DRUKUJ

Szkoła życia dla opornych

20-01-2005, ostatnia aktualizacja 20-01-2005 21:26

Prawdziwe wojsko jest już tylko w jednostce karnej w Ciechanowie. Skazani żołnierze ćwiczą dziewięć godzin dziennie, ale... są zadowoleni. Bo w "normalnych" jednostkach bardziej się męczyli. Z nudów.

Jednostka karna w Ciechanowie znacznie różni się od swej legendarnej poprzedniczki w Orzyszu. Nie zmieniło się tylko jedno - tu żołnierze dostają większy wycisk niż gdziekolwiek indziej. - Jak do nas trafią, muszą odczuć, że ponoszą karę - mówi z przekonaniem kapitan Piotr Piątkowski, zastępca komendanta Wojskowego Ośrodka Wykonywania Kary Ograniczenia Wolności (WOWKOW).

Zwykłe wojsko to ściema

Kiedyś jeden z żołnierzy, który trafił do WOWKOW, na swój sposób rozszyfrował ten skrót: Wojskowy Ośrodek Wykorzystywania Kolesi Olewających Wojsko.

- Zanim tu trafiliśmy, to wojsko lało na nas - mówi szeregowy Marek Koper z trzymiesięcznym wyrokiem za narkotyki. - W mojej jednostce od rana do nocy nie potrafili nam wymyślić żadnych ćwiczeń. Gniliśmy!

Potwierdza to szeregowy Sławomir Płonka. - Jednostkę miałem w swoim mieście. Po piętnastej byłem już w domu. Czasami wlepili jakieś warty, ale wszystko to naprawdę ściema - mówi.

Żołnierze jeden przez drugiego opowiadają o "bzdurze", jaką jest teraz wojsko. - Zero szkolenia - mówi Koper. Gdy trafił do Ciechanowa, po raz pierwszy musiał okopać się tak, by być niewidocznym, klęcząc i stojąc. Przedtem wystarczyło tylko, że "wróg" nie widział go, gdy leżał. - Rano dawali grabki - opowiada o swojej jednostce szeregowy Marcin Stolarski. - Nie po to, by coś zgrabić, lecz by je zdać po południu.

Stolarski przez miesiąc tak wytrzymał. Pewnego dnia wyrzucił grabie za płot. - W jednostkach każdy chodzi jak chce i nikt nikomu nie oddaje honorów, chyba że nawinie się dowódca jednostki - mówi Artur Wolny, który w karnej jest już po raz drugi za samowolne oddalenie się. Ma jeszcze trzeci wyrok za to samo, ale ten go ominie, bo wcześniej skończy mu się służba.

W Ciechanowie dni mijają szybko, a noce są krótkie. - Od świtu do zmroku szkolenie, do tego nocne alarmy, raz na miesiąc 40-kilometrowe wymarsze i raz na kwartał bytowanie, czyli 40 km marszu z ciągłymi ćwiczeniami - mówi Stolarski. - Będziemy mogli powiedzieć, że byliśmy w prawdziwym wojsku.

Z wesela do karnej

Kiedyś, by trafić do Orzysza, wystarczyła decyzja dowódcy jednostki. Teraz o skierowaniu do jednostki karnej decydują sądy garnizonowe. Jak i za co? - Sześć miesięcy za znieważenie - mówi Stolarski. - Pobiłem się z policjantami. Stolarski przynajmniej wie, za co tu jest, bo większość uważa, że do Ciechanowa trafili tylko dlatego, bo ktoś tu musi być.

- Miesiąc za 15 minut samowolnego - uśmiecha się szeregowy Paweł Orzeł. 50 procent powodów skierowania do karnej to właśnie samowolne oddalenia. Pobicia i kradzieże - po 15 procent. Alkohol i narkotyki - 20 procent.

- Byłem na przepustce, wypiłem piwo i jechałem rowerem - mówi Arkadiusz Kucharczyk. - Wykryli u mnie 0,23 promila. Dostałem sześć miesięcy karnej. - Na służbie znaleźli u mnie lufkę i wzięli na badania - opowiada Krzysztof Brzoza. - Narkotyki długo można wykryć w organizmie. Dostałem trzy miesiące.

Jednego żołnierza sąd za samowolne oddalenie się z jednostki wsadził do Ciechanowa na dwa miesiące. Sędzia nie uwzględnił, że żołnierz prosił o przepustkę na własny ślub, a dowódca zamiast niej dał mu wartę.

W carskich koszarach

Jednostka karna mieści się na terenie Pułku Artylerii w starych koszarach carskich. Tak naprawdę są to tylko dwa budynki, przy czym odbywający karę mieszkają w jednym. Jednorazowo jednostka może szkolić 90 skazanych, ale rekordowo było 45. Teraz jest ich 27 i dlatego zamiast piętrowych łóżek stoją pojedyncze.

Choć miejscami ze ścian odpada tynk, kurzu nie widać. Nie ma też kółeczek wyrobionych szczotką do butów na zapastowanej podłodze. - Tu sprzątanie jest sprawą drugorzędną, najważniejsze jest szkolenie - mówi porucznik Damian Flis. Godzina 6. - Pobudka wstać! Sześć minut do zbiórki! - wrzeszczy dyżurny.

Otwierają się drzwi sal, ale nie ma nerwowej bieganiny. Skazani nie wyglądają jak czarne owce polskiej armii. Nie ma żadnego byka z potężnym karkiem, tylko kilku ma tatuaże. Większość jest średniego wzrostu, skóra i kości. Z głośników płynie muzyka, ale nie wojskowa, lecz pop. Żołnierze wychodzą na zaprawę. Niewiele biegają, raczej się rozciągają.

- Zajęcia ogólnorozwojowe poprawiają krążenie - wyjaśnia oficer. - Jeszcze cały dzień się nabiegają, a do tego zrobią 18 kilometrów, idąc na Targonie i z powrotem. Żołnierzy jednostki karnej od innych stacjonujących na terenie koszar Pułku Artylerii wyróżniają dwie rzeczy: zawsze chodzą w szelkach i mają berety w różnych kolorach. W zależności od tego, z jakiej formacji tu trafili.

Do stołówki jest może 150 metrów, lecz nie po trasie, którą oni pokonują. Ich trasa jest dłuższa, by droga na posiłek stała się również elementem "kształtowania społecznej postawy żołnierza?. Przed wyjściem na ćwiczenia każdy idzie do ubikacji. Tu nie ma muszli klozetowych. - Sra się na narciarza - rzuca wychodzący żołnierz. - Że niby tak łatwiej utrzymać higienę.

Tam, gdzie trawa nie rośnie

Godzina 8 - wymarsz na Targonie, czyli na plac ćwiczeń w środku lasu, "gdzie trawa nie rośnie, bo leje się pot" . Dziś przejście dziewięć kilometrów zajmuje 1,5 godziny, ale rekord ustanowiony kiedyś - 40 minut, to ponoć tylko mit krążący wśród żołnierzy. - Pięć minut przerwy - mówi podporucznik Łukasz Kasprzyk. - Można palić, ale wszystkie kiepy mają zniknąć.

Żołnierze siadają ciasno jak na naradzie wojennej. Są wśród nich nowi, którzy pierwszy raz tu przyszli. Zmęczyli się marszem, więc rozbieganymi oczyma badają teraz teren. Widzą rozległą łąkę, mokradła, okop, zasieki, resztki jakiegoś budynku. Niektórzy z nich słyszeli o tym miejscu w swoich jednostkach. I o tym, jak tu dostaje się w kość.

Instruktorzy tłumaczą zadania. - Od prawego i lewego, w kierunku wylotu drogi, na wysokość zapór inżynieryjnych, krótkimi skokami, naprzód! - pada komenda starszego plutonowego Sławomira Sękowskiego. Ci z boków okopu szybko wydostają się na łąkę. Nisko pochyleni przebiegają 20 metrów, padają, czołgają się, oddają "suchy" strzał i ręką dają znać następnym. Tamci jednak nie wiedzą, co i jak mają robić oraz dokąd biec. - Wróć! Jeszcze raz!

Żołnierze ze zwieszonymi głowami, mamrocząc przekleństwa pod nosem, wczołgują się z powrotem do okopów. - Wszystko robią tak długo, aż zrobią prawidłowo - wyjaśnia Kasprzyk. - Nie rozumieją prostych komend. Jest tu szeregowy, który był pisarzem w swojej jednostce. Pola walki na oczy nie widział.

Żołnierze męczą się z zakładaniem odzieży ochronnej. Spod masek gazowych słychać ich ciężkie oddechy i przekleństwa. Stare gumowe troki rwą im się w rękach, a plutonowy już podaje czasy, w których będą musieli przebiec 500 metrów "w terenie skażonym" .

Zaczynają biec. Po chwili szeregowy Bartłomiej Malina gumowe portki ma na kostkach. Biec się nie da, więc idzie. - Jak mnie armia wyposaża w taki sprzęt, to nie zamierzam się zabić - dyszy przez maskę. Po chwili drugi żołnierz ma ten sam problem.

- Co, żołnierzu. Motywacja spada? - pyta starszy plutonowy Andrzej Soliwodzki. - To nie motywacja, tylko sprzęt - Malina wzrusza ramionami. Przyjeżdża ciężarówka z drugim śniadaniem. Kawa, po dwie bułki i dwa plastry mielonki. Jedzą szybko, bo przerwa jest krótka. Znowu zakładanie odzieży ochronnej na czas, bieg, a do tego przeczołgiwanie się pod zasiekami.

W górę co chwilę wystrzeliwane są różnokolorowe race. Jedna oznacza wybuch jądrowy, inna samolot nieprzyjaciela. Żołnierze padają i albo chowają głowy pod ramionami, naciągając przy tym kołnierze, albo celują w niebo do niewidzialnego wroga. Gdy przechodzą od jednych do drugich ćwiczeń, z lasu pada seria karabinu maszynowego (ślepymi nabojami). Jedni już wiedzą, że trzeba szybko przywrzeć do ziemi, ale inni zatrzymują się i nasłuchują.

- W czasie prawdziwych działań już by zginęli - mówi Kasprzyk. - Tego też ich nie nauczono. Na niebie kolejna raca. - Skażenie, skażenie! Maski włóż! - pada komenda.

Zmęczenie coraz bardziej daje się we znaki. - Panie plutonowy, nie widział pan mojej maski? - jęczy szeregowy Adam Małecki. Oficer też zaczyna rozglądać się po ziemi, ale po chwili pyta: - A co masz na twarzy?!

Ktoś ze wściekłością krzyczy: - Zahaczyłem się! To szeregowy Ludwik Stanaszek. Kolczaste druty owinęły się wokół jego ramienia, spadł mu hełm, a instruktor jeszcze wrzeszczy:

- Nie na boku, nie na boku! Na brzuchu, szybciej! Niżej głowa! - Nic nie widzę w tej masce! - drze się Stanaszek. Tempo zajęć wyraźnie rośnie. - Błysk z północy! - pada komenda. - Bronić się przed falą uderzeniową! Kłaść się nogami w kierunku przeciwnym do wybuchu! Żołnierze padają.

Godzina 12.30. Koniec zajęć na Targoniach. Przed nimi tylko powrót do jednostki. Kamienne, jakby nie zmęczone twarze, mają tylko szeregowi Raźniak i Stolarski. Pierwszy z nich jest tu od ponad czterech miesięcy, drugi właśnie był tu po raz ostatni. Przetrwał trzy miesiące w karnej. Jutro wraca do swej jednostki.

- Kiedyś na Targonie wychodziło się cztery dni w tygodniu, ale żołnierze tego nie wytrzymywali i szli na zwolnienia - mówi Flis. - Trzy dni to w sam raz.

Przepustka w głowie

Godzina 15 - obiad, a potem godzina odpoczynku. Przed kolejnymi ćwiczeniami. W jednostce jest cywilny psycholog - kobieta. - Czasami do mnie przychodzą, żeby porozmawiać z kimś, kto nie nosi munduru - mówi Małgorzata Faderewska. - Inaczej z nimi rozmawiam, nie jak z przedmiotem, co się często zdarza w wojsku. Są przerażeni, zdarza się, że niektórzy podczas pierwszej rozmowy płaczą.

Ci, co dopiero trafili do karnej, dostają od pani psycholog dwa testy do rozwiązania. Jeden z obrazkami - na inteligencję, drugi, z 83 pytaniami, to test agresji. Wśród pytań, na które do wyboru są odpowiedzi "tak", "nie wiem" i "nie", znajdujemy między innymi: Gdy jestem zły, staję się zrzędny; Idąc przez las, lubię kopać grzyby; Czy gdy jesteś na kogoś wściekły, zaciskasz pięści? ; W złości uderzasz pięścią w stół? ; Czy kiedyś doznałeś samookaleczeń? ; Lubię oglądać filmy grozy.

Godzina 16.30. Zajęcia teoretyczne w świetlicy. Temat: postępowanie służbowe. - Jeżeli przez dwa miesiące nie dostaje się przepustki, a zgodnie z przepisami się należy, to czy żołnierz może ominąć drogę służbową? - pyta Malina.

Wyjaśnia oficer Krzysztof Porowski: - Czy przepustka należy się czy nie, to zależy od twojego postępowania. W karnej też są przepustki. Niby decyduje o tym comiesięczny egzamin, ale oprócz dobrych wyników musisz zebrać siedem podpisów przełożonych.

- Trzeba uważać na 44 osoby - mówi Stolarski - Bo jedna powie drugiej i nie masz przepustki. Trzeba się pilnować. Zawsze coś jest "nie tak" . W zwykłych jednostkach żołnierze służby zasadniczej i zawodowi często przechodzą ze stopy służbowej na koleżeńską. Tu to się nie zdarza.

- "Z natury" żołnierze niechętnie poddają się dyscyplinie, dlatego i tu długo nie mogą pojąć, na czym polega wojsko - wyjaśnia kapitan Przemysław Wojtecki, który zamierzał pisać pracę magisterską porównującą jednostki karne w Orzyszu i Ciechanowie. Zrezygnował, bo miał kłopoty z dotarciem do materiałów o Orzyszu. Wie, że tamta jednostka była większa, żołnierze nosili drewniane atrapy karabinów, a szkolenie bojowe było co drugi dzień, na przemian z pracą. Przez Orzysz przewinęło się około 20 tysięcy żołnierzy, a w Ciechanowie w 2004 roku było 110 skazanych. - Inne czasy - kwituje Wojtecki. Godzina 22 - capstrzyk. Wszyscy szybko zasypiają. Może tej nocy nie będzie alarmu?

PS. Nazwiska skazanych zostały zmienione.

Data: 2005-01-21

__Archiwum__