Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Harry Potter i Insygnia Śmierci

Anna Kilian, Rafał Świątek 18-11-2010, ostatnia aktualizacja 19-11-2010 15:54

Wprowadzenie do konfrontacji Harry'ego z Voldemortem. Rafał Świątek: nudne. Anna Kilian: Błyskotliwe.

USA, W. Brytania 2010, reż. David Yates, wyk. Daniel Radcliffe, Emma Watson, Rupert Grint,  kina: Cinema  City: Arkadia,  Bemowo, Galeria Mokotów, Janki, Promenada,  Sadyba, Multikino: Targówek, Ursynów, Wola Park, Złote Tarasy, Orange IMAX Warszawa, Atlantic, Femina, Kinoteka, NoveKino: Praha, Wisła
źródło: Warner Bros Poland
USA, W. Brytania 2010, reż. David Yates, wyk. Daniel Radcliffe, Emma Watson, Rupert Grint, kina: Cinema City: Arkadia, Bemowo, Galeria Mokotów, Janki, Promenada, Sadyba, Multikino: Targówek, Ursynów, Wola Park, Złote Tarasy, Orange IMAX Warszawa, Atlantic, Femina, Kinoteka, NoveKino: Praha, Wisła
źródło: Warner Bros Poland

Rafał Świątek: **

Przygody Harry’ego Pottera dobiegają końca. Ale jak na razie zamiast efektownego finału otrzymaliśmy nudne wprowadzenie do konfrontacji dobra ze złem.

Nastoletni czarodziej błąka się wraz ze swoimi przyjaciółmi między krainą magii i światem mugoli. Nie spieszy mu się do spotkania z Voldemortem. Zarówno on, jak i potężny lord mogliby rozstrzygnąć pojedynek jednym machnięciem różdżki, tyle że taki rozwój wydarzeń nie był w smak producentom ekranizacji. Woleli sztucznie przedłużyć życie Pottera na ekranie – czyli podzielić finałowy odcinek na dwie części – by wycisnąć z fanów więcej gotówki.

Choć i bez tego triku baśń o nastoletnim czarodzieju jest najbardziej dochodowym cyklem w historii kina.W pierwszej odsłonie (druga trafi do kin 15 lipca przyszłego roku) Harry (Radcliffe), Hermiona (Watson) i Ron (Grint), ścigani przez sługusów Voldemorta (Fiennes), poszukują tzw. horkruksów, czyli magicznych przedmiotów, w których zaklęte są cząstki duszy demonicznego czarnoksiężnika. Jeśli zniszczą je wszystkie, pozbawią go nieśmiertelności. Niestety, napięcie maleje, zamiast rosnąć.

Dopóki fabuła rozgrywała się głównie na terenie hogwarckiej uczelni, miała klarowną strukturę i wyrazistą dramaturgię. Harry poznawał nowych nauczycieli i zaklęcia, grał w quidditcha, przeżywał pierwsze zauroczenia, a przede wszystkim niczym detektyw z powieści kryminalnej rozwiązywał mroczne zagadki dotyczące przeszłości Voldemorta, korzystając ze wskazówek Dumbledore’a.

Teraz, kiedy opuścił mury Hogwartu, twórcy filmu nie bardzo wiedzą, co z nim zrobić. Dlatego nastoletni mag wygląda na zdezorientowanego. Przenosi się z miejsca na miejsce. Wpada do Ministerstwa Magii. Za chwilę siedzi pod namiotem w leśnej głuszy, by potem trafić do lochu Voldemorta i na piaszczyste wybrzeże.

Widz, jeśli podczas seansu nie dysponuje brykiem z perypetii Harry’ego, szybko straci orientację wśród urwanych wątków i migających na ekranie postaci. Powstała nieudolna ilustracja siódmego tomu sagi, zwłaszcza zmieniających się relacji między Harrym, Hermioną i Ronem. Na uwagę zasługuje jedynie sekwencja wyjaśniająca pochodzenie tytułowych insygniów śmierci – zrealizowana w konwencji teatru cieni.

Anna Kilian: *****

Harry dorasta, traci złudzenia, zamyka się w sobie i nabiera pewności, że człowiek zawsze jest sam. Rozchwiane emocje okresu dojrzewania, jakich doświadczają wszyscy bohaterowie, znalazły już ponury upust w “Harrym Potterze i Zakonie Feniksa” (adaptacja piątej części serii J.K. Rowling), ale z ekranizacji “Insygniów śmierci” (tom siódmy) wieje prawdziwą grozą.

Nie może być inaczej, gdy rośnie potęga lorda Voldemorta, który przejmuje Hogwart, zmieniając go w miejsce tortur i zabijania. Świat czarodziejów wypełniają smutek i mrok, co znakomicie podkreśla scenografia filmu. Postaci potykają się w schizofrenicznie przeładowanych wnętrzach, poruszają po omacku w wiktoriańskich domostwach mugoli lub zostają pokazane w niemal pustej przestrzeni skalistego pejzażu. Jednak czarodziejski nastrój pozostaje, a sam Potter nie był jeszcze tak bardzo po ludzku prawdziwy.

“Insygnia śmierci” są filmem przemyślanym do najdrobniejszego detalu. Na podziw zasługują błyskotliwe analogie – także wizualne w detalach strojów postaci i estetycznej koncepcji Ministerstwa Magii – do okresu nazizmu. Szczególnie jest to istotne, gdy w filmie przybierają na sile prześladowania szlam i toczą się procesy, podczas których kwestionowane jest pochodzenie rasowe i czystość krwi współmałżonków pracowników wspomnianej instytucji.

“Harry Potter i Insygnia śmierci” dostarcza wrażeń artystycznych znacznie większych, niż można by się spodziewać po kinie rozrywkowym adresowanym do młodego widza będącego fanem bestsellerowej powieści fantasy. Ale sam literacki pierwowzór jest w końcu pełen erudycyjnych odwołań do bajek, mitologii, religii, filozofii i literatury. To przykład tzw. bildungsroman, czyli powieści o dojrzewaniu. Tak w życiu, jak i w jego literackim i filmowym odwzorowaniu nie może się ono obejść bez goryczy i utraty niewinności – widzowie muszą mieć tego świadomość, zanim kupią bilet do kina.

Ta część przygód Pottera to już nie sama beztroska rozrywka jak w początkowych odcinkach cyklu. Na szczęście, bo z filmu na film robi się coraz ciekawiej i wielka szkoda, że przyszły rok przyniesie zakończenie kinowej serii. Mam nadzieję, że będzie ono jeszcze bardziej spektakularne niż rewelacyjne, poruszające “Insygnia śmierci”.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane