Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Szaleństwo torreadorów

Maciej Białek 26-06-2008, ostatnia aktualizacja 27-06-2008 21:55

Opinia o Hiszpanach: „grają jak nigdy, przegrywają jak zawsze” jest już nieaktualna. Słaniający się na nogach Rosjanie byli tylko tłem dla rywali, którzy po zwycięstwie 3:0 w Wiedniu są w finale Euro!

Spotkanie na Ernst Happel Stadion poprzedził kilkuminutowy apel spikera i piłkarzy obu drużyn, związany z akcją antyrasistowską (czuły punkt polityki międzynarodowej UEFA). Akurat tego dnia ów gest nabrał szczególnego znacznie. Przypomnijmy bowiem, że w 2004 roku o dyskryminację rasową oskarżano... selekcjonera Hiszpanów Luisa Aragonesa.

Urodzony w Hortalezie na przedmieściach Madrytu „Mędrzec” (tak ochrzcili go Hiszpanie) nazwał Thierry’ego Henry... czarnym gównem. Brytyjskie media (Henry występował wówczas w Arsenalu) domagały się dyskwalifikacji Aragonesa, ale skończyło się na karze – 100 tys. franków szwajcarskich – nałożonej na Hiszpańską Federację Piłkarską.

Dramat Villi

Dziś już mało kto pamięta o przykrym incydencie. Zwłaszcza Hiszpanie, którzy dzięki kontrowersyjnemu trenerowi mogli się wreszcie doczekać historycznego sukcesu.

Ich ulubieńcy zagrali wczoraj na żółto (tradycyjny czerwony kolor tym razem zarezerwowano – trudno się dziwić – dla Rosjan). Zmiana bardzo zdenerwowała Aragonesa. 70-letni szkoleniowiec nie ukrywa, że nie lubi żółtego koloru, ponieważ... przynosi mu pecha. Początkowo wydawało się, że miał słuszne obawy – już w pierwszej połowie boisko musiał opuścić David Villa, najlepszy (obok Ikera Casillasa) piłkarz reprezentacji Hiszpanii w tym turnieju. To miał być jego wieczór, jego mecz, jego wielki sukces. Miał być...

W tej sytuacji w głównych rolach wystąpili inni. W pierwszej połowie Rosjanin Roman Pawliuczenko (niemiłosiernie ostrzeliwał bramkę Casillasa, ale z reguły niecelnie), a tuż po przerwie duet piłkarzy Barcelony. W 50. minucie Anders Iniesta mocno kopnął na pole karne, piłkę sięgnął jeszcze Xavi i Hiszpanie prowadzili 1:0.

Dobijanie byka

Ci, którzy spodziewali się szturmu podrażnionych Rosjan, srodze się zawiedli. Podopieczni Guusa Hiddinka nie mieli sił na przeprowadzenie choćby jednej groźnej akcji. Zapewne nigdy się nie dowiemy, jaka była tajemnica nadludzkich możliwości wydolnościowych Rosjan w ćwierćfinale z Holandią, ale za tamten „cud” zapłacili wczoraj bardzo wysoką cenę. Wyceniany na 25 mln euro Andriej Arszawin, kuszony właśnie przez Barcelonę, był cieniem samego siebie. Spacerował powoli na boisku, co – biorąc pod uwagę widok jego wycieńczonej twarzy po meczu z Holandią – jest dość zrozumiałe. Mniej zrozumiały jest natomiast fakt, że Hiddink nie zdjął go z boiska.

Co innego Hiszpanie, zwłaszcza szalejący przy bocznej linii Sergio Ramos. Robili, co chcieli, na dodatek w tempie nieosiągalnym dla rywali.Piłkarze Aragonesa zachowywali się jak torreadorzy, którzy wbijają rannemu, potwornie zmęczonemu bykowi piki. Raz za razem. W 73. minucie podwyższył Daniel Guiza, a wkrótce potem wycieńczonych rywali dobił David Silva.

Czasami warto grać na żółto...

– Jak sobie wyobrażam moją śmierć? Tylko na ławce rezerwowych – powiedział niedawno Aragones, zaprzeczając informacjom o rychłej emeryturze.

Z pewnością nikt w Hiszpanii nie wyobraża sobie pożegnania Aragonesa. Człowieka, który w czwartkowy wieczór przekonał się, jak wesołe może być życie staruszka.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane