Wieża z żelaznymi ramionami, czyli telegraf optyczny
Sprzeczne informacje, błędne dane, niepewne źródła – na to wszystko trafiliśmy, chcą opisać pierwszy system łączności w stolicy. Dawni warszawiacy wiedzieli niewiele więcej.
Rzecz oczywiście o telegrafie semaforowym, zwanym też optycznym. Pojawił się w czasach napoleońskich i działał do upowszechnienia się elektryczności. Jak to funkcjonowało, można przeczytać w „Hrabim Monte Christo” Aleksandra Dumasa.
Współczesne, pobieżne opracowania podają, że pierwszy telegraf optyczny zorganizowano między Warszawą a Modlinem, a zaczął on działać 15 maja 1830 roku. Wiadomość wydaje się nader optymistyczna, gdyż żadna gazeta z tamtych czasów nie wspomina o takim wydarzeniu; sprawdzałem. Byłoby to na dwa lata przed zainstalowaniem pierwszego telegrafu w cesarstwie rosyjskim (okolice Petersburga). Mało tego, w II połowie maja 1830 r. Warszawę raczył odwiedzić car Mikołaj I, i jest bardzo prawdopodobne, że prasa wspomniałaby o zapoznaniu się Jego Wysokości z nowatorskim urządzeniem. A nie wspomniała.
Zagadkowy początek
Pierwsze, udokumentowane informacje na temat takiej łączności pochodzą z roku 1831, a dokładnie z posiedzenia Rady Wojennej w Warszawie, 20 lipca 1831 roku – „...po piąte – Generał Prądzyński wniósł projekt urządzenia telegrafu między twierdzą Modlin a stolicą. W tym celu polecono pułkownikowi Bem, aby się zapytał porucznika Szopowicza, czyli nie jest mu wiadomem układanie znaków telegraficznych”. Po dwóch dniach ustalono, że porucznik zrobił projekt.
Mieszkańcy dowiedzieli się o tym 10 sierpnia, czyli na cztery tygodnie przed upadkiem miasta. Otóż „Kurier Warszawski” napisał wtedy: „Na szczycie nowego teatru zaczęto urządzać telegraf, za pomocą którego w kilka minut będzie można mieć wiadomość od armii”. Czyli wcześniej go nie było! Ale czy udało się później zainstalować semafory, a jeśli tak, to jakie korzyści z tego wynikały – źródła milczą. Być może przed powstaniem listopadowym przeprowadzano jakieś próby łącznościowe, ale sprawa jest nader tajemnicza, natomiast w powstaniu rzecz cała nie funkcjonowała, gdyż twierdza porozumiewała się z miastem przez kurierów.
Po upadku powstania Rosjanie wystawili kilka wież drewnianych między miastem a ponapoleońskimi umocnieniami w Modlinie; tam też była drewniana konstrukcja. Dopiero po rozbudowie fortyfikacji i postawieniu wielkich koszar, stację końcową przeniesiono na tzw. czerwoną wieżę, istniejącą do dziś. A w Warszawie pierwszy semafor był nie na teatrze, a po drugiej stronie placu, na szczycie ratusza, czyli dawnego Pałacu Jabłonowskich. Potwierdza to grawiura z epoki.
Z niektórych opisów wynika, że kolejna „warszawska” wieża znajdowała się na budynku straży pożarnej przy Nalewkach, ale to nieprawda, bo straż była tuż za ratuszem, czyli tak bliska lokalizacja pozbawiona jest sensu. Niejasne przekazy wskazują też na późniejsze przeniesienie początkowej stacji do zbudowanej w połowie lat 30. XIX wieku Cytadeli. Niestety, na zachowanych rycinach i akwarelach nie znaleźliśmy śladu urządzenia. Ale może tam było, bo logicznym jest instalowanie połączenia wojskowego między obiektami militarnymi.
Sama linia przebiegała przez Las Młociński, gdzie wycięto szeroką drogę, tak by drzewa nie zasłaniały widoku. Po wprowadzeniu telegrafu elektrycznego w II połowie XIX wieku przesieka pozostała, a w latach 20. zeszłego stulecia puszczono nią szerokotorową kolej jeżdżącą do Łomianek.
Wielkie trasy
Opracowania rosyjskie ekscytują się najdłuższym telegrafem optycznym na świecie, czyli tym łączącym Sankt Petersburg z Warszawą. Miał on około 1200 kilometrów i poprzez 149 stacji przesyłał sygnał w 15 do 20 minut. Wieże stały co 8 do 12 kilometrów, a liczyły po około 16 metrów wysokości, zaś na szczycie ustawiono ponadtrzymetrowe słupy żelazne z sygnalizacyjnymi ramionami. Istnieje kilka sprzecznych ze sobą dat uruchomienia tej komunikacji. Wiemy tylko, iż „Kurier Warszawski” podał 10 kwietnia 1839 roku: „Nowość u nas nader interessująca istnieje od onegdaj, w tym dniu Telegrafy urządzone od Petersburga do Warszawy, pierwszy raz doniosły wiadomości, które będzie można miewać w ciągu kilku godzin”. I to jest wszystko, co wiedzieli warszawiacy na ten temat. No, poza jedną rzeczą – otóż na centrum administracyjnym kraju, czyli na Zamku Królewskim, od strony Wisły wybudowano dużą wieżę sygnalizacyjną. Jak już wspomnieliśmy, nie jest pewne, kiedy naprawdę uruchomiono stałe połączenie do Sankt Petersburga. Dzisiejsze polskie opracowania podają, że w 1835 roku, wspomniana gazeta z epoki, iż przed 10 kwietnia 1839 roku, zaś rosyjskie źródła, że otwarcie nastąpiło 20 listopada 1839 roku. Przeliczając kalendarz juliański na gregoriański, było to 2 grudnia, czyli w 10 miesięcy po informacji „Kuriera Warszawskiego”. Kolejna więc zagadka, ale nie ostatnia. Oto bowiem Rosjanie, ekscytując się najdłuższą linią na świecie, nie wspominają ani słowem o znacznie dłuższym, rzekomym połączeniu Warszawy z Moskwą, które według polskich informacji miało mieć aż 220 stacji. Podobno car otworzył je właśnie w 1839 roku. Zaczęliśmy więc liczyć, i co się okazało? Otóż 71 stacji (220 moskiewskich minus 149 petersburskich) to jest... odległość telegraficzna Moskwy od Petersburga! Czyli połączenie naszego miasta z Moskwą odbywało się via Sankt Petersburg; nie było oddzielnej linii!
Ale mamy jeszcze jedną niejasność – otóż część publikacji podaje, że w pewnym okresie łączność Warszawy z Petersburgiem szła nie bezpośrednią linią z naszego miasta, a poprzez połączenie wojskowe, czyli twierdzę w Nowogeorgijewsku, jak zwano wtedy Modlin. Może to i prawda...
Prądem go!
Telegraf optyczny był urządzeniem niezwykle zawodnym, uzależnionym od klarowności powietrza. Ponieważ stacje stały co 8 – 12 kilometrów, nawet najlepsza luneta nie pomagała w odcyfrowaniu ustawień ramion semafora, gdy pojawiała się mgła. Dlatego też odetchnięto, kiedy wynaleziono łączność elektryczną. Rosyjskie źródła podają, że nasza stolica zyskała takie połączenie z Petersburgiem w 1856 roku, ale część polskich, że dwa lata wcześniej. W każdym razie pierwszy, publiczny urząd telegraficzny urządzony był przy Królewskiej.
Wcześniej, bo w roku 1852, zaczęto prace instalacyjne telegrafu na linii kolei warszawsko-wiedeńskiej – „już robią się wszelkie przygotowania dla urządzenia tak upowszechnionych a korzystnych telegrafów elektrycznych”. Po 11 latach, jak podał „Dziennik Powszechny”, połączono Zamek Królewski z warszawską Cytadelą przez ulice Bugaj i Rybaki, a Cytadelę z placem ćwiczeń wojskowych poprzez rogatki marymonckie.
I na koniec mamy jeszcze jedną tajemnicę – niejasna jest data rozebrania wieży sygnalizacyjnej na zamku. Podobno odbyło się to podczas jego przebudowy w latach 1851 – 1852. Ale wtedy nie było jeszcze łączności elektrycznej i niewiele zapowiadało, że będzie ona zainstalowana. Więc może rzeczona nadbudowa stała jeszcze do 1856 roku, gdy urządzenie optyczne było już niepotrzebne? Historia warszawskiej telegrafii semaforowej rzeczywiście pełna jest zagadek.
Dodaj swoją opinię lub napisz na czytelnik@zw.com.pl
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.