Nie dajmy się jesieni
Spływy kajakowe, rajdy konne czy wielokilometrowe piesze wycieczki – takie aktywności kojarzą się głównie z latem i wakacjami, ale w końcu kto powiedział, że nie można ich uprawiać nawet późną jesienią.
Zwłaszcza że na razie, wbrew katastroficznym zapowiedziom, pogoda raczej nam dopisuje. Może warto więc zaplanować weekendowy wypad na kajaki lub konie do Wielkopolski?
Z lewej czy z prawej?
Najpierw jedna noga, potem d…, i druga noga – to najkrótszy instruktaż sportowy, jaki otrzymałem w życiu. Dotyczył kolejności umieszczania poszczególnych części ciała w kajaku podczas wsiadania z pomostu, tak by nie skąpać się razem z nim w dość chłodnej o tej porze roku Drawie.
Przed nami kilka kilometrów manewrowania po dość wąskiej i krętej, ale przepięknej rzece. Krajobraz podziwiamy, jeśli akurat nie trzeba kombinować, jak pokonać kolejny zatopiony konar albo nie zaliczyć mielizny. Mamy też przykazane, by nie tracić ze sobą kontaktu wzrokowego – Drawa nie jest głęboka, ale wystarczy chwila nieuwagi, by mieć wywrotkę, a wtedy szybka pomoc pozostałych uczestników spływu może okazać się niezbędna. Z kolei w pokonywaniu zatopionych drzew bardzo pomaga toporek, który zabrał ze sobą nasz przewodnik Wojciech Rybarczyk. Dzięki niemu ostatnia rzecz, na którą możemy narzekać, to... nuda.
Po trzech godzinach mokrzy i zmęczeni, ale pełni wrażeń lądujemy szczęśliwie na przedmieściach Krzyża. Przy okazji spływu Drawą warto też zaplanować krótką choćby wycieczkę po Drawieńskim Parku Narodowym. Następnego dnia przychodzi czas na Wartę – to w porównaniu z Drawą prawdziwa „autostrada”. Szeroka i w zasadzie pozbawiona (na tym odcinku) naturalnych przeszkód uśpiła naszą czujność – nie na długo jednak. Tym razem Aniołem Stróżem grupy jest członek polskiej kadry narodowej w kajakarstwie, o leniwym spływaniu z nurtem szybko więc zapominamy. Tu rolę konarów czy mielizn przejmują wędkarze, którzy niezbyt przyjaźnie łypią znad swojego sprzętu. Staramy się trzymać środka rzeki. Mimo wszystko jest łatwiej, bo nie trzeba co chwilę podejmować decyzji w rodzaju: to drzewo omijamy prawą czy lewą – dla amatorów takich jak my to prawdziwe dylematy.
Widziane z siodła
Jeśli ktoś cierpi na wodowstręt albo po prostu nie mieści mu się w głowie, że można z własnej woli o tej porze roku pływać kajakiem i moczyć się w wodzie, niech wybierze poznawanie Wielkopolski z wysokości końskiego siodła. Zdecydowanie jest bardziej sucho – w czasie deszczu zawsze można wybrać krytą ujeżdżalnię, a kontakt z przyrodą i przyjemność obcowania z żywym zwierzęciem są nie do przecenienia.
Aby to obcowanie nie skończyło się efektownym, ale też niebezpiecznym lotem przez koński kark, warto zaufać przewodnikowi, który dobierze wierzchowca odpowiedniego do naszych umiejętności.
O zaletach turystyki na końskim grzbiecie przekonuje Krystyna Święcicka z ośrodka jeździeckiego Baborówko. Najważniejsze to nie przeceniać własnych umiejętności i pamiętać, że to koń ma słuchać nas, nie odwrotnie.
Początkujący zaczynają od jazdy na lonży, potem mogą pokłusować już bez uwięzi, ale wciąż po zamkniętym obszarze i pod okiem instruktora, zaś nagrodą za cierpliwą naukę jest możliwość jazdy w terenie. Baborówek jest przepięknie położony – pałac i stajnie otacza wielki park, a na konną wycieczkę można się wybrać na okoliczne łąki.
Wytrawni jeźdźcy mogą zaplanować kilkudniową wyprawę po jednym ze szlaków, np. Wielkopolską Podkową, Szlakiem Konnym Króla Stanisława lub Szlakiem Doliny Baryczy. Po drodze są liczne stajnie, stadniny i gospodarstwa agroturystyczne.
Czarna księżniczka i ciemne piwo
Z Baborówka niedaleko do Szamotuł, w których koniecznie, nie tylko miłośnicy historii, powinni odwiedzić Zamek Górków i basztę. W zamku zobaczymy, jak przed wiekami żyli, mieszkali i bawili się magnaci, a na dole obejrzymy fantastyczną wystawę kilkuset ikon, z których wiele trafiło do zamku… z przemytu. Oczywiście nie zajmowali się nim pracownicy muzeum, są to ikony zarekwirowane przemytnikom i przekazane do zamku jak najbardziej legalnie. Natomiast pobliska baszta była przez wiele lat mieszkaniem Halszki, zwanej też Czarną Księżniczką. Życiowe perypetie wpędziły ją w silną depresję, która doprowadziła nieszczęśliwą kobietę do śmierci. Według jednych, baszta była jej aresztem domowym, według innych – schronieniem przed światem. Tak czy inaczej dość smutna to historia.
Nastrój zdecydowanie poprawi wizyta w Czarnkowie, uroczym miasteczku z wielkim rynkiem, punktem widokowym i… skocznią narciarską, co prawda już nieczynną, ale stanowiącą dość zaskakujący element krajobrazu w tym regionie. Stąd pochodzi polski kronikarz Jan z Czarnkowa, o czym przypomina niewielki pomnik, ulubione miejsce pamiątkowych fotografii szkolnych wycieczek.
Z miasta nie należy wyjeżdżać bez spróbowania doskonałego ciemnego piwa z lokalnego browaru.
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.