Janina Sokołowska odmówiła Nałęczowi
Precedens w komisji śledczej. Dwaj świadkowie zeznający tego samego dnia przedstawiają kompletnie różne wersje tych samych zdarzeń. Janina Sokołowska na część pytań nie odpowiedziała.
Ustawa o mediach, nad którą 25 marca zeszłego roku pracowano w Rządowym Centrum Legislacyjnym, była pełna wad, błędów redakcyjnych i językowych. Tekst miał złą kolejność artykułów oraz niejasne zapisy. Tak przed komisją śledczą zeznała wczoraj mecenas Bożena Szumielewicz, główny legislator rządowy. - To był pierwszy przypadek w mojej karierze legislatora, gdy tekst ustawy przyjęty przez Radę Ministrów zawierał tyle błędów - powiedziała mec. Szumielewicz. Sporny artykuł Główna prawniczka rządu zeznała, że w jej egzemplarzu ustawy znajdowały się słowa "lub czasopism" (oznaczające zakaz kupowania ogólnopolskiej telewizji przez wydawców czasopism), natomiast brakowało ich w egzemplarzach pozostałej trójki prawników. Dwoje z nich - Tomasz Łopacki z Ministerstwa Kultury i Iwona Galińska z Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji komisja przesłuchała już w środę. Oboje twierdzili, że słowa te musiały "wypaść" z ustawy podczas nanoszenia poprawek w komputerze, po przeniesieniu prac do siedziby Krajowej Rady. Ich wersję potwierdziła też czwarta osoba - dyrektor departamentu prawnego KRRiT Janina Sokołowska. - Zauważywszy brak tych słów, pytałam kolejno dlaczego ich nie ma. Przecież była to poważna ingerencja merytoryczna, do której nie mieliśmy prawa - twierdziła tymczasem mec. Szumielewicz. Następnie opowiedziała, jak Łopacki, Galińska i Sokołowska jednogłośnie i bez wahania zapewniali ją, że takie są ustalenia rządowe, żeby tych słów w ustawie nie było. Zdaniem mec. Szumielewicz, dyskusja nad treścią tego artykułu była najbardziej charakterystycznym momentem tego spotkania. Gdy prawnicy opuścili już siedzibę RCL, naczelna legislatorka poinformowała o swych wątpliwościach przełożonych i uczyniła to w obecności świadków. Następnie, gdy sprawa zniknięcia słów "lub czasopism" stała się głośna, mec. Szumielewicz sporządziła notatkę, w której szczegółowo opisała sprawę oraz swój spór z trójką prawników. Mec. Szumielewicz mówiła, że osobiście poznała panie Galińską i Sokołowską dopiero 25 marca podczas tego spotkania i na pewno to nie ona je zapraszała do pracy redakcyjnej nad ustawą. - Skoro mówimy tu o standardach, to mam nadzieję, że dożyjemy kiedyś czasów, kiedy wszyscy urzędnicy w Polsce będą tacy, jak pani Bożena Szumielewicz - powiedział Jan Rokita (PO) w uznaniu zeznań i postawy wezwanego świadka. Toksyczna notatka Pismo mec. Szumielewicz stało się wczoraj powodem sensacji. Przesłuchiwana już po raz drugi Janina Sokołowska przesłała przed kilku dniami do komisji śledczej list, w którym odnosiła się do zeznań innych świadków oraz do treści tej notatki. Do listu dołączyła jej kopię. - Skąd pani miała ten dokument? - pytał przewodniczący komisji śledczej Tomasz Nałęcz (UP). - Przecież on mógł znajdować się tylko w Kancelarii Rady Ministrów i w sekretariacie komisji śledczej!? - drążył marszałek. Sokołowska zeznała, iż prosiła szerokie grono osób o pomoc w zdobyciu tego dokumentu. Odmówiła odpowiedzi, kogo o to prosiła oraz kto jej ten materiał dostarczył. - W oparciu o jaki artykuł pani odmawia? - przycisnął świadka Nałęcz. - Czy dlatego, że narazi to panią na hańbę; czy dlatego, że narazi to panią na odpowiedzialność za przestępstwo z artykułu 183 kodeksu karnego? - pytał. Urzędniczka oświadczyła po namyśle, że odpowiedź narazi ją na odpowiedzialność za przestępstwo i odmówiła zeznań. - Skąd się pani wzięła w Rządowym Centrum Legislacji i dlaczego Pani pracowała nad ustawą - pytał świadka Bogdan Lewandowski (SLD). - Zaprosiła mnie pani Szumielewicz - powiedziała Janina Sokołowska, ku zdziwieniu komisji. - Czy kwestia czasopism była dyskutowana? Czy wywoływała kontrowersje? - drążył Lewandowski. - Nie było w ogóle dyskusji merytorycznych nad tym artykułem - zeznała Sokołowska. Udział bez udziału Jan Rokita przypomniał zeznania Sokołowskiej z marca, gdy przekonywała komisję, że nie brała udziału w redagowaniu ustawy o mediach. - Dlaczego nie przyznała się pani, ani przed komisją w marcu, ani przed prokuraturą w kwietniu do udziału w pracach 25 marca 2002 r. i do udziału w posiedzeniach Rady Ministrów oraz komitetu Rady Ministrów? - pytał poseł PO. - Ponieważ służyłam pomocą jako ekspert, a nie redagowałam merytorycznych zapisów tego prawa - padła odpowiedź świadka. Dyrektor departamentu prawnego Krajowej Rady skonkludowała też, że notatka służbowa mec. Szumielewicz nie zawiera prawdy. Niestety, nie umiała wytłumaczyć jak to możliwe, że zwierzchnicy mec. Szumielewicz wiedzieli już o wypadnięciu z ustawy słów "lub czasopism" jeszcze zanim późnym popołudniem - zdaniem Sokołowskiej - te słowa z tekstu wypadły. - A to, że pani składa fałszywe zeznania, nie jest wytłumaczeniem? - spytał Rokita. Zeznając w kwietniu w prokuraturze Sokołowska oświadczyła, że pracowała nad ustawą z woli minister Aleksandry Jakubowskiej. Wczoraj odpowiadając na pytania Renaty Berger, uznała, że nikt nie stał za jej oddelegowaniem. Gdy spytał ją o to Jan Rokita, Sokołowska uznała, że nie wie i nie pamięta, kto zaangażował ją do prac nad ustawą. Po przesłuchaniu Jan Rokita wnioskował o skonfrontowanie obu urzędniczek. Data: 18.07.03
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.