Akustyczny labirynt - wirtualny spacer po Zachęcie
Muzyka i sztuki wizualne. Warszawska Zachęta przygotowała fascynujący interdyscyplinarny pokaz "Inwazja dźwięku"
Wirtualny spacer po wystawie (na całym ekranie)
Sterowanie panoramą: klawisz Shift - zbliżanie, klawisz Ctrl - oddalanie, klawisz myszy - przesuwanie i obracanie; żeby przejść do następnego pomieszczenia trzeba kliknąć dwa razy w przejście i chwilę poczekaj
Nad hallem głównym Zachęty unosi się amazonka – na wielkim ekranie. Siedzi dumnie na koniu, nad nią powiewa biała flaga, za nią falują włosy. Żywy pomnik. Kobieta wyśpiewuje, zawodzi, nuci jakiś dziwaczny hymn złożony z różnych narodowych pieśni, wśród których pobrzmiewa hymn jugosłowiański z czasów Tity, a także nasz "Mazurek Dąbrowskiego".
To słynna multimedialna praca Mariny Abramović "The Hero" sprzed ośmiu lat. Patetyczna, zarazem liryczna. Dedykowana wszystkim bohaterom, którzy powstali przeciwko zniewoleniu. Jedyny polityczny akcent na "Inwazji dźwięku". Poza tym ekspozycji bliżej do poezji, muzyki, do filmu i teatru.
Najważniejszy wniosek z pokazu: określenie "plastyka" od dawna jest anachronizmem. Dziś artysta swobodnie krąży po gatunkach sztuki i sięga po taki, który wydaje mu się najbardziej adekwatny, aby wyrazić jakiś koncept.
Agnieszka Morawińska i Francois Quintin, kuratorzy "Inwazji…", planowali ją prawie dziesięć lat. Postanowili zebrać rozmaite współczesne zjawiska, w których muzyka pojawia się dosłownie bądź bywa zasugerowana. Zaprosili 40 zagranicznych i polskich artystów, lecz uczestników mogło być znacznie więcej – interdyscyplinarne poszukiwania są modne.
Oglądanie prezentacji w Zachęcie to błądzenie po akustycznym labiryncie, w którym co krok zaskakują odmienne bodźce dźwiękowe. Z różnych epok i źródeł. Muzyka elektroniczna? Proszę bardzo, jest. W Sali Narutowicza widza oplata sieć pulsujących, abstrakcyjnych obrazów (autorstwa Petera Koglera) rzutowanych z projektorów na wszystkie ściany. Komputerowa animacja zgrana została z muzyką (Franz Pomassl). Kiedy wizje są przyjazne człowiekowi – motyw muzyczny płynie łagodną falą; gdy obrazy przywodzą na myśl okratowaną celę – dźwięki stają się opresywne.
Opera? Obecna. Trzy wielkoformatowe podświetlane fotografie Rodneya Grahama pokazują muzyków z orkiestry symfonicznej. Zda się – grają. Siedzą przy pulpitach z nutami, trzymają w odpowiednich pozycjach instrumenty.
W wieloznacznych, zachwycających filmach Katarzyny Kozyry z jej udziałem i… śpiewem. Klasycznym. Uczyła się go u mistrza Grzegorza Pitułeja z Warszawskiej Opery Kameralnej. Jasne, że nie osiągnęła poziomu zawodowca. Ale "W sztuce marzenia stają się rzeczywistością" – dowodzi artystka w tytule rozpisanego na lata projektu. I pokonuje bariery na pozór nie do przełamania. Kto nie wierzy, niech zobaczy jej filmy – "Kastrata" sprzed dwóch lat i "Letnią opowieść" z końca ubiegłego roku. Pierwszy przywodzi na myśl barokową dziwaczność Felliniego i Almodóvara; drugi – baśnie braci Grimm, gdzie cuda-niewidy przeplatają się z okrucieństwem i erotyzmem.
Czytaj więcej na www.rp.pl
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.