Trenuje w ruinie, myśli o Pekinie
Legionista Marek Mikulski jest jedynym zapaśnikiem ze stolicy, który wystąpi na igrzyskach. Potężny zawodnik do olimpijskiego startu przygotowuje się w... zdewastowanym baraku na Fortach Bema.
Sportową karierę Mikulski rozpoczął trochę przypadkowo. – W Lidzbarku Warmińskim, skąd pochodzę, rozrabiałem w szkole – mówi 27-letni dzisiaj Marek Mikulski. – Ale młodszych i mniejszych nie biłem. Za to całkiem nieźle radziłem sobie ze starszymi – wspomina z uśmiechem na twarzy.
Zapasy czy koszykówka
W Lidzbarku były tylko dwie sekcje – zapaśnicza i koszykarska. – Ktoś wpadł na pomysł, że skoro ciągle się biję, to warto zaprowadzić mnie na matę. Ponieważ byłem jak na swój wiek bardzo wysoki, interesował się mną także trener koszykówki. Ostatecznie jednak wybrałem sport walki i dziś nie żałuję – opowiada Mikulski.
Od najmłodszych lat marzył, by trafić do Legii – klubu, z którego wyszli znakomici olimpijczycy, tacy jak Andrzej Wroński, Włodzimierz Zawadzki, Jacek Fafiński.
– W 2000 roku Marek został powołany do służby wojskowej. To był ostatni rok funkcjonowania sportu przy wojsku. Dzięki temu trafił do nas i został zapaśnikiem CWKS Legia – wspomina Ksawery Biedermann, trener Mikulskiego w stołecznym klubie.
Sekcja zapaśnicza mieściła się wówczas koło stadionu przy Łazienkowskiej. Później jednak, gdy – jak cały CWKS – zaczęła podupadać, musiała przenieść się na Forty Bema. Obecnie mieści się w starym baraku z odrapanymi ścianami.
– Tu i tak są lepsze warunki niż przy stadionie. Własnymi środkami zrobiliśmy mały remont, dzięki czemu woda nie leci nam na głowę. Poza tym tutaj na stałe może leżeć mata – tłumaczy trener Biedermann.
Mimo fatalnych warunków treningowych Mikulski regularnie stawia się na zajęcia.
– Przez 200 dni w roku Marek jest na zgrupowaniach kadry, ale po powrocie ambitnie przychodzi do nas na treningi. To, że mimo tych trudności na majowym turnieju kwalifikacyjnym w Rzymie wywalczył olimpijską kwalifikację, zawdzięcza tylko swojemu charakterowi – wyjaśnia trener Biedermann.
Sierżant jedzie do Chin
Mimo że Legia nie jest już klubem utrzymywanym przez wojsko, Marek Mikulski może trenować dzięki... armii. Zapaśnik jest starszym sierżantem, żołnierzem kontraktowym w 3. Batalionie Zabezpieczenia Dowództwa Wojsk Lądowych.
– Moje sportowe stypendium po uzyskaniu kwalifikacji olimpijskiej wynosi 1000 zł. Gdyby nie służba w wojsku, nie mógłbym trenować. Poza tym zarówno dowódca batalionu płk Sławomir Bujnowski, jak i mjr Jerzy Świnoga, który opiekuje się grupą sportową, patrzą na zapasy przychylnym okiem. Dzięki temu mam czas na treningi – dodaje Mikulski, który trzy lata temu został mistrzem świata wojskowych.
Zawodnik Legii ma już za sobą olimpijską przygodę. Cztery lata temu w Atenach nie wygrał jednak żadnej walki. Tak go to zmobilizowało, że przez kolejne dwa lata w międzynarodowych zawodach nie schodził z podium. W 2006 r. doznał jednak kontuzji barku. – Obecnie do walki mam półtorej ręki. Całą prawą i pół lewej, ale jakoś sobie radzę – żartuje Mikulski, który liczy w Pekinie na miejsce w pierwszej szóstce.
– Przy dobrym losowaniu Marek ma szansę nawet na srebrny medal. Musi jednak popracować nad walką w parterze. O sukcesie zadecyduje jedna akcja, właśnie w parterze – mówi Biedermann.
W niedzielę zapaśnik Legii wyjeżdża z kadrą na zgrupowanie do Cetniewa, gdzie będzie miał lepsze warunki niż w stolicy. 6 sierpnia Mikulski wylatuje doChin. O olimpijski medal będzie walczył 14 sierpnia.
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.