Ostry ślizg przez Warszawę nocą
"Ostatni tatuś" w reż. Michała Walczaka w Teatrze Lalka w Warszawie.
Co robi młody i wciąż obiecujący dramaturg na scenie lalkowej? Wykorzystuje jej możliwości, by wystawić sztukę pełną grepsów. Na początek uspokajamy stałych gości teatru Lalka. "Ostatniego tatusia" z zaciekawieniem obejrzą starsze dzieci. Jednak w pełni wieloznaczność i humor sztuki docenić mogą tylko dorośli.
Wędrując z misiem
Michał Walczak (rocznik 1979) jako dramaturg zwrócił na siebie uwagę sztukami "Piaskownica" i "Podróż do wnętrza pokoju". Po obejrzeniu "Ostatniego tatusia" można mieć wrażenie, że na współpracę z lalkową sceną dał się namówić, by z poślizgiem pożegnać dzieciństwo. Wykorzystał formułę lalkowego teatru - plastycznego i otwartego na eksperymenty, by podzielić się spostrzeżeniami trzydziestolatka. Świadomego, że już czas dorosnąć, a jednak opóźniającego ten proces. Wciąż widzącego się w roli... nieporadnego, ale sympatycznego misia. To pluszakowi autor powierzył rolę narratora. Jego poczciwości przeciwstawił złość małej dziewczynki i pustkę lalki Barbie, a także zagrożenia nocnego świata, do którego wyruszają mała Ania i jej dwie zabawki.
Ania w wielkim mieście
Główna bohaterka "Ostatniego tatusia" codziennie wyczekuje powrotu ojca pracoholika. W końcu zła, że nie spełnia on obietnic, wyrusza na jego poszukiwania.
Ania to zaledwie pretekst, dzięki któremu Walczak mógł się wypowiedzieć w teatrze lalkowym. To nie ona gra pierwsze skrzypce. I nawet nie tytułowy tatuś, lecz wielobarwne postaci, z którymi bohaterka się spotyka - m.in. miś i lalka Barbie, występujące w podwójnej wersji - zabawek i ożywionych bohaterów.
Poza nimi w spektaklu pojawiają się także: policjant, agresywni kibice, paskudnie bogaty syn posła oraz szef chuliganów o ksywce Krwawy Zenek. Jest jeszcze zaskakująco swobodna syrenka i tkwiąca w zamku ze szkła czarownica, na której rozkaz Czarne Ptaszysko porywa zapracowanych ojców.
Cała ta galeria, rozbudowana też o baśniowe postaci - gadającej kałuży i siwego tramwaju - służy stworzeniu wieloznacznej charakterystyki nocnego miasta. Doprawionej dowcipem. I wcale nie układnej. Rówieśnicy dziecięco naiwnej Ani nie odczytają wszystkich sygnałów, jakie płyną ze sceny. To ich rodzice wybuchają śmiechem. Choć, czasami mina im rzednie, gdy np. zaufanie zagubionej w wielkim mieście dziewczynki zdobywa "Krwawy Zenek" lub kiedy pękaty poczciwy miś dostaje łupnia od kiboli.
Niebanalna Barbie
Walczak świetnie radzi sobie z pokazywaniem na scenie brutalności i dwuznaczności. Właściwie... nie pokazuje ich, korzystając całymi garściami z pomocy teatralnych środków (ukłon też dla scenografa Szymona Gaszyńskiego) oraz talentu i warsztatu aktorów.
W mniej zawoalowany sposób podchodzi do słownych żartów. Sceny i dialogi pełne są grepsów. Czasem politycznych, częściej obyczajowych. Bohaterowie spotykają np. "nocną księżniczkę" albo Barbie żali się, że jest banalna.
Banalna z pewnością nie jest sztuka Walczaka. Warta obejrzenia. Obowiązkowo - przez ojców pracoholików.
Recenzja została pierwotnie opublikowana w Życiu Warszawy nr 112 z 15-05-2007 po premierze spektaklu.
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.