DRUKUJ

Starzyński wrócił do Warszawy

07-09-2004, ostatnia aktualizacja 07-09-2004 01:32

Stefan Starzyński leciał do Warszawy dwa dni. Im bliżej był Polski, tym zakładał cieplejsze ubrania. Spodziewał się zalegającego na ulicach śniegu. Był zaskoczony, że we wrześniu w Polsce może być cieplej niż na jego rodzinnym archipelagu Fidżi.

Okęcie, poniedziałek godzina 13. Na lotnisku ląduje samolot z Wielkiej Brytanii. Po kilkunastu minutach w bocznych drzwiach budynku pojawia się ciepło ubrany ciemnoskóry mężczyzna. Jest zmęczony - aby dolecieć do Polski, musiał pokonać kilkanaście tysięcy kilometrów. Do tego przesiadki w Bangkoku i Londynie. Stefan Conrad Starzyński, 45-letni inżynier gazownictwa z Fidżi, jest jednak szczęśliwy. Wreszcie jest w kraju swoich przodków. Wreszcie jest w mieście, które kochał przez całe życie, choć zna je tylko z pożółkłych fotografii. - Nie mówię po polsku i w szkołach na lekcjach historii nigdy nie uczyłem się o prezydencie Warszawy Stefanie Starzyńskim, ale wiem o nim wszystko. To mój stryjeczny dziadek - mówi po angielsku Stefan Starzyński. - Zawsze czułem się Polakiem - dodaje. Portret prezydenta na Fidżi Na trop australijskiej linii rodu Starzyńskich wpadł podróżnik i dziennikarz Bogdan Kołodziejski. W 1968 roku podczas podróży po Oceanii współpracował z Temo Stewardem, pół-Europejczykiem, który skontaktował go ze swoim znajomym Krzysztofem Stevensonem, urzędnikiem pocztowym, często wspominającym o swoich polskich korzeniach. - Kiedy zwróciłem się do niego po polsku, był wyraźnie wzruszony - wspomina Kołodziejski. Dopiero dłuższa rozmowa i wizyta w domu Stevensona wyjaśniły tajemnicę rodziny. Krzysztof okazał się synem brata prezydenta Starzyńskiego i jednocześnie jego chrześniakiem. - Mieszkał w willi malowniczo położonej na wzgórzu, otoczonej palmami i krzakami hibiskusa. Na ścianie wisiał portret prezydenta Warszawy i jego brata, a w oszklonej szafce leżały medale, pamiątki i pożółkłe już wycinki z gazet - wspomina podróżnik. Opowiadał też o albumie rodzinnym, w którym przechowywał stare fotografie. Na jednej z nich utrwalono prezydenta w łodzi, gdy pływał po jeziorach augustowskich. Starzyński miał na sobie miękki płócienny kapelusz i słoneczne okulary. - To były ostatnie wakacje przed wojną, któż mógł przypuszczać, jak to się skończy - miał powiedzieć wówczas bratanek prezydenta. Poślubił ciemnoskórą piękność Krzysztof, zmieniając nazwisko, chciał odciąć się od przeszłości. Osiadł na Fidżi, przedtem był agentem brytyjskiego wywiadu. Bratanek prezydenta na wyspie znalazł spokój i ciemnoskórą piękność, z którą wziął ślub. - Chociaż wtopił się w nową rzeczywistość, wciąż jednak pielęgnował pamięć swojego sławnego krewnego. Dlatego swemu najstarszemu synowi nadał imię Stefan - dodaje Bogdan Kołodziejski. Tęsknią za Polską Stefan Starzyński pozostał ma Fidżi. I choć zawsze marzył o wizycie w Warszawie, to nie było go na nią stać. Pracuje w maleńkiej miejskiej spółce. - Nigdy nie myślał, że spełni się marzenie jego życia. Był bardzo zaskoczony i wzruszony, gdy otrzymał zaproszenie od Lecha Kaczyńskiego - wyjaśnia Olgierd Budrewicz, pisarz i globtroter, wieloletni przyjaciel rodziny Starzyńskich. To on zainteresował prezydenta Warszawy lecha Kaczyńskiego historią sławnej rodziny. - W moim domu wciąż wspomina się o polskich korzeniach. Chciałbym wrócić do kraju moich przodków - mówi wzruszony Starzyński. - Wcześniej jednak trójka moich dzieci musi skończyć naukę. Na razie musi mi wystarczyć ten tygodniowy pobyt. Szkoda, bo w tak krótkim czasie nie uda mi się wszystkiego zobaczyć w Warszawie. Mieście pełnym historii - dodaje. Tymczasem wizyta w stolicy upłynie Starzyńskiemu na spotkaniach z samorządowcami i zwiedzaniu miasta. Natomiast w środę odsłoni także tablicę pamiątkową na willi należącej niegdyś do stryjecznego dziadka, mieszczącej się na rogu ulicy Niepodległości i Dąbrowskiego.  Chciał aby stolica była wielka Data: 2004-09-07
__Archiwum__