DRUKUJ

Zmarł Stanisław Jopek

pl 26-08-2006, ostatnia aktualizacja 26-08-2006 09:04

Stanisław Jopek, znakomity wokalista, solista Państwowego Zespołu Pieśni i Tańca „Mazowsze” zmarł wczoraj w wieku 71 lat.

Podziwiałem go na estradzie, opisywałem w recenzjach, by w ostatnich latach poznać osobiście, cieszyć się jego uroczym towarzystwem. Był człowiekiem niesłychanie ciepłym, pełnym radości, skromnym. Niełatwo było namówić go do zaśpiewania w gronie znajomych i przyjaciół. Co za frajda, gdy się to jednak udało! Miał piękny głos i ogromny repertuar . Nigdy nie zapomnę słynnych arii operowych w jego wykonaniu. Znany był jednak przede wszystkim jako solista „Mazowsza” mistrzowsko interpretujacy nie tylko piosenki ludowe, ale też pieśni Chopina, Moniuszki i polskie kolędy. Szlagierem, którego publiczność zawsze oczekiwała, był „Furman”, dzięki któremu artysta otrzymał żartobliwy tytuł Pierwszego Furmana Rzeczypospolitej.

– Przyszedłem na świat we Lwowie, mieście ludzi o wielkich sercach. Przedwojenny Lwów śpiewał. Śpiewano także w mojej rodzinie – matka, ojciec, młodszy brat. Wrodzona pogoda ducha pozwoliła nam przetrwać gehennę wojny, a potem rozstanie z ukochanym miastem – zwierzał mi się Staszek w wywiadzie dla Życia Warszawy w 2002 r.

Zaczynał w 1952 r. w zespole pieśni i tańca „Skolimów”. W „Mazowszu” występował 50 lat, objeżdżając z nim kulę ziemską. W Nowym Jorku na przesłuchanie zapraszał go dyrektor Metropolitan Opera, w Paryżu miał propozycję z Moulin Rouge. Nie zdecydował się, został w zespole. Zawsze powtarzał, że chociaż nie dorobił się majątku - jest bogaty dzięki „Mazowszu”.

– Tu spotkałem dwie kobiety, które miały największy wpływ na moje życie: pierwszą, najważniejszą, Marię Stankiewicz – tancerkę z zespołu, która została moją żoną, matką naszych córek (Patrycji, cenionej skrzypaczki i Anny Marii, piosenkarki – przyp. red.) oraz tę drugą – Mirę Zimińską, kobietę o żelaznym charakterze, która nauczyła mnie pokory wobec muzyki – mówił na naszych łamach.

Dopiero co, 7 lipca, śpiewał z „Mazowszem” na Górze św. Anny, w ostatnim przed przerwą urlopową koncercie zespołu. Nikt nie mógł przypuszczać, że będzie to ostatni występ znakomitego artysty. Na wakacjach dopadł go wylew.

__Archiwum__