Andrew Eldritch: W Sisters of Mercy to ja mówię pierwsze i ostatnie słowo
Wczoraj legendarną grupę oklaskiwał w Stodole komplet publiczności. Zazwyczaj niedostępny lider, kompozytor, autor tekstów i wokalista The Sisters of Mercy przed koncertem znalazł dla nas chwilę.
Ostatnim studyjnym albumem The Sisters of Mercy jest wydany w 1990 r. „Vison Thing”. Dlaczego tak długo czekamy na nową płytę?
Andrew Eldritch: Niedługo się ukaże. Utwory, które się na niej znajdą, są już zarejestrowane. Staram się je jeszcze dopieścić. Chciałbym, aby był to w pewnym sensie retrospektywny album, który pokaże zmiany, jakie zaszły w zespole przez niemal 20 lat.
I udowodni tym samym, że nie spocząłem na laurach i nie leniłem się, co od czasu do czasu zdają się sugerować media.
Media często nazywają cię despotą i dyktatorem, ze względu na liczne przetasowania w składzie zespołu. Mają rację?
Dziennikarze zawsze wietrzą sensację w miejscu, gdzie akurat nie powinni jej szukać. Tak też trochę jest z tymi oskarżeniami o despotyzm. Owszem, The Sisters of Mercy to mój autorski projekt i to właśnie ja mówię tu pierwsze i ostatnie słowo. Jednak nigdy nie byłem tyranem, zawsze liczyłem i liczę się ze zdaniemludzi, z którymi gram. Liczne zmiany składu powodowane były raczej różnicami naszych charakterów, a niekiedy było to po prostu „zmęczenie materiału”. To normalne.
Od ponad 20 lat mieszkasz w Hamburgu. Dlaczego zdecydowałeś się opuścić rodzinne Leeds i Wielką Brytanię?
Hamburg to moje miejsce na ziemi. Tam czuję się wolny i bezpieczny. Zawsze bardzo lubiłem Niemcy i Niemców. To naprawdę wspaniały kraj i ludzie. A Hamburg to żywe i kolorowe miasto, które nigdy nie śpi. Zawsze dzieje się tam bardzo dużo ciekawych rzeczy.
The Sisters of Mercy występowali w Polsce trzykrotnie – w 1991 roku we Wrocławiu, w kwietniu 2003 r. w Warszawie i czerwcu 2006 r. w Krakowie. Jak wspominasz te koncerty?
Bardzo dobrze. Zawsze mieliśmy w Polsce rzeszę oddanych fanów, co przekładało się na fantastyczną atmosferę tych występów. Najbardziej utkwił mi w pamięci nasz pierwszy, wrocławski koncert. Pamiętam, że odbył się w starej poniemieckiej hali, przyszło mnóstwo ludzi i zagraliśmy wtedy naprawdę głośno!
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.