Fotorzepa
autor: Piotr Nowak
źródło: Fotorzepa

Szok – to słowo, które samo cisnęło się na usta po zakończeniu meczu. Rzut karny współgospodarzom mistrzostw się nie należał – to pewnik. Inna sprawa, czy biało-czerwoni swoją postawą zasłużyli na zwycięstwo. W 93. minucie wciąż prowadziliśmy 1: 0 tylko dzięki fenomenalnej postawie Artura Boruca. Gdyby nie popisy byłego bramkarza Legii już po kwadransie przegrywalibyśmy 0: 3. Ostatecznie do szczęścia zabrakło kilkunastu sekund... Tak jak podczas ostatnich mistrzostw świata i przegranego 0: 1 meczu z Niemcami.

Monopolowy zamknięty

Nie wiemy, czy Austriacy obawiali się polskiej reprezentacji (raczej tak, sądząc po opiniach miejscowych dziennikarzy), ale na pewno bali się polskich kibiców. Tuż po godz. 12 w sklepach położonego niedaleko stadionu centrum handlowego (Stadion Zentrum) przestano wpuszczać naszych fanów na stoiska monopolowe. Wkrótce potem... zamknięto całe centrum, zostawiając otwartą jedynie przylegającą do niego kawiarnię.

Kibice w biało-czerwonych koszulkach, którzy gromadzili się wokół stadionu im. Ernsta Happela już od wczesnych godzin porannych (na stadionie zasiedli w sile ponad 20 tysięcy), szybko przeszli nad tym do porządku dziennego. „Ale jest spokój, la, la, la. Nic się nie dzieje, la, la, la!!!” – krzyczeli z rozbawieniem. Inna grupa Polaków wolała okrzyki w języku niemieckim: „Austria, Auf wiedersehen”, sugerując ich rychłe pożegnanie z imprezą.

Nie wierzyli...

Właściwie trudno się dziwić – Austriacy, choć pełnili funkcję gospodarzy turnieju, mieli poważne obawy. „Heute zahlt nur der Sieg (dzisiaj liczy się tylko zwycięstwo)” – informował na pierwszej stronie wiedeński „Kurier”, zamieszczając wielkie zdjęcie Leo Beenhakkera i selekcjonera Austriaków Josefa Hickersbergera. Nie było buńczucznych zapowiedzi, raczej presja i niepewność podszyta strachem.

Kilku mieszkańców Bad Waltersdorf, z którymi rozmawiałem tuż przed wyjazdem do Wiednia, było jeszcze bardziej konkretnych. – W środę odpadła Szwajcaria, dzisiaj z turniejem pożegna się drugi gospodarz Euro – twierdzili zgodnie. Lata piłkarskich upokorzeń i dotkliwych porażek zrobiły swoje.

Gramy bez obrony

W porównaniu z meczem z Niemcami zaszły trzy zmiany. W miejsce Pawła Golańskiego Beenhakker wystawił na lewej obronie Michała Żewłakowa (z kolei za niego do środka obrony wstawił Mariusza Jopa). Zabrakło również Wojciecha Łobodzińskiego i kontuzjowanego Macieja Żurawskiego, a zamiast nich zobaczyliśmy dwóch legionistów – obecnego (Rogera) i byłego (Marka Saganowskiego).

Wystawienie Saganowskiego było efektem przemyśleń, jakie miało wielu fachowców, nie tylko w naszym sztabie trenerskim. Niski Smolarek w roli wysuniętego napastnika miałby problemy z rosłymi obrońcami rywali. Jego rolę pełnił „Sagan”.

Jakie były efekty? Do 30. minuty dramatycznie słabe. Polacy rozgrywali swój najgorszy mecz od czasu porażki z Finlandią dwa lata temu. Zdenerwowani i stremowani obrońcy, zwłaszcza Jop i Marcin Wasilewski, pozwalali Austriakom na wszystko. Na szczęście na nic nie pozwalał im Artur Boruc. Były bramkarz Legii bramkę obronił trzykrotnie w sytuacjach sam na sam.

Nie wyciągnęliśmy wniosków z porażki z Niemcami. Nasi obrońcy wychodzili daleko przed swoje pole karne, na dodatek zbyt łatwo tracili piłkę, narażając się na kontrataki rywali.

Wielki Roger

Całe szczęście, że futbol to niewymierna gra. W 30. minucie niespodziewanie objęliśmy prowadzenie! Po strzale-podaniu Marka Saganowskiego Roger wepchnął piłkę do siatki. Sędzia nie widział pozycji spalonej pomocnika Legii... Po stracie gola Austriacy stracili zapał, a nasi obrońcy wreszcie zaczęli grać trochę spokojniej. Dwukrotnie Juergena Macho strzałami z dystansu próbował zaskoczyć Krzynówek.

W przerwie Beenhakker dokonał zmiany łatwej do przewidzenia. Zdjął Jopa, wprowadzając Golańskiego. Obrona przestała popełniać niefrasobliwe błędy, inna sprawa, że gospodarze atakowali bardziej chaotycznie. Zdesperowany Hickersberger wprowadził 39-letniego Ivicę Vasticia, ale nie pomogło. Tymczasem nasi piłkarze mogli zdobyć kolejne bramki. Próbowali Jacek Bąk, Mariusz Lewandowski i Krzynówek.

„Auf wiedersehen” – zaczęli krzyczeć do Austriaków polscy kibice. Zbyt wcześnie. Kiedy wydawało się, że zwycięstwo stanie się faktem, w 93. minucie sędzia Howard Webb odgwizdał faul Mariusza Lewandowskiego w polu karnym. „Jedenastkę” pewnie wykonał Vastić. Polscy kibice i dziennikarze ucichli. Szok...

Skomentuj artykuł

Życie Warszawy

Najczęściej czytane