DRUKUJ

Dobrze im tak!

Rafał Jabłoński 23-06-2011, ostatnia aktualizacja 23-06-2011 18:28

Po ostatniej wojnie Warszawa odgruzowywana była nie tylko przez Polaków. W mieście działało kilka tysięcy jeńców niemieckich, którzy potem pracowali w różnych instytucjach jako półdarmowa siła robocza. Między innymi zbudowali lotnisko na Bemowie.

Przed rokiem napisałem o wypadku, jaki zdarzył się w lutym 1947 roku podczas odgruzowywania obecnej Akademii Wychowania Fizycznego. Otóż Polacy pracowali tam razem z jeńcami niemieckimi, o czym potem ze względów propagandowych zapomniano. Skoro „cały naród odbudowywał swoją stolicę", to co tam robili Niemcy? Ale do rzeczy, otóż jeden z nich „z na wpół zburzonej ściany strącił łopatą minę wraz z gruzem". I został ciężko ranny.

O takich sprawach nie wspominają żadne źródła, ale drzewiej opowiadano mi, że już w połowie 1945 roku jeńcy oczyszczali ulice z gruzu i pomagali usuwać porzuconą amunicję. Pamiętajmy, że w Warszawie miało bronić się około czterech tysięcy żołnierzy niemieckich, ale gdy Rosjanie rozpoczęli ofensywę w styczniu, przeważająca część wykazała zdrowy rozsądek i uciekła. Pozostały po nich sterty broni i niewystrzelonych naboi. Miny i różne pułapki rozbroili nasi oraz radzieccy saperzy, natomiast Niemców użyto do wynoszenia wojennego złomu.

Nieliczni warszawiacy, widząc pracujących wrogów, mówili – dobrze im tak! A paradoksalnie tak samo myśleli Niemcy, bo udało im się uniknąć sowieckiej niewoli. Szacuje się, że powróciło ich ze Wschodu niewiele ponad 10 procent. Więc Warszawa była niemal sanatorium...

Z obozu na budowę lub do ministerstwa

Jeńcy trafili do miasta bardzo wcześnie, ale bynajmniej nie w dużej liczbie. Z dokumentów wynika, że władze Warszawy nie korzystały z ich pracy podczas odbudowy miasta z powodów finansowych. Ponieważ nie odczuwano braku siły roboczej, korzystniejszym było opłacanie polskich robotników; przynajmniej mieli z czego żyć. Natomiast z pracy jeńców korzystały wojsko, resort spraw wewnętrznych i w niewielkiej liczbie – różne instytucje, a nawet spółdzielnie oraz firmy prywatne (bo takie istniały do końca lat 40.).

W połowie 1945 roku mieliśmy w mieście cztery obozy jenieckie, dla wojskowych, cywilów i „folksdojczów", jak to wtedy pisano. Podobno ich pojemność wraz z pozamiejskimi filiami sięgała nawet 50 tys., ale jak wynika z różnych dokumentów, było tu wtedy ledwie 2,5 tys. Niemców. Przebywali w dawnym więzieniu wojskowym na Gęsiówce (przy Gęsiej 26), gdzie ocalały mury budynku, a obok nich ustawiono baraki. Poza tym obozy były na Koszykowej, Okęciu i Polu Mokotowskim. Przez jakiś czas mieszkali też w więzieniu przy Rakowieckiej. Po prostu sypiali tam, a w dzień chodzili do pracy.

I co ciekawe – z obozu tego, bo dla Niemców był to obóz, a nie więzienie, „wypożyczano" byłych żołnierzy do pracy w 23 różnych instytucjach na terenie Warszawy. Jeńcy pracowali w tak egzotycznych miejscach jak: Szpital Dzieciątka Jezus, składnice Społem, fabryka wódek przy Ząbkowskiej czy też zakonny zakład wychowawczy przy Żelaznej.

Jednak największą stołeczną budową było nowe lotnisko na Boernerowie, gdzie wojsko zamierzało zatrudnić dwa tysiące jeńców. Ponieważ lotnisko bielańskie (na wysokości Cmentarza Żołnierzy Włoskich) zostało zniszczone podczas Powstania (Niemcy wysadzali bomby lotnicze zakopane w pasach startowych, by uniemożliwić ewentualny desant sowiecki), wybrano nową lokalizację. To był teren dzisiejszego lotniska sportowego na Bemowie (zwanego też Babice) wraz z długim pasem startowym, na którym dziś znajduje się ulica Powstańców Śląskich, oraz z obiektami badawczymi i magazynami; olbrzymi teren. Jednak pracowało tam pół tysiąca jeńców, a roboty ich trwały od końca 1946 roku do początku 1949.

A skoro jesteśmy przy wojsku, to Niemcy zatrudniani byli jeszcze w paru bazach samochodowych (specjalnie wybierano mechaników), magazynach, a nawet na Legii, którą doprowadzało do porządku po wojennych zniszczeniach od 60 do 90 ludzi.

Z kolei resort spraw wewnętrznych zatrudniał w swoich różnych wydziałach, bazach i składnicach do 400 ludzi. Tylko w jednym miejscu – przedsiębiorstwie budowlanym ministerstwa – pracowało około tysiąca jeńców. Niemcy byli też w paru innych ministerstwach, a nawet wykorzystywała ich Kancelaria Prezydenta państwa – na terenie Łazienek oraz Belwederu, gdzie porządki robiło przez dwa lata po około 50 osób.

Gdzie tu uciec?

Na początku 1948 roku w tygodniku „Stolica" ukazał się dziwny artykuł – niby-reportaż, opisujący dobre warunki, w jakich przyszło żyć jeńcom na Polu Mokotowskim. Otóż nad bramą widniał czerwonymi literami wystawiony napis – „Obóz pracy dla jeńców niemieckich w Warszawie".

Żyli dobrze, mieli co jeść, a mieszkali w barakach malowanych na ciemnozielony kolor. Byli jednak jacyś osowiali, co kładziono na karb apatii, trapiącej po paru latach wszystkich jeńców wojennych. Ta depresja, zdaniem autora, wynikała z oddalenia od rodzin i braku kontaktów z niemiecką kulturą. Tylko szwajcarski Czerwony Krzyż przysłał im kilkadziesiąt książek w języku niemieckim.

Jeńcy na Śląsku uciekali z obozów na zachód, mogąc liczyć na pomoc mieszkającej tam jeszcze ludności niemieckiej, natomiast z Warszawy nie było gdzie uciekać – na Mazowsze, do Wielkopolski? Stąd i stresy. Zresztą cały ten artykuł robi wrażenie napisanego na zamówienie i nie zdziwiłbym się, gdyby był odpowiedzią na jakąś międzynarodową interwencję w interesie osadzonych. Depresja skutkowała nie tylko samobójstwami, ale i osłabieniem organizmu oraz instynktu samozachowawczego. Zmarłych z wypadków, z przyczyn naturalnych i z powodu zamachów samobójczych chowano na Wojskowym Cmentarzu Powązkowskim. Co ciekawe, zezwolono nawet jeńcom na składanie kwiatów oraz zapalanie zniczy na grobach kolegów.

Groby, których nie ma

Pochówki odbywały się do końca lat 40., ale próżno by dziś szukać tych mogił. W zarządzie cmentarza poinformowano mnie, że ich nie ma. Podobnie jak i innych, niemieckich z czasów I oraz II wojny. Jeden z grabarzy opowiadał kiedyś, że nagrobków niemieckich pozbyto się w połowie lat 50., a ostatnie usunięto za czasów Gierka.

Jeńcy w Warszawie oraz ci z okolicznych podobozów zaczęli powracać do kraju w pierwszych miesiącach 1949 roku. Było ich wtedy pięć tysięcy, w tym w gestii resortu obrony nieco ponad 1,5 tysiąca, a 600 w spółdzielniach i PGR-ach.

W połowie roku odnotowano ich już tylko półtorej setki, a w kwietniu 1950 roku obozy jenieckie na terenie miasta przestały istnieć.

Dodaj swoja opinię lub napisz na czytelnik@zw.com.pl

Życie Warszawy