W pułapce wyrzutów sumienia
Z dziewięciu oscarowych nominacji, jakie mu przyznano, faworyt – „Avatar“ Jamesa Camerona – dostał trzy statuetki. Poza zdjęciami wyróżniono go za najlepszą scenografię oraz efekty specjalne. Za najlepszy film uznano „The Hurt Locker. W pułapce wojny“ (dostępny u nas na DVD) – dramat wojenny o jednostce saperów rozbrajających miny w Bagdadzie.
Uhonorowany sześcioma Oscarami obraz Kathryn Bigelow – nagrodzonej też (to pierwsza kobieta w historii przyznawania tych nagród) za najlepszą reżyserię – opowiada o uzależnieniu od adrenaliny, jaką wyzwala w żołnierzach wojna. Kontekst nie jest ważny – akcja mogłaby się rozgrywać wszędzie. Bohater wciąż wraca z domu rodzinnego na front nie dlatego, że obchodzi go cel wojennych działań, lecz dlatego, że to lubi. Nudzi się z żoną i synem – potrzebuje mocnych wrażeń. Bigelow potrafiła stworzyć suspense godny thrillera. Ale ja oczekiwałam od tego obrazu akcji czegoś więcej. Choćby tego, co ma mocny i głęboki izraelski „Liban“ Samuela Maoza, który mamy od piątku w kinach. Ten film na długo pozostanie w pamięci każdego, kto go obejrzy, w przeciwieństwie do „The Hurt Locker. W pułapce wojny“.
Trudno się oprzeć wrażeniu, że został on nagrodzony z powodu wyrzutów sumienia Amerykanów, którzy wywołali iracką wojnę z ekonomicznych pobudek. Podobnie było w 1996 r., gdy zamiast arcydzieła Anga Lee „Tajemnica Brokeback Mountain“ Oscara za najlepszy film roku przyznano – za antyrasistowską tematykę – politycznie poprawnemu „Crash – Miastu gniewu“ Paula Haggisa.
Tymczasem przegrany „Avatar“ jest wielkim filmem, mówiącym więcej i prawdziwiej o ludzkiej naturze od „The Hurt Locker. W pułapce wojny“. Nie wspominając o przełomowej dla kina stronie wizualnej i ogromnych emocjach, jakie wywołuje – porównywalnych z tymi wzbudzanymi w widzach przez pierwsze w dziejach obrazy kinowe.
Innym przykrym zaskoczeniem jest brak nagrody – w kategorii najlepszego filmu nieanglojęzycznego – dla wybitnej „Białej wstążki“ Austriaka Michaela Hanekego. Wygrał argentyński „El secreto de sus ojos“ Juana Jose Campanelli. Cóż, akademicy nagrodzili „swojego“. Reżyser od dawna jest związany z Hollywood, gdzie wyreżyserował m.in. 16 odcinków „Prawa i porządku“ i cztery „Dr. House’a“. Tylko patrzeć nowej wersji wyróżnionego Oscarem filmu z gwiezdną obsadą z Fabryki Snów.
Wielka szkoda, że nie możemy się cieszyć z Oscara dla „Królika po berlińsku“ Bartka Konopki. Jego błyskotliwy, mądry i zabawny film-metafora mentalności zniewolonych obywateli państwa totalitarnego przegrał z podnoszącą na duchu (Amerykanie to kochają) historią zimbabweńskiej, nieuleczalnie chorej pieśniarki Prudence Mabheny z „Music by Prudence“ Rogera Rossa Williamsa. Na pocieszenie pozostaje Oscar dla aktora drugoplanowego Christopha Waltza w „Bękartach wojny“ Quentina Tarantino. W 1991 r. wcielił się on w Jana – uciekiniera z Auschwitz, za którego umarł m.in. Maksymilian Kolbe – w „Życiu za życie“ Zanussiego.
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.