Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Kto zdobędzie Amerykę

Piotr Gillert 03-11-2008, ostatnia aktualizacja 04-11-2008 11:49

Najdłuższa i najdroższa kampania w historii świata dobiegła końca. Niemal dwa lata Barack Obama i John McCain przemierzali Amerykę. Dziś Amerykanie wydadzą werdykt, kto robił to lepiej.

Obama czy McCain? To pytanie zadają sobie nie tylko obywatele USA, ale też mieszkańcy większości krajów świata
źródło: PAP/EPA
Obama czy McCain? To pytanie zadają sobie nie tylko obywatele USA, ale też mieszkańcy większości krajów świata

W ostatnich godzinach kampanii czarnoskóry kandydat demokratów przestrzegał swoich zwolenników: – Nie wierzcie nawet przez sekundę, że jest już po wyborach.

Jego rywal John McCain mówił to samo. Oczywiście – z zupełnie innych powodów. Republikanin liczy na to, że rzutem na taśmę (czy też, jak chcą niektórzy, cudownym zrządzeniem losu) zdobędzie większość głosów elektorskich. – Ruszymy Amerykę w nowym kierunku – zapowiadał McCain, przekonując, że jest o krok od zwycięstwa. Czy jednak 72-letni weteran wojny w Wietnamie ma jeszcze jakiekolwiek szanse?

Obama do końca utrzymał wypracowaną wcześniej znaczną przewagę w sondażach (średnio sześć – jedenaście punktów procentowych) i nic nie wskazywało na to, by w ostatnich godzinach miało się to zmienić. McCain tracił dystans do przeciwnika nawet w tych stanach, które od lat popierają konserwatystów – jak Wirginia czy Dakota Północna.

Gdyby głos w tych wyborach mieli Europejczycy, triumf Obamy byłby jeszcze większy. Kibicuje mu także większość Polaków – według sondażu „Rz” popiera go aż 62 proc. ankietowanych. McCaina – zaledwie 24 proc.

Milion ludzi w parku

W listopadowe poniedziałki w hotelu Travelodge w centrum Chicago zwykle nie brakuje wolnych pokoi. Tym razem, podobnie jak inne hotele w pobliżu parku Granta, jest on jednak pełen gości. Większość stanowią przybyli z całego kraju zwolennicy Baracka Obamy. Chcą być świadkami mającego się rozegrać w parku historycznego wydarzenia – nocy wyborczej z udziałem Obamy.

W mieście, w którym mieszka i w którym zaczynał polityczną karierę Barack Obama, panuje atmosfera radosnego podniecenia. W położonym nad jeziorem Michigan parku trwały wczoraj ostatnie prace nad budową sceny, na której pojawi się senator późnym wieczorem. Być może znane już wtedy będą wstępne wyniki wyborów.

Burmistrz Chicago Richard Daley ocenia, że wokół parku zbierze się milionowy tłum. Władze obawiają się, by nie doszło do rozrób i gwałtownych manifestacji radości, jakie towarzyszyły w latach 90. zwycięstwom Chicago Bulls w rozgrywkach NBA. Jeszcze większy niepokój wzbudza możliwa reakcja tłumu na ewentualną porażkę Obamy.

Napięty program Johna McCaina

Bardzo źle wyglądają notowania Johna McCaina w tak zwanych stanach bitewnych, czyli tych, w których elektorat nie ma wyraźnych, trwałych preferencji dla jednej partii i które – de facto – decydują o losach wyborów. Prawdopodobne porażki na Florydzie, w Ohio i Pensylwanii praktycznie przekreślą jego szansę na prezydenturę. McCain nie mógł się jednak koncentrować wyłącznie na tych stanach, bo w stronę jego rywala przesuwało się wahadło opinii publicznej także w wielu spośród tych, które wcześniej były solidnie republikańskie. Dlatego w ostatnim dniu kampanii McCain odbył podróż z jednego końca Ameryki na drugi, zatrzymując się po drodze w kolejnych kluczowych miejscach.

– Wygramy Florydę i wygramy jutrzejsze wybory – przekonywał John McCain wczoraj rano w mieście Tampa. Słuchaczy miał jednak niewielu. Wedle szacunków lokalnych mediów przyszło nieco ponad tysiąc osób. Kolejne postoje i wystąpienia na trasie obejmowały Tennessee, Pensylwanię, Indianę, Nowy Meksyk i Nevadę. Republikański senator zakończył dzień w odległej o parę tysięcy kilometrów Arizonie, gdzie znajduje się jego sztab wyborczy i gdzie spędzi dzisiejszą wyborczą noc. – Niejednokrotnie uznawano go za przegranego w stanach bitewnych, a potem wygrywał. Przed nami wielki, zwycięski finisz – zapowiadał menedżer kampanii republikanina Rich Davis.

Spokojny Obama

Demokratyczny rywal McCaina miał wczoraj nieco mniej napięty program. Występował w trzech stanach. Tak jak republikanin zaczął na Florydzie,
w Jacksonville, gdzie nawiązał do słów wypowiedzianych tam półtora miesiąca temu przez swego przeciwnika.

– John McCain wciąż nic nie rozumie. Pamiętacie, co powiedział tu 15 września? Że podstawy naszej gospodarki są wciąż silne – przypomniał Obama.

Później Obama przeniósł się do Karoliny Północnej, a zakończył w Wirginii. Jego ostatni wiec w tej kampanii odbył się w podwaszyngtońskim Manassas, miejscu dwóch krwawych bitew podczas wojny secesyjnej.

Obama do końca zachował charakterystyczne dla niego opanowanie. – Jestem spokojny. Zrobiliśmy wszystko, teraz decyzja należy do narodu – oświadczył w jednym z wywiadów.

Ogromne zainteresowanie wyborami sprawiło, że amerykańskie stacje telewizyjne prześcigają się w pomysłach na przyciągnięcie widzów. CNN zamierza na żywo wyświetlać w studiu trójwymiarowe obrazy swych korespondentów nadających z całego kraju. NBC ma zamiar wyświetlać wyniki napływające z kolejnych stanów na wielkiej, kolorowej mapie na lodowisku przy nowojorskim Rockefeller Plaza. ABC News będzie pokazywać swój program wyborczy na trzech gigantycznych ekranach zainstalowanych na Times Square.

Zainteresowanie wyborami przełoży się na frekwencję, która zdaniem ekspertów będzie rekordowa.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane