Frędzle z dywanu zdradziły Saddama
Wystające spod ziemi frędzle dywanu naprowadziły Amerykanów na tajemniczą podziemną kryjówkę. Już mieli wrzucić tam granat, gdy nagle w otworze pojawiły się dwie dłonie.
Żołnierze USA opowiedzieli o swoich przeżyciach reporterowi "International Herald Tribune" . W ostatnią sobotę przeszukiwali zapuszczone gospodarstwo w miejscowości Dawar, uczestnicząc w trwającej dziewiąty dzień operacji wokół Tikritu. Akcja miała na celu znalezienie i schwytanie byłego dyktatora. Wojsko przybyło na farmę w Dawarze, bo miejscowość tę wskazała osoba z klanu plemiennego, który pozostawał w bliskich stosunkach z Saddamem. Siedem tygodni wcześniej żołnierze 4. Dywizji Piechoty przeszukiwali to samo gospodarstwo, również działając na podstawie informacji uzyskanych podczas przesłuchań. Znaleźli wtedy pewną ilość broni, ale kryjówka Saddama była tak dobrze zamaskowana, że uszła ich uwagi. - Nie wykryliśmy niczego, co wskazywałoby, że ktoś się tam ukrywa - mówi kapitan Hugh Charles Walters z 4. dywizji. W sobotę pierwsze przeszukanie gospodarstwa też niczego nie przyniosło. Żołnierze myszkowali w pobliżu oddalonego od głównych zabudowań parterowego domku otoczonego palmami, ale nic nie wzbudziło ich podejrzeń. Saddam siedział wtedy w swej norze i słyszał rozmowy żołnierzy chodzących parę metrów ponad nim. Po pewnym czasie głosy Amerykanów umilkły i Husajn odetchnął. Nie na długo jednak, bo wkrótce żołnierze zaczęli przeczesywać obejście po raz drugi. Właśnie wtedy jeden z nich zwrócił uwagę na kępkę frędzli wystających spod ziemi. Pociągnął za nie i wtedy okazało się, że pod ziemią leżał dywanik, przykrywający z kolei styropianową płytę z dwoma uchwytami. Gdy komandosi ją podnieśli, okazało się, że zasłania otwór do podziemnej kryjówki. Żołnierze mieli już wrzucić do niej granat, kiedy nagle w otworze coś zachrobotało i pojawiły się tam dwie ręce. Amerykanie pochylili się i wyciągnęli z kryjówki mężczyznę. - Nie strzelać, nazywam się Saddam Husajn - wyjąkał były dyktator. Zapadła cisza, którą przerwał głos komandosa: - Pozdrowienia od prezydenta Busha! Właścicielem gospodarstwa w Dawarze okazał się 38-letni Kais Namek al-Duri, były strażnik w jednym z pałaców prezydenckich w Bagdadzie. Amerykanie aresztowali go. Żona właściciela, nauczycielka Chalida al-Duri, twierdzi, że nic nie wiedziała o obecności Saddama. Jeden z wujków Kaisa - Musa Saleh Ahmed - też mówi, że nic nie wiedział. Dodaje jednak, że gdyby były dyktator poprosił jego rodzinę o pomoc, to ukryliby go u siebie i "chronili przed niewiernymi". W tym duchu wypowiadają się inni krewni z rodziny al-Duri. - Saddam był naszym prezydentem i nie uczynił nam tego co Bush. Bush pozbawił nas elektryczności, gazu, wody, ropy i bezpieczeństwa. Mamy uważać, że jest lepszy od Saddama? - powiedziała Amerykanom Chalida al-Duri. Jak poinformował tymczasem członek irackiej Rady Zarządzającej Muwafak ar-Rubaji, Saddam wciąż przebywa w Iraku i jest przetrzymywany w okolicach Bagdadu. Będzie sądzony w kraju. Nie wszyscy Irakijczycy cieszą się jednak ze złapania dyktatora i nadal dochodzi do aktów terroru. W eksplozji cysterny w Bagdadzie zginęło wczoraj co najmniej 10 osób. Jest także wielu rannych. Nie wiadomo, czy był to wypadek czy zamach wymierzony w posterunek podległej Amerykanom irackiej policji. Data: 2003-12-18
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.