DRUKUJ

Młode wilki lubią krew

16-03-2003, ostatnia aktualizacja 16-03-2003 22:18

Witold D. i Dariusz H. to kolejne ofiary wojny gangów w Warszawie. Pierwszy dostał 21 kul. Drugi miał szczęście - trafił do szpitala. Te masakry to efekt akcji nowego, brutalnego pokolenia bandytów. p {text-indent:0.25in; font: 10pt; font-family: sans-serif;} h1 {font: 10pt; font-family: sans-serif;font-weight:bold; line-height:12pt;}

Bandyci nie boją się już niczego. Strzelają już gnoje dwudziestoletnie. Sięgają po broń z byle powodu. Gdy kogoś odpalą, to chwalą się, jacy to z nich gangsterzy. Brutalność zastąpiła charyzmę - mówi oficer Centralnego Biura Śledczego zajmujący się stołecznymi gangami. W stołecznym półświatku nigdy nie było spokoju. Wojny o wpływy wybuchały regularnie co dwa-trzy lata i trwały miesiącami. Odkąd rozbito największe gangi i zatrzymano tzw. starą gwardię, dawni żołnierze nabrali chęci wspięcia się na szczyty. Nowe pokolenie nie uznaje żadnych zasad, a jedynym argumentem w negocjacjach jest broń. Do krwawych starć dochodzi w tych rejonach, które za sprawą działań policji czy półświatka straciły bandyckich "opiekunów". W sobotę tuż przed północą areną bandyckich porachunków stała się Góra Kalwaria. Jeszcze do niedawna rządził tu niepodzielnie gang "Mutantów", wspierany przez grupę "Muła". Po zatrzymaniu "Muła", zabójstwie "Kowala" i "Rudego" i wyeliminowaniu przez policję Cieślaka wraz z Pikusem, "żołnierze" podnieśli głowę i zaczęli zaprowadzać własne rządy. W sobotni wieczór przy ul. Staszica spotkało się kilku członków lokalnego gangu. - Spotkanie przerodziło się w burdę. Poszło o pieniądze i kwestię podwładności. Napastnicy skupili się na Dariuszu H. - opowiada policjant z komisariatu w Górze Kalwarii. 28-letni Dariusz H. wyciągnął nóż. Wtedy jeden z oponentów strzelił do niego. Mężczyzna osunął się nieprzytomny na ziemię. Uczestnicy strzelaniny uciekli. Przypadkowy świadek zajścia zawiadomił pogotowie. - H. miał szczęście. Kula ominęła ważniejsze organy. Lekarze mówią, że w ciągu kilku tygodni powinien wyjść ze szpitala - mówi policjant z Góry Kalwarii. Do niedzieli wieczór nie udało się zatrzymać żadnego z uczestników strzelaniny. Dariusz H. nie chce współpracować z policją. Twierdzi, że został napadnięty przez nieznanych sprawców i nagle ktoś do niego strzelił. Mówił, że nie ma wrogów. W przeszłości był notowany za włamania do mieszkań i aut, kradzieże oraz rozboje. Ostatnio zajmował się handlem narkotykami. Dzień wcześniej na Targówku bandyci byli skuteczniejsi. Na ul. Poleskiej dwaj zamachowcy zajechali drogę 33-letniemu Witoldowi D., znanemu złodziejowi aut. Napastnicy strzelali z pistoletów maszynowych. Nie zastanawiali się, że mogą zrobić krzywdę jakiejś osobie postronnej. - Pruli seriami do uciekającego. Kule latały we wszystkie strony, o czym świadczą ślady po pociskach. Nie bali się, że ktoś już wezwał policję. Chcieli zlikwidować cel - mówi funkcjonariusz Komendy Stołecznej Policji. Mordercy wystrzelili w kierunku D. kilkadziesiąt pocisków. Gangstera dosięgło najpierw 13 kul. Ciężko ranny padł na chodnik. Wtedy egzekutorzy podbiegli do leżącego i dobili go sześcioma pociskami w głowę. - To była brutalna egzekucja. Przestępcy woleli dla pewności dobić i zmasakrować ofiarę. Mamy tu do czynienia z bardzo groźnymi przestępcami, którzy nie znają żadnych granic - mówią policjanci wydziału zabójstw zajmujący się sprawą. Ustaliliśmy, że Witold D. był bliskim współpracownikiem Andrzeja S. "Chrumka", osławionego praskiego gangstera, który zginął przed dwoma laty na Pradze. Niewykluczone, że D. był zamieszany w to morderstwo i przejął władzę nad kilkoma grupami złodziei z Pragi i Targówka. p {text-indent:0.25in; font: 10pt; font-family: sans-serif;} h1 {font: 10pt; font-family: sans-serif;font-weight:bold; line-height:12pt;}
__Archiwum__