Magnat w pancernej bibliotece
Znowu pojawił się na okładkach. Tym razem jako symbol grupy biznesmenów, którzy są w odwrocie. Kilka tygodni temu pisano, że jego firma wchodzi do Iraku. Jeszcze wcześniej przepraszał go prezydent Lech Kaczyński. Aleksander Gudzowaty to idealny bohater plotek i artykułów. Jest ekscentryczny, obraźliwy, a do tego bajecznie bogaty.
Na pierwszy rzut oka nie wygląda jak biznesmen. Krawatów unika jak diabeł święconej wody, bo - jak mówi - trudno znaleźć taki długi, aby zakrywał jego okazały brzuch. Dlatego najczęściej spotkać go można w T-shircie, a przy oficjalnych okazjach w ciemnych półgolfach i marynarce. Ale to nie jest jedyna ekstrawagancja, na którą sobie pozwala 65-letni Aleksander Gudzowaty uważany za największego ekscentryka w polskim biznesie. Interesy uczył się robić jeszcze w latach 60. Pracował w państwowych centralach handlowych: Textilimpeksie i Kolmeksie. Szło mu tak dobrze, że na wszelki wypadek go zwolniono. Wtedy, w 1991 roku, założył Bartimpex. Były to czasy, kiedy załamał się polski handel ze Wschodem. Gudzowaty postanowił wykorzystać swoje kontakty w Rosji i wejść w tę niszę. Wydał w Moskwie wielki bankiet. Przy akompaniamencie cygańskiej kapeli sprzedał 100 tysięcy ton pszenicy z Polski. Zarobił na tym pół miliona dolarów. Potem ruszył na Syberię do oligarchów władających rosyjskim gazem. Zabrał 40 modelek i piosenkarkę Zdzisławę Sośnicką. W saunie w Orenburgu z Remem Wiachiriewem, szefem koncernu gazowego Gazprom, zawarł układ, który pozwolił mu stać się "polski królem gazu" . Od tamtego czasu jego firma pośredniczy w handlu gazem pomiędzy Polską a Rosją. A Gudzowaty zarabia na tym fortunę, choć jak podkreślał wielokrotnie pieniądze go nie interesują i nie wie nawet, ile ich ma. Zarobił je po prostu dlatego, że wychowywał się w biedzie i musial sobie radzić. - Wychowałem się w czynszowej kamienicy w Łodzi. Pamiętam, jak matka robiła kotlety z końskiego mięsa i herbatę ze skórek z jabłka - opowiada. - Może dlatego, mimo że stuknęło mi już 65 lat, czuję się wyśmienicie i mam zamiar jeszcze długo pracować w biznesie. Jednak coraz częściej zamiast o interesach woli rozmawiać o filozofii i domowych zwierzętach. W swojej podwarszawskiej rezydencji w Mariewie na skraju Puszczy Kampinoskiej trzyma lamy, daniele, kury, gęsi wędrowne, czarne łabędzie, pawie, cztery osły i dwa psy. - Mój pupil to Garo, sznaucer olbrzym. Pomnik jego protoplasty - Garusia, zabitego przez Niemców w 1945 r., stoi w ogrodzie przed domem - mówi biznesmen. Taki sam pomnik Garo postawił również w swojej rezydencji na Lazurowym Wybrzeżu koło Cannes. Wakacje spędzał tam zresztą kiedyś premier Leszek Miller. Niedawno jeden z osłów z jego stadka trafił w ręce Małgorzaty Foremniak, aktorki znanej z serialu "Na dobre i na złe". - Musiałem się go pozbyć, bo gryzł się ze swoim ojcem Ferdynandem (początkowo Gudzowaty chciał mu dać imię jednego z premierów). Szukaliśmy więc dla niego nowego właściciela. Tak się złożyło, że chciała go ta aktorka. Otoczony sześciohektarowym parkiem dom jest matecznikiem Gudzowatego. Odpoczywa tam i rozmyśla w neogotyckiej kaplicy. - To moja samotnia. Jej wystrój nawiązuje do czterech religii: judaizmu, katolicyzmu, hinduizmu i islamu. W kaplicy bije źródełko, które według szefa Bartimpeksu jest symbolem życia. Pozytywną energią Gudzowaty ładuje się natomiast w granitowej piramidzie, wiernej kopii piramidy Cheopsa. Najchętniej jednak przebywa w swojej bibliotece - pancernym pokoju (ściany ze stalowych płyt, skomplikowany system doprowadzania i filtrowania powietrza). Pokój ma służyć jako schron nie tylko przed atakiem bombowym, ale także nieproszonymi gośćmi. - Podobno można przetrwać w nim dwie i pół doby, ale ja lubię tam poczytać moją ulubioną "Lalkę" Bolesława Prusa - wyznaje. Gudzowaty dba o bezpieczeństwo. Rezydencji pilnują ochroniarze, a siedziba Bartimpexu przy alei Szucha jest doskonale zabezpieczona. Przez ogromne weneckie lustro strażnicy oglądają każdego gościa. Potem go rewidują i sprawdzają tożsamość. W gabinecie Gudzowatego stoi biurko wielkości stołu do snookera, skórzane fotele, na ścianach olejne obrazy francuskich ekspresjonistów i mapa świata, dar byłego szefa UOP gen. Gromosława Czempińskiego. Na tle mapy niewielkie popiersie marszałka Piłsudskiego - podarunek od jednego z polityków rosyjskich. Podczas rozmowy Gudzowaty lubi oceniać rozmówcę, pouczać lub strofować. Ma swoje ulubione słowa-wytrychy. Mówi, że jest przedwojenny, co w domyśle ma oznaczać, że jest uczciwy i prawdomówny. Czasami w swoje zdania wplata przekleństwa. Podczas rozmowy kładzie przed sobą kartkę papieru, na której rysuje figury geometryczne. Ma dobrą pamięć do zdarzeń. Zapomina jednak o szczegółach: nazwiskach, datach, liczbach. Nie pamięta np. od kogo kupił dom we Francji i kto namalował obrazy zawieszone w jego domu w Mariewie. Do rezydencji zaprasza przyjaciół na comiesięczne koncerty muzyki poważnej. W salonie stoi czarny Steinway, ale Gudzowaty nie umie grać na fortepianie. - Parę miesięcy temu doszło do małego skandalu. Koncertowała dla zaproszonych gości młoda szopenistka, a gdy skończyła, Garuś ugryzł ją w pupę - opowiada. Jego pasją oprócz zwierząt są podróże. Kiedy ma trochę czasu, jedzie do Australii. Ostatnio polubił też Polinezję. Pływał tam, jak opowiada, wśród ogromnych płaszczek. Szef Bartimpeksu bardzo dba o kontakty z elitami politycznymi. Trzy lata temu na otwarciu Klubu Jeździeckiego Garo we wsi Wólka na skraju Puszczy Kampinoskiej (właścicielem jest jego syn Tomasz, wybitny fotografik, dwukrotny laureat World Press Photo) byli Aleksander Kwaśniewski, Leszek Miller, byli premierzy, byli ministrowie i prezesi wielkich firm. Honorową legitymację z numerem pierwszym otrzymał prezydent. Głośno było także o tym, że wsparł finansowo kampanię prezydencką Lecha Wałęsy, a później w banku, którego jest współwłaścicielem, kredyt wziął obecny premier. W ostatnim numerze tygodnik "Wprost" opublikował artykuł, w którym dowodzi, że imperium Gudzowatego legło w gruzach. Świadczyć o tym mają gorsze wyniki Bartimpeksu oraz konflikt z Rosjanami. Sam Gudzowaty twierdzi, że plotki o jego biznesowej śmierci są przesadzone. Śmierci zresztą się nie boi. - Śmierć? W ogóle jej nie rozumiem - mówi. Mimo że o śmierci, jak twierdzi, nie myśli, kazał przygotować grobowiec i zainstalować wewnątrz klamkę. To dlatego, że ma klaustrofobię.Data: 2003-09-26
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.