Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Umarł flipperów król

Maciej Miłosz, Marcin Flint 29-10-2009, ostatnia aktualizacja 15-11-2009 21:46

Sprężyna, stalowa kula, łapki do jej odbijania. Barwny świat ramp, zapadni, wyrzutni i otworów. Flipper, jeden z symboli pokolenia dzisiejszych 30-latków, znika. Pobudza nielicznych żyjących w świecie, którego już nie ma.

*Mistrzostwa Polski w Grze na Flipperach odbyły się już po raz siódmy. Miejmy nadzieję,  że nie ostatni. Czwarty z lewej w białej koszuli aktualny mistrz Aleksander Żurkowski
autor: Pasterski Radosław
źródło: Fotorzepa
*Mistrzostwa Polski w Grze na Flipperach odbyły się już po raz siódmy. Miejmy nadzieję, że nie ostatni. Czwarty z lewej w białej koszuli aktualny mistrz Aleksander Żurkowski

Dźwięki i kolorowe światła/znowu hipnotyzują go/Z jednym żetonem na automat/potrafi przegrać całą noc” – śpiewa lider zespołu Komety Lesław w zainspirowanym piosenką grupy Stan Zvezda „Królu flipperów”. Historię w niej przedstawioną oparł na własnych wspomnieniach.

– Mój pierwszy kontakt z flipperami to salon gier zręcznościowych Tranzystorek na Żoliborzu. Jako uczeń szkoły podstawowej spędziłem tam mnóstwo czasu – mówi artysta.

– Maszyna, na której grałem, oparta była na historii hardrockowego gitarzysty Teda Nugenta, który był znany z tego, że swoją gitarą... strzelał. Stał tam też automat Playboya.

Dla wielu małolatów było to miejsce magiczne. Królem flipperów był niejaki „Limal”. Budził powszechny respekt.

Owe czasy minęły, sława dawnych mistrzów również. Następców „Limala”, takich jak Aleksander Żurkowski, zwycięzca zeszłotygodniowych VIII Qulturalnych Mistrzostw Polski w Grze na Flipperach w Centralnym Domu Qultury, jest niewielu.

Żurkowski kończy socjologię, a pracuje jako konduktor w PKP. Wybrał ten zawód, bo – jak mówi – lubi być w ciągłym ruchu. Biura go męczą. Po pracy wraca do domu, gdzie zamiast kina domowego czekają na niego dwa flippery – wniesione do mieszkania z najwyższym trudem – framuga drzwi jest szersza od urządzenia o jedyne pół centymetra.

Kto traktuje grę poważnie, musi być gotowy na takie poświęcenia. I nawet będąc najlepszym z najlepszych, nie może liczyć na kokosy. Czy w Polsce, czy za granicą – nieważne. Na mistrzostwach świata na zwycięzcę czekają 1000 dolarów i flipper, w Polsce można wygrać maszynę i... butelkę wina. W porównaniu z trofeami w zawodach dla graczy komputerowych to nic. Zgoda – automat fajna rzecz, ale ile takich można zmieścić w mieszkaniu? Zazwyczaj jeden, góra dwa.

Żurkowski jeden ze swoich umieścił w Dwóch Kółkach – kultowej knajpie warszawskich motocyklistów znajdującej się na tyłach Dworca Zachodniego. Właśnie tam spotkaliśmy się, by porozmawiać.

Panując nad kulą

Surowe wnętrze, wysoki strop, na ścianie dwa stare motocykle, stół do bilarda, w rogu kilka flipperów, jeden z karteczką z napisem „Awaria”. To miejsce bez wątpienia ma oryginalny klimat.

– Siedem lat temu bardzo intensywnie słuchałem płyty „Tommy” The Who. Muzycy opowiadają o głuchoniemym chłopcu, zafascynowanym flipperami. I ja się nim zafascynowałem tak mocno, że w końcu stwierdziłem, iż czas wyjść z domu i zagrać – przyznaje dwukrotny mistrz Polski.

Wciągnął go ten świat. Grywał po kilka godzin dziennie, wydając coraz mniej. Tak właśnie jest – im lepiej grasz, tym mniej wydajesz. – Nie gub kuli, strzelaj tam, gdzie miga, a potem gdzie się świeci i przenigdy nie graj dwoma łapkami naraz – instruuje nas, gdy stajemy przed maszyną.

Nudne, mogłoby się wydawać. Nieprawda. Zwłaszcza gdy można grać na różnych maszynach – każda ma swój temat, wiele – tak jak dzisiejsze gry komputerowe – powstało na podstawie filmów. Były ze sportowcami czy żołnierzami w rolach głównych, ale też o ganianiu myszy po domu czy historii Mata Hari. Były.

– Ja zaczynałem na Centralnym. Jeszcze kilka lat temu było tam mnóstwo miejsc z flipperami. Zostały wymiecione przez kawiarnie internetowe i tzw. hot spoty – mówi z żalem.

Bez emocji

Galaktyka – kafejka na piętrze natolińskiej Galerii Ursynów – próbuje pogodzić te dwa byty. Jednak o ile w pubie Dwa Kółka było kilkanaście osób, o tyle tutaj są pustki. Cztery flippery migają zachęcająco.

21-letni, wyglądający jednak na niepełnoletniego Adam, dogląda biznesu rodziców. Przynajmniej w teorii, bo tak naprawdę jest wpatrzony w monitor. Pochłonęły go rozmowy na czacie. Ruch? – A jest w weekendy, zwłaszcza w soboty po południu – odpowiada, mrucząc pod nosem.

Kiedyś nieopodal Galaktyki, na ulicy Mandarynki, stał barak z flipperami – od rana były tłumy. Kiedyś. Teraz nikt nie przychodzi na dłużej niż pół godziny. Nie trzęsie stołem jak oszalały (czasem to jedyny sposób, by wybić straconą kulę), nie wścieka się, nie uzyskuje imponujących wyników. Jednym słowem – nuda.

Czar nostalgii

Używaną maszynę można kupić w Internecie już za dwa tys. zł. Nowy automat kosztuje pięć tysięcy dolarów. Na świecie istnieje jedna jedyna fabryka produkująca flippery. W Chicago. Prowadzi ją niejaki Gary Stern. Dzięki niemu to funkcjonuje. Choć do Polski rzadko trafiają nowe sprzęty, rządzi rynek wtórny.

– Kupiliśmy flippera za grosze na Allegro, kosztował 400 zł – mówi Kamil „Jakuza” Jaczyński, rzecznik prasowy wytwórni Wielkie Joł. – Maszyna wymagała odrestaurowania, ale udało się znaleźć specjalistę – dodaje.Decyzja o zakupie wyszła od Tedego, hiphopowego weterana. Pobudki były oczywiście sentymentalne.

Nietrudno je zrozumieć, gdy posłuchamy paru rapowych nagrań. „Na flipperach mam wszystkie rekordy” – rymuje Sokół w prześmiewczym, przypominającym lata 80. przeboju „W aucie”.

„A pamiętasz jak 94... Na Złotej Hybrydy i wieczne afery, otwarte flippery, gdzie zostawiałem flotę, coś co rozpoczęło nową epokę, pamiętam to dobrze i żałuję też bardzo, że tamte czasy minęły bezpowrotnie” – słyszymy w innym hiphopowym utworze „93... 94...”.

Czy rzeczywiście minęły bezpowrotnie?– Początkowo zainteresowanie kupionym flipperem było tak duże, że musieliśmy wprowadzić zakazy, by praca mogła toczyć się normalnie. Ale gdy się zepsuł, nie braliśmy go już do naprawy. Leży w magazynie przykryty pudłami – przyznaje Jakuza.

– Kiedyś się grało. Teraz to już sporadycznie – dodaje Lesław. Najczęściej przypadkowo, natykając się na automat w jakimś zapomnianym barze. W miejscu, w którym nic się nie zmienia, tylko ludzie się starzeją.Co roku w CDQ przy Burakowskiej spotyka się na mistrzostwach cała polska „scena flipperowa”. 40 osób.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane