Dwa lata kariery stracone w "Szparce"
Znam tu każdego. Szefów banków, władze miasta, ale także bossa świata przestępczego. Przychodzą na moje walki i siadają w pierwszym rzędzie. Kocham Hamburg, a Hamburg kocha mnie - mówi Dariusz Michalczewski.
W Hamburgu czuję się jak ryba w wodzie. Co drugi sklep, restauracja czy burdel należą do któregoś z moich znajomych. Ludzie rozpoznają mnie na ulicy. Bilety na najbliższą walkę dawno już zostały sprzedane, choć hala może pomieścić blisko 15 tysięcy widzów. Wreszcie tutaj jest siedziba mojej firmy promotorskiej - Universum Boxing. Nie muszę więc chyba dalej wyjaśniać, dlaczego po raz 18. w karierze walczę w Hamburgu i jak zwykle, przygotowuję się tutaj do pojedynku - wyjaśnia Dariusz Michalczewski. 18 października w wypełnionej po brzegi Color Line Arena stanie do 49. walki w karierze. Jeśli wygra, przejdzie do historii boksu. Wyrówna rekord słynnego Rocky"ego Marcciano, który zakończył karierę z bilansem 49 zwycięskich starć. Z "Tygrysem" spędziliśmy dwa dni. Niedzielę i poniedziałek. Bar tlenowy Michalczewski, jak zwykle, na ostatnie tygodnie przed walką wyprowadził się z domu. Zamieszkał w malutkim hoteliku Kr ger. Stąd do hali treningowej Universum Boxing jest ledwie pięć minut jazdy samochodem. - Zawsze tutaj mieszkamy, jeśli tylko trenujemy w Hamburgu - mówi masażysta i powiernik mistrza Krzysztof Busch (na co dzień mieszka w Hamburgu). - Darek nie potrzebuje żadnych specjalnych wygód. Szefowie hotelu oddają mu do dyspozycji zawsze ten sam apartamencik na poddaszu, składający się z małego saloniku, sypialni i łazienki. Sprawdzamy. Rzeczywiście, żadnych ekstrawygód. No chyba że za takie uznać aparat tlenowy, który stoi przy łóżku mistrza. - Codziennie po treningu robię sobie bar tlenowy. To przyspiesza odpoczynek - wyjaśnia "Tygrys". Na stole w saloniku bateria rozmaitych specyfików. Wszystkie mają pomóc "Tygrysowi" w zrzucaniu wagi. "To raczej kolejny mały elemencik budowania formy niż jakaś cudowna kuracja - przyznaje Michalczewski. Na ścianie oprawiony w ramki napis - "Mieszkasz jak mistrz świata" i kilka wycinków prasowych o naszym pięściarzu. Właściciele hotelu pobierają ekstrastawkę od zwykłych śmiertelników za wynajem tego apartamentu. Zaprzyjaźnić się z wrogiem Niedziela - nasz pierwszy dzień z mistrzem - jest wolna od treningów, ale nie od pracy. Michalczewski i jego dziewczyna Patrycja już dużo wcześniej byli umówieni na sesję zdjęciową dla największej niemieckiej gazety - bulwarowego "Bilda", od którego Darek kilka razy ostro oberwał. To właśnie ta, notabene hamburska, gazeta napisała dwa lata temu, że "Tygrys" rozbił swego luksusowego mercedesa na jednym z tutejszych domów publicznych, wcześniej zaś brał udział w orgii, podczas której wszyscy jej uczestnicy zażywali narkotyki. Po tym artykule małżeństwo Michalczewskich ostatecznie się rozpadło. "Bild" opublikował niedawno wywiad z byłą żoną boksera Dorotą, w którym twierdzi ona, że mąż bił ją i synów. - Nie jestem święty. Nigdy nie ukrywałem swojej słabości do kobiet. Wiadomo, że lubię się dobrze zabawić. Co najmniej połowa tego, co pisze "Bild", to jednak zwykłe wymysły. Nie powinienem z nimi w ogóle rozmawiać, ale w Niemczech nie można się obrazić na tę gazetę. Czytają ją wszyscy. Ja zresztą nigdy nie boczę się na dziennikarzy. Jak się jest mistrzem świata i kasuje za każdą walkę po kilka milionów euro, trzeba być otwartym dla wszystkich. A poza tym wyznaję zasadę - jak nie możesz pokonać największego wroga - to się z nim zaprzyjaźnij. 100 tysięcy euro na ciuchy Na sesję jesteśmy umówieni w hamburskim studiu fotograficznym. Laik w życiu nie domyśliłby się, że w takich warunkach powstają artystyczne zdjęcia. Kilkusetmetrowe pomieszczenie na poddaszu dawnej fabryki wyglądało, jakby przeszedł przez nie tajfun. Odrapane ściany, toalety gorsze niż w naszych podmiejskich "żółtkach". Koszmar! Po kilku godzinach przekonamy się, że odrapane ściany, stare kaloryfery, powykrzywiane krzesła i szafy mogą być świetnym tłem (patrz obok). - W pierwszych latach kariery nie chciałem brać udziału w takich sesjach - wspomina "Tygrys". - Uważałem, że jestem bokserem, a nie modelem. Na starość człowiek się zmienia. Czy biorę za to kasę" Nie. Ile musieliby mi zapłacić. Tak naprawdę robię to dla Patrycji. To przecież piękna dziewczyna. Nie mam nic przeciwko kilku odważniejszym zdjęciom. W Polsce zgodziliśmy się już na rozbieraną sesję. Później nie byliśmy jednak zadowoleni. Wybrali chyba najgorsze zdjęcia. Teraz od razu zastrzegłem, że będziemy mieli z Patrycją wpływ na dobór fotek. Rozmawiamy w czasie, gdy "Tygrysem" zajmuje się wizażystka. Patrycja przygotowuje dla Darka ubrania. Przynieśli całą torbę. Na większości metki od najlepszych projektantów. - Od kiedy jestem z Patrycją, zmieniłem trochę styl ubierania. To ona dba o moją garderobę. - Nie lubię klasycznej mody. Wolę, jak Darek jest ubrany na sportowo. Garnitury owszem, ale tylko podczas oficjalnych uroczystości. - Ile najwięcej wydałem na ubrania" Najdroższy był chyba mój kożuch. Taki do kostek. Zapłaciłem za niego z dziesięć tysięcy marek. To jednak nic w porównaniu z tym, jak rok temu zaszaleliśmy z Patrycją w jednym z hamburskich butików. Wydaliśmy ponad 100 tysięcy euro. Upiłem się szampanem, który szczęśliwe ekspedientki donosiły nam co chwilę. - Darek kupił sobie wtedy m.in. garnitur, w którym wystąpił na balu mistrzów sportu. - Resztę wydałem na Patrycję. Za bardzo nas poniosło. To było raz i więcej się nie powtórzy - zapewnia Darek. Seks jak za pierwszym razem Przerwa między zdjęciami. Wizażystka przygotowuje Patrycję do najbardziej odważnej części sesji - dziewczyna "Tygrysa" ma zrzucić wszystkie ciuszki. - Ja nie mam nic przeciwko temu. W końcu nie jesteśmy małżeństwem - żartuje Michalczewski. - Jak się poznaliśmy" To Patrycja mnie zdobyła. Najpierw dała mi przez kogoś swój telefon. Nie reagowałem. Później spotkaliśmy się przypadkiem na ulicy. Tak się zaczęło. Zaprosiłem ją do Zakopanego. Nie wierzyłem, że przyjedzie. Ona jednak nie rezygnowała. Dzisiaj nie mogę bez niej żyć - wyznaje "Tygrys". Widać, że nie kłamie. Niemal ani na chwilę nie przestaje flirtować z Patrycją. Zachowuje się tak, jakby dopiero się poznali. - Seks przed walką" Nic z tego. Przez ostatnie dwa tygodnie nie mam po prostu do tego głowy. Ja się zawsze staram, żeby było jak za pierwszym razem. Staram się od rana budować nastrój. Teraz trenuję dwa razy dziennie i to tak, że po zajęciach marzę głównie o tym, żeby położyć się do łóżka, ale całkiem sam - zapewnia mistrz. Tak na wszelki wypadek w poniedziałek wysłał jednak Patrycję na tygodniowe wakacje do Paryża. - Tak będzie lepiej dla nas obojga. Ostatnie dni przed walką są bardzo nerwowe. Potrafię być niemiły bez powodu - wyjaśnia. 200 km na godzinę Koniec sesji. Wracamy do hotelu, ale wcześniej "Tygrys" obiecał, że pokaże nam swój Hamburg. Wsiadamy więc do mercedesa coupe s-klasy, którym Darek na co dzień porusza się po mieście, i ruszamy w trasę. - W Gdańsku mam toyotę, którą sprezentował mi przyjaciel, właściciel salonu samochodowego. Mercedesa kupiłem ze zniżką, ale i tak kosztował mnie 125 tys. euro. Nie, nie jeżdżę zbyt szybko. No chyba że na autostradzie. Wtedy lubię pędzić nawet 200 na godzinę - przyznaje Michalczewski. - Ja się za to strasznie boję - dodaje Patrycja. - Zimą mieliśmy wypadek. Na autostradzie przy prędkości ponad 200 km na godzinę wpadliśmy na lód. To cud, że nic nam się nie stało. Samochód nadawał się do kasacji. - Mandaty" Jak wszędzie. Niemieccy policjanci nie różnią się od naszych. Jak trafię na fajnego gościa, to wystarcza autograf i jakiś gadżet, których mam zawsze pełno w bagażniku. Na służbistę nigdzie nie ma sposobu - stwierdza mistrz. Powoli robi się ciemno. Czas na kolację. - Prawie zawsze jemy na mieście. Nie lubię, gdy Patrycja gotuje. Wolę, żeby ładnie się ubrała i poszła ze mną na obiad do restauracji. - Darek zna chyba wszystkie hamburskie lokale - wtrąca się Busch. - Najbardziej lubię włoskie jedzenie. W Hamburgu jest kilka świetnych italskich knajpek. Najlepsza to Cuneo. Niedługo będzie obchodzić 100-lecie istnienia. Z zewnątrz wygląda niepozornie, ale to jeden z lepszych lokali w mieście. Polecam makaron z krewetkami. To moje ulubione danie. W Cuneo można spotkać kanclerza Gerharda Schroedera i Borisa Beckera. Tutaj po prostu wypada bywać. Za kolację na dwie osoby trzeba zapłacić co najmniej 150 euro pod warunkiem, że nie pije się zbyt dużo wina - żartuje mistrz. Prostytutki za żelazną bramą Cuneo mieści się w najbardziej rozrywkowej dzielnicy Hamburga - St. Pauli. To tutaj znajduje się słynna ulica "za żelazną bramą", gdzie swoje usługi oferują najdroższe i najładniejsze hamburskie prostytutki. Za swe usługi żądają nawet 250 euro. Panie założyły nawet związek zawodowy. Nie boją się nikogo. - Czy ja tu bywam" Teraz nie - śmieje się Michalczewski. Praska spelunka - Co najmniej dwa lata kariery straciłem za to nieopodal. Z Ritze po każdej walce nie wychodziłem stąd kilka dni. Zasypiałem przy barze, budziłem się i dalej balowałem - wspomina "Tygrys". Podjeżdżamy pod Ritze, czyli "Szparkę". Tak naprawdę lokal przypomina praską spelunkę. Przynajmniej z zewnątrz. Wejście - czarna brama "ozdobiona" wyciętymi z blachy damskimi nogami - znajduje się w głębi dość obskurnego podwórza. W środku tylko trochę lepiej. Wszędzie pełno gadżetów związanych z "Tygrysem" i innymi bokserami ze stajni Uniwersum Boxing. Wszyscy oczywiście znają Darka. - Peter Kohl, gdy zaczynał rozkręcać bokserski biznes, to wynajmował pod Ritze piwnicę, w której trenowaliśmy. Do dziś przychodzą tam amatorzy boksu. My od 1994 roku mamy własną salę (czytaj na następnej stronie) - wyjaśnia. - Dziś już nie bywam tutaj tak często, choć zdarza mi się wpaść na piwko. - Do Hamburga sprowadziłem się w 1991 roku. Najgorsze było już za mną. Po ucieczce do Niemiec przez rok nie mogłem boksować. Musieliśmy z Dorotą przeżyć dzień za pięć marek. Starczało na makaron i olej. Pracowałem przy kopaniu rowów. Żeby poćwiczyć, musiałem w naszym mieszkaniu w Hanau przesuwać kanapę pod ścianę. Poźniej zdobyłem dla Niemiec mistrzostwo Europy. W klubie w Leverkusen nie chcieli dać mi podwyżki. Zgłosił się do mnie Klaus Peter Kohl i zaproponował podpisanie zawodowego kontraktu. Tak trafiłem do Hamburga. Na początku Dorota mieszkała w Leverkusen. W domu bywałem kilka razy w miesiącu. Kohl zaproponował więc, żebyśmy zamieszkali w jego domku dla gości. Tak się zaczęła nasza przygoda z Hamburgiem. - Pokochałem to miasto od pierwszego dnia. Co mi się tutaj najbardziej podoba" Wszystko. Jezioro w centrum miasta, atmosfera na ulicach, lokale. Metro podobno jest bardzo dobre, ale ja nigdy nim nie jecha łem (śmiech). Dom z basenem i sauną Z domku Kohla szybko przeprowadziliśmy się do własnego. To była piękna chata. Sam salon miał 100 metrów. Był basen i sauna. Niestety, brakowało najważniejszego - atmosfery, przynajmniej w ostatnich latach. Po tym, jak się rozeszliśmy, Dorota sprzedała dom. Dziś mieszka na Florydzie. Nie, nie mam do niej żalu o te artykuły w "Bildzie". Ona się pogubiła. Myślała, że tak jak to bywało już kilka razy wcześniej, po pewnym czasie wrócę do niej. Ale tym razem to naprawdę koniec. Nasze stosunki" Teraz już dobre. Dorota z synami była ostatnio w Hamburgu przez tydzień. Młodszy - Nicolas, gra w filmie. Przyjechali na premierę. Mały wypadł wspaniale - cieszy się "Tygrys". Michalczewski od dwóch lat na stałe mieszka w Polsce. Ma apartament na słynnym "monciaku" w Sopocie. Hamburg jest teraz dla niego tylko przystanią, w której zatrzymuje się do czasu do czasu. - Wynajmujemy z Patrycją niewielki dom. Nic szczególnego. Połówka bliźniaka. Nie było czasu poszukać czegoś lepszego. Może kiedyś zbuduję sobie tutaj jeszcze jeden dom. Teraz płacę co miesiąc 1500 euro. To dużo, nawet jak na Hamburg. Nawet ateista zmięknie Jesteśmy w samym centrum Hamburga. Na ścianie największego sportowego domu towarowego plakat wysokości kilku pięter reklamujący najbliższą walkę "Tygrysa". Chwilę później przejeżdżamy koło ruin kiedyś największego kościoła w Hamburgu, zniszczonego podczas wojny przez aliantów, którzy zrównali miasto z ziemią bombowymi nalotami dywanowymi. - Widzisz ten złoty krzyż na szczycie ocalałej wieży? Dzięki niemu spotkałem się z Ojcem Świętym. Dołożyłem się do renowacji krzyża. Dałem na aukcję moje obrazy. Najdroższy poszedł za kilkanaście tysięcy marek. W sumie uzbierało się ponad 50 tysięcy. Ojciec Święty spotkał się ze wszystkimi darczyńcami. Nie zapomnę tego do końca życia. Siła, jaka biła od niego, była porażająca. Myślę, że nawet zatwardziały ateista zmiękłby przy naszym papieżu. Kumpel mafioso - W tej knajpie zrobiłem bankiet po ostatniej mojej walce - mówi Michalczewski, wskazując na jeden z lokali przy Reeperban na St. Pauli. - Należy do mojego kumpla Felixa. To największy mafioso w Hamburgu. Jest Albańczykiem. Zaczynaliśmy razem. Ja w boksie, on na ulicy. Dzisiaj jesteśmy na szczycie. Nie, nie robię z nim żadnych interesów. Po prostu się znamy. Zapraszam go na moje walki. On czasami stawia mi kolejkę. Nigdy nie wykorzystałem znajomości z Felixem. Trzęsie całym Hamburgiem. Gdy startuje do przetargu na jakąś budowę, inni wolą się wycofać. Przez tego Felixa Niemcy głupieją. Z jednej strony spotykam się z politykami, aktorami, biznesmenami, z drugiej znam połowę bandziorów z Hamburga. Taki jestem. Potrafię się znaleźć w każdym środowisku. Nie można mnie zaszufladkować. Jesteśmy znów w hotelu, a w zasadzie tuż obok. We włoskiej restauracji, której właściciel, południowiec, ale z Bałkanów... oczywiście jest dobrym znajomym Darka. W jednym z jego lokali mistrz urządzi party po walce z Juanem Cesarem Gonzalesem. - Co będę robił po zakończeniu kariery? Pomysłów jest wiele. Już niebawem zacznę prowadzić program w TVN. To będzie talk-show. Interesy" Prowadzę je cały czas. Niebawem firma Gelwe wypuści na rynek firmowny przeze mnie napój energetyczny. Jedna z niemieckich potęg kosmetycznych szykuje do sprzedaży kosmetyki "Tygrys". Bardzo ważna jest też dla mnie moja fundacja Równe szanse. W środę po walce otworzę w Gubinie centrum sportowe, w którym młodzi ludzie z Polski i Niemiec będą mogli trenować za darmo. Przerabiamy stare budynki fabryczne. Niedługo zacznę organizować coś na wzór spartakiady. Chcę zabrać dzieciaki z ulicy. Młodzież, jeżeli nie ma się gdzie wyszumieć, od razu szuka przygód. Wiem to po sobie. Gdyby nie sport, może byłbym teraz łobuzem. Dzięki boksowi mogę was teraz oprowadzać po moim Hamburgu. Bardzo chciałbym, żeby za kilkanaście lat, dzięki fundacji, ktoś inny oprowadzał was po swoim mieście.... Data: 2003-10-13
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.