Żegnaj, Adrio
W Adrii bawiły się pokolenia warszawiaków. Występowali Hanka Ordonówna, Mieczysława Ćwiklińska, Lidia Stanisławska czy Jerzy Połomski. Adria, która przed wojną uchodziła na najwytworniejszy polski lokal, zostanie zamknięta.
Zarządzająca Adrią Specjalistyczna Spółdzielnia Gastronomiczna przegrała wszystkie procesy o prawa do budynku. Sądy uznały, że lokal należy się PZU, który działa po sąsiedzku. Restauracja musi sobie poszukać innej siedziby. Ktoś, kto tu obecnie wchodzi pierwszy raz, ma wrażenie, że znalazł się w innym świecie i w innych czasach. W porze obiadowej w Adrii cisza jak makiem zasiał. Kilkanaście stolików czeka na gości. I choć nie jest tu drogo – pstrąg w ziołach prowansalskich 25 zł, kaczka pieczona z dodatkami 30 złotych – to lokal świeci pustkami. Kultowe miejsce Nie zawsze tak było. Otwarta w 1929 roku Adria uchodziła za jedną z najwytworniejszych restauracji w kraju. Jako pierwsza i jedyna miała obrotowy parkiet. W Adrii odbywały się rewie mody, a w 1938 r. zorganizowano pierwszy bal filmowców. Pojawili się na nim też członkowie korpusu dyplomatycznego. Lokal tętnił życiem całą dobę. Miał nawet ogród zimowy, a gościom do śniadania przygrywała orkiestra. Po wojnie lokal otwarto dopiero w roku 1973. Tyle czasu trwała odbudowa zniszczonego gmachu. Na odbudowę złożyły się PZU i spółdzielnia gastronomiczna. Dlatego dziś spółdzielcy twierdzą, że z lokalu wyrzuca się ich niesłusznie. – Na pierwszym balu bawił gości Jerzy Połomski. Wraz z nim śpiewała, dosłownie, cała sala – mówi Tadeusz Seweryniak, prezes SSG. Nawet kryzys gospodarczy nie zmógł Adrii. – Gdy zabrakło wołowiny i wieprzowiny, podawaliśmy mięso z królika – wspomina Seweryniak. Hitem okazały się też kotlety z mięsa strusiego, które sprowadzono z Hamburga, i dania z nowozelandzkiej jagnięciny. Co więcej, gdy zdobycie butelki piwa było niemożliwe, w Adrii podawano pilznera czy radegasta. Odgryźli nam rękę – Żywiliśmy też pracowników PZU – mówi prezes Seweryniak. No i PZU odgryzł rękę, która go karmiła – dodaje z goryczą. PZU wywalczył sobie bowiem prawo także do części budynku, gdzie mieści się Adria. – Może to mój błąd, że nie starałem się o znajomości wśród polityków, którzy pomogliby nam w walce z PZU – dodaje szef spółdzielców. Twierdzi, że lokal wciąż jest popularny. Tylko tu odbywają się od czwartku do niedzieli dancingi. Adria ma jedyny dancing nie z jakimś DJ-em, a z prawdziwą orkiestrą. A zainstalowany w 1927 roku ruchomy parkiet ciągle działa. Nie wszystek umrę 15 listopada wypada we wtorek. Potańcówki więc nie będzie. Lokal będzie otwarty normalnie – do północy. – a potem prezes zaprosi wszystkich pracowników na pożegnalną lampkę wina. Będzie 368 osób – bo na ten wieczór zaproszono i tych, którzy pracowali tu, gdy śpiewał Połomski, i tych, którzy, jak Marcin Kostera, pracują ledwie od dziesięciu lat. – Łączy ich świadomość, że są w miejscu magicznym – mówi prezes. 15 listopada nocą „adrianie” staną tu, na wielkim parkiecie, na którym przez lata tańczyli ludzie znani z pierwszych stron gazet. Niestety zamiast muzyki, rozbrzmią słowa prezesa: – Świat nie kończy się na Adrii. Jest plan, by Adrię przenieść w inne miejsce w centrum miasta. Ale nie da się tam przenieść tego „genius loci” z Moniuszki. Nie będzie też ruchomego parkietu. No i ludzkich wspomnień, i pamięci też się przenieść nie da. 2005-10-24
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.