Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Pretensjonalna bańka, czyli po co komu ten Chopin?

Agnieszka Rataj 24-10-2010, ostatnia aktualizacja 28-10-2010 11:37

Jeśli efektem mody na Chopina mają być takie przedstawienia jak „Glissando”, to lepiej, że rok kompozytora zbliża się ku końcowi.

Ta opera o Chopinie to nieudany eksperyment
źródło: Życie Warszawy
Ta opera o Chopinie to nieudany eksperyment

„Chopin gdyby jeszcze żył, to by pił”. Ten cytat z Wyspiańskiego przychodzi na myśl po obejrzeniu międzynarodowej produkcji przygotowanej przez Christiana Garcię na festiwal Warszawa Centralna. „Glissando” potwierdza smutną konstatację, że teraz nawet z lodówki może wyskoczyć Chopin. Niemal każdy teatr za punkt honoru postawił sobie wyprodukowanie poświęconego mu spektaklu. Większość z nich sprawia niestety wrażenie, jakby jedynym powodem ich powstania były obchody 200-lecia urodzin kompozytora.

Garcia zapowiadał intrygujące skonfrontowanie losów Chopina z życiem Syda Barretta z grupy Pink Floyd. Trudno jednak – poza kilkoma motywami muzycznymi – znaleźć rzeczywiste przejawy realizacji tego pomysłu. Spektakl wydaje się raczej chaotycznym zestawem motywów, które kojarzą się z Chopinem i epoką romantyzmu. Mamy więc początkowe ustawienie aktorów i muzyków w efektowny obraz przypominający „Śmierć Sardonapala” Delacroix. Mamy motyw wierzby w scenografii. I imponujący wybór tekstów.

Pojawiają się w nim nie tylko przedstawiciele epoki na czele z Mickiewiczem, Hugo i Blakiem, ale i inspirujący romantyków Dante. W zamierzeniu Garcii miały one być librettem nienapisanej przez Chopina opery, którą wykrzyczą, wyskandują i wyśpiewają aktorzy i muzycy. Szkoda tylko, że nie łączą się one w żadną sensowną całość – są jakby brykiem z historii literatury.

Garcia chciał wykpić „Glissandem” romantyczną pozę, śmiało przekraczając konwencję. Stworzył jednak pustą, postmodernistyczną bańkę sceniczną. Pretensjonalną i nużącą – trwa niemal półtorej godziny. Jedyny wypływający z niej wniosek jest następujący: nie tylko polscy twórcy nie mają pomysłu na Chopina.

„Glissando”, reż. Christian Garcia, Teatr Dramatyczny, premiera: piątek (22.10)

Życie Warszawy

Najczęściej czytane