DRUKUJ

Szukamy mordercy

11-07-2003, ostatnia aktualizacja 11-07-2003 23:58

Rodzina zmarłej Wiesławy nie wierzy w to, że jej smierć spowodował nieszczęśliwy wypadek. Ma nadzieję, że morderca ich córki, żony i siostry zostanie zatrzymany i że sprawiedliwości stanie się zadość.

O śmierci młodej meżatki spod Dobrego, którą znaleziono w rzece Srebrnej na terenie Mińska Mazowieckiego 9 listopada 2002 roku, wielokrotnie informowała lokalna prasa i ogólnopolskie stacje telewizyjne. Do tej pory nikomu nie udało się jednak odpowiedzieć na pytanie: Jakie były okoliczności śmierci Wiesławy D.? Odpowiedzi na nie szukała przez 3 miesiące mińska prokuratura. 10 lutego 2003 r. umorzyła dochodzenie. - Jeszcze nie tak dawno patrzyliśmy na radosną twarz Wiesi, dzisiaj pozostały nam po niej tylko wspomnienia i fotografie. Mamy ogromny żal do tych, którzy prowadzili dochodzenie w sprawie śmierci siostry. Wiemy, że nie zrobili tego jak należy. Nigdy nie pogodzimy się z tym, że jej morderca grasuje bezkarnie na wolności - żali się Elżbieta, siostra zmarłej. Przypadkowe odkrycie Wiesława D. pracowała w jednym z zakładów w Starej Miłosnej. Każdego dnia, po skończonej pracy dojeżdżała najpierw do Mińska Maz., a potem do oddalonej od niego o kilka kilometrów miejsowości, w której od niedawna mieszkała wraz z mężem. W piątek, 8 listopada, kobieta jak zwykle wracała z pracy do domu. W czasie, gdy szła na dworzec zatrzymała się przy jednej z budek telefonicznych. Jak ustaliła policja to właśnie z niej, około godz. 18.00 pani Wiesława zadzwoniła do swojej siostry. To był ostatni jej kontakt z rodziną. Kobieta nie wróciła tego dnia do domu. - Nie zdziwiło mnie to, bo bywało, że Wiesia wracała z pracy prosto do swojej matki. Tego dnia po pracy, żona miała wstąpić jeszcze do swojej siostry. Pomyślałem, że stamtąd mogła pojechać właśnie do niej - mówi z żalem mąż zmarłej. - Byliśmy dwa miesiące po ślubie, mieliśmy nowe mieszkanie, ale jeszcze nie do końca się tam wprowadziliśmy. W domu rodzinnym miała wiele swoich rzeczy. Myślałem, że po coś tam pojechała - dodaje załamany. Niestety, Wiesława D. nie zjawiła się tego dnia ani u siostry, ani w swoim rodzinnym domu. Nikt nie wie, co robiła w feralne piątkowe popołudnie i dlaczego znalazła się w parku oddalonym o prawie 3 km od trasy, którą codziennie pokonywała idąc na dworzec. Właśnie tam, następnego dnia, przypadkowy przechodzień zauważył w rzece ciało kobiety. Jak się później okazało były to zwłoki Wiesławy D. Sekcja niezgody - Trudno nam było przyjąć do wiadomości, że Wiesia znalazła się w miejscu, którego zawsze unikała - wyznaje Elżbieta. -Zawsze uważała, że tam jest niebezpiecznie. Nie raz mawiała, że nigdy by tam sama nie poszła. O śmierci Wiesławy rodzina dowiedziała się o godz. 13.00. W kostnicy, gdzie znajdowały się zwłoki kobiety pojawiły się pierwsze podejrzenia. - Kiedy przyjechałem do kostnicy, widziałem na jej nadgarstkach ślady rąk zabójcy. Jej twarz była poobijana, paznokcie połamane, a na ciele były liczne otarcia. - wyznaje mąż. - Jakaś policjantka powiedziała mi, że ślady na rękach zrobili strażacy, kiedy wyciągali ciało z wody - dodaje. Po kilku dniach od znalezienia Wiesławy D. została przeprowadzona sekcja zwłok kobiety. - Wykazała ona, że przyczyną śmierci Wiesławy D. było utonięcie. Kobieta nie miała obrażeń, nie stwierdzono również żadnych zmian urazowych i chorobowych, z wyjątkiem jednego. Kobieta miała pojedyńcze otarcie naskórka w okolicy czołowej, ale nie miało ono związku ze sprawą. Zdaniem biegłego, mogło ono powstać podczas zetknięcia się ciała denatki z dnem zbiornika wodnego. Ponadto wykazano obecność alkoholu we krwi denatki - informuje Jarosław Borkowski, prokurator rejonowy w Mińsku Mazowieckim. Z informacji przekazanych przez Prokuraturę Rejonową w Mińsku Mazowieckim, sekcja była przeprowadzona prawidłowo. Jej zdaniem, badania nie dały podstaw do tego, by twierdzić, iż w zdarzeniu brały udział osoby trzecie. Wskazywał na to brak śladów walki czy szarpaniny. Oględziny lekarskie wykluczyły również motyw o charakterze seksualnym. Inne zdanie na ten temat ma jednak rodzina zmarłej. - Chociaż nie jesteśmy specjalistami, już wtedy wiedzieliśmy, że coś jest nie tak - mówi Elżbieta. - Zbulwersowało nas to, że w ciągu 15 min. zrobili badania. Według nas, zrobili tylko te, które chcieli zrobić. Pobrali krew i powiedzieli, że utonęła. To wszystko, co naszym zdaniem zrobili. Kontrowersje wokół śledztwa Odpowiedzi na pytanie w jakich okolicznościach zginęła Wiesława D., mińska prokuratura szukała przez 3 miesiące. W ciągu tego czasu nie udało się ustalić, co robiła kobieta tuż przed śmiercią. Nie ustalono także, gdzie mogła spożywać alkohol, który wykryto we krwi denatki. Dochodzenie wykluczyło również motywy rabunkowe, ponieważ w pobliżu miejsca, gdzie znaleziono kobietę leżały wszystkie należące do niej przedmioty wartościowe. - To prawda, że nic nie zginęło, ale rzeczy Wiesi leżały porozrzucane po całej okolicy. Ludzie, którzy zebrali się wtedy na miejscu mówili nam, że torebka wisiała na gałęzi po jednej stronie mostu, a Wiesię znaleziono po drugiej stronie. Nie tylko my, ale także ludzie, z którymi rozmawialiśmy dziwili się, że teren był od momentu znalezienia ciała niezabezpieczony - mówi Elżbieta. Tym zarzutom stanowczo zaprzeczył Piotr Wojda, rzecznik prasowy Komendy Powiatowej Policji w Mińsku Mazowieckim, informując, że nadzorujący to postępowanie prokurator, nie stwierdził uchybień ze strony policji. - Policja od samego początku miała swoją wersję wydarzeń - informuje z wyrzutem mąż Wiesławy D. - Powiedziano nam, że żona szła mostkiem, torebka wpadła jej do wody i kiedy chciała ją wydostać - utopiła się. To ja się teraz pytam, jak ona się znalazła po stronie, gdzie nie było torebki? - Zabolał mnie też komentarz policjantki, która spytała mnie, czy byłoby mi lżej, gdyby żona napisała mi list pożegnalny - dodaje. Po trzech miesiącach zapadła decyzja w sprawie dochodzenia. Z informacji przekazanych przez mińską prkuraturę wynika, że zostało ono umorzone wobec braku danych dostatecznie uzasadniających podejrzenie popełnienia czynu. Nowy ślad O tym, że śmierć Wiesławy D. nie była przypadkowa, rodzina była przekonana od samego początku dochodzenia. Z informacji jej członków wynika, że cały czas mieli oni wątpliwości co do prowadzonego w tej sprawie postępowania. - Nawet my, prości ludzie widzieliśmy, że w tym, co robili policjanci i prokuratura jest wiele niedociągnięć - mówi siostra zmarłej. - Potem okazało się, że to nie tylko nasze zdanie. Tuż po umorzeniu postępowania w sprawie śmierci Wiesławy D. rodzina zmarłej skontaktowała się ze Stowarzyszeniem Przeciwko Przemocy im. Jolanty Brzozowskiej. - Poradzili nam, żebyśmy wszędzie, gdzie tylko to możliwe, rozwiesili ulotki i komunikaty z prośbą, że ktokolwiek widział więsię w dniu jej śmierci, proszony jest o zgłoszenie się lub zatelefonowanie do stowarzyszenia - mówi mąż. - Długo nie mieliśmy odzewu, aż w końcu pojawił się ślad. Okazało się, że dwie dziewczyny były przypadkowo świadkami rozmowy prowadzonej przez dwóch młodych mężczyzn. Rozmowa dotyczyła śmierci Wiesławy D. Wynikało z niej, że jeden z nich znał mężczyznę, który tego dnia, kiedy zginęła kobieta, próbował zgwałcić Wiesławę, a kiedy ta próbowała uciec, popchnął ją do wody. Bazując na zeznaniach świadków tej rozmowy, rodzina wystąpiła do prokuratury z prośbą o jego przesłuchanie. - Z odpowiedzi prokuratury wynikało, że człowiek ten jest chory psychicznie, a w czasie śmierci siostry, przebywał w zakładzie karnym - mówi Elżbieta. - Do tej pory nie uzyskaliśmy dokumentu potwierdzającego, że tak rzeczywiście było. Zdaniem stowarzyszenia Od momentu umorzenia postępowania w sprawie śmierci Wiesławy D., wiadomości na ten temat przedstawiły dwie ogólnopolskie stacje telewizyjne. Wszystko to rodzina robiła z nadzieją, że zgłosi się ktoś, kto sprawie nada nowego obiegu. Tak się jednak nie stało. Nie pojawił się nikt, kto chociaż w małym stopniu mógłby przyczynić się do wznowienia postępowania. - Na prośbę rodziny zajęliśmy się sprawą śmierci Wiesławy D. Naszym zdaniem prokuratura poczyniła wiele błędów. Pierwszym i podstawowym uchybieniem z jej strony jest to, że we właściwym czasie nie zebrano materiału dowodowego. Nie zadano sobie również trudu, aby przeprowadzić w odpowiednim czasie wywiad w barach, czy innych okolicznych lokalach, w których mogła przebywać ta kobieta. W tym przypadku zwłoka i upływający czas zadziałał na niekorzyść. Ponadto bardzo, naszym zdaniem tajemnicza sprawą są wiadomości tekstowe wysyłane z telefonu komórkowego Wiesławy D. nawet po jej śmierci.Poza tym jest tam wiele innych niejasności. Telefon był ważnym, a może nawet najważniejszym materiałem dowodowym w postępowaniu, którego w porę nie wykorzystano - informuje Anna Jaźwińska, sekretarz stowarzyszenia. Jak wynika z informacji rodziny zmarłej, Wiesława D. prowadziła dość ożywioną korespondencję telefoniczną z kolegą z pracy. Według danych policji, liczba wiadomości tekstowych otrzymywanych w ciągu miesiąca od tego mężczyzny sięgała 100. - On i jego matka przyjaźnili się z Wiesią. Dlaczego więc nie byli na jej pogrzebie? Dlaczego prokuratura nie zbadała faktu, że tego dnia, kiedy znaleziono ją martwą, kolega nie wysłał do niej żadnego sms-a? Przecież nie było dnia, żeby do niej nie pisał. Może doskonale wiedział, że ona nie żyje? - pyta rodzina. Postanowienie o umorzeniu śledztwa jest nieprawomocne. Ciag dalszy nastapi, gdy pojawią sie nowe informacje w tej sprawie. Rodzina zmarłej jest przekonana, że ktoś przyczynił się do jej śmierci. - Za dobrze znaliśmy Wiesię. Za bardzo chciała żyć, by wejść do wody po kostki i się utopić. Nie spoczniemy w naszych działaniach, bo wierzymy, że jej morderca się odnajdzie. Data: 12.07.03
__Archiwum__