Podziemne miasto
Wszechogarniająca ciemność, duszący odór, pod nogami sterty śmieci, fekalia. To podziemne siedlisko narkomanów, złodziei i bezdomnych. I to w samym centrum Warszawy. Policja nie zna sposobu na pozbycie się uciążliwych lokatorów. h1 {font: 10pt;font-weight:bold;font-family:sans-serif; line-height:12pt;}
Wystarczy zejść na peron Dworca Śródmieście. Dalej po wąskich schodkach z końca peronu na tory. Tam w półmroku przejść kolejnych kilkadziesiąt metrów. W powietrzu coraz większy odór. Przy torowisku olbrzymie wnęki. Miniaturowe podziemne miasteczko, niczym z filmu grozy. Pod nogami dywan ze śmieci, zużytych strzykawek, szkła, odchodów. Po ścianą w blasku latarki widać pierwszych tubylców. Kobietę i mężczyznę. Brudnych, otoczonych fekaliami. Śpią zamroczeni alkoholem na firmowym dywanie PKP. Budzi ich błysk flesza. Odpędzają reporterów inwektywami. Paczka papierosów sprawia, że już za chwilę są niczym dobrzy znajomi. Przedstawiają się jako Zenon i Marysia. - Żyjemy tu już ze 12 lat - opowiada Zenon. - Kiedyś byłem górnikiem, ale jak odeszła żona, zacząłem pić... Straciłem pracę, dom, od lat nie widziałem syna... - mówi mężczyzna. Sensem jego życia jest teraz Marysia. Poznał ją w jednym z bytomskich barów, gdzie była sprzątaczką. Przyjechali do Warszawy nie mając nic. Liczyli na lepsze życie. Nadal jednak nie mają nic. Poza sobą i obiadami w stołówce św. brata Alberta. I swą alkoholową pasją - ucieczkę od beznadziei codzienności. Skąd mają na to pieniądze? Cisza. Nie milczy za to ich sąsiad z tunelu Robert. Przyjechał do Warszawy z Bydgoszczy. Też po pracę, mieszkanie, pieniądze. Zatrudnił się na czarno przy budowie metra. Spadł z rusztowania. Połamał obie nogi. Teraz jest kaleką. Został bez pracy, renty, mieszkania. Tak jak jego sąsiedzi. Przywykł do swego ponurego domostwa. - Do przytułku ani żadnej noclegowni nie pójdę. Tam, cholera, przecież nie można pić... - tłumaczy ochrypłym głosem. Nieco dalej grupka młodzieży po drugiej stronie tunelu. Na nasz widok nerwowo chowają do kieszeni jakieś zawiniątka. To strzykawki. Ich historia przeraża. Dwie młodziutkie dziewczyny, Marta i Paulina, po upewnieniu się, że nie mają do czynienia z policją, bez żenady mówią o ćpaniu, kompocie. Za towar płacą własnym ciałem... Paulina miała zwykły dom, kochającą matkę, córkę. Nałóg ją tego wszystkiego pozbawił. Opowiada o swej przeszłości ze łzami w oczach. Jednak nawet podczas opowieści wstrzykuje sobie dawkę kompotu. Życie dla niej nie ma sensu. - Chyba zrobię sobie złoty strzał - mówi Paulina. Nie wierzy w odwyki, ludzką dobroć, czyjąkolwiek pomoc. Uważa, że ulgę, poza narkotykami, da jej tylko śmierć. Jej koledzy Bartek i Paweł też są narkomanami. Z czego żyją? - Wyrywamy torebki na dworcu. A co? Trzeba mieć skądś kasę na towar. To lepsze od gorzały. Tańsze i lepiej rusza - rzuca, jakby od niechcenia, Bartek i odchodzi z charakterystycznym, jakby mętnym, półprzytomnym uśmiechem. Wędrówka przez tunel jest coraz bardziej przerażająca. Na środku torów widać półprzytomnego mężczyznę. Coś mamrocze. Mimo że brudny, cuchnący, reporterzy znoszą go z torowiska. Nawet nie wie, co się wokół dzieje. A gdyby nikt go nie znalazł? Zginąłby pod kołami pociągu. A ilu takich nikt nie znajdzie? Sposobu na pozbycie się mieszkańców tuneli nie znają ani policjanci, ani pracownicy Monaru i ośrodków dla bezdomnych. Nie ma siły, która skłoniłaby Bartka, Pawła czy Marysię do pójścia do noclegowni. Tam obowiązują rygory - nie można pić alkoholu, brać narkotyków, kraść. W tunelach są wolni. I bezkarni. Wrośli w ten klimat. Stał się dla nich akceptowalną rzeczywistością. Sięgnęli dna. Nie chcą już żyć inaczej... Opuszczają swe podziemne królestwo w poszukiwaniu jedzenia, używek, aby kraść. Czasem do wyjścia zmuszają ich patrolujący podziemia dworcowi policjanci. - Schodzimy tam niezbyt często. Zazwyczaj do jakiejś interwencji albo gdy zobaczymy z peronu, że ktoś spaceruje po torach. Wyprowadzamy go wtedy stamtąd. Zdarza się, że takiego delikwenta trzeba odwozić do izby wytrzeźwień, nieraz wzywać pogotowie. Mamy też obowiązek informowania wszystkich bezdomnych, gdzie mogą szukać noclegu i pomocy. Tylko, niestety, najczęściej ich to nic nie obchodzi. Wolą wrócić do tunelu, jak bumerang - mówi podkomisarz Piotr Kowalski z komisariatu na Dworcu Centralnym. Funkcjonariusze przyznają, że mieszkańcy tuneli to spory problem. - Ci ludzie nawet nie zdają sobie sprawy, że są w niebezpieczeństwie - odurzeni narkotykami czy alkoholem, mogą w każdej chwili wpaść pod koła pociągu. To cud, że jeszcze nie doszło tu do tragedii. Na domiar złego zagrażają innym, przecież już nieraz zdarzało się, że wzniecali pożary, które mogły się rozprzestrzenić albo spowodować wykolejenie się pociągu - tłumaczy Piotr Kowalski. - Niestety, nie ma sposobu na pozbycie się mieszkańców tuneli. Nie jesteśmy nawet w stanie kontrolować ich zbyt często, bo nie mamy na to środków. Skutecznym rozwiązaniem byłoby postawienie przy wszystkich wejściach do tuneli patroli, ale przecież to jest niemożliwe - dodaje. P {font: 10pt;font-family:sans-serif; text-indent:0.25in;} h1 { font:10 pt;font-weight:bold;}
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.