Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Kałasznikowy, John Rambo i podziemne miasto - czyli warszawskie mity miejskie

pg, Wirtualna Polska 17-03-2008, ostatnia aktualizacja 03-04-2008 14:39

Warszawskie legendy to nie tylko legendy staropolskie. Warszawa świetnie wpisuje się w modę na urban legends, czyli tzw. miejskie legendy. Rozprzestrzeniają się szybko. Bazują na plotce, czasem podsycane są przez strach, czasem przez to, jak bardzo wydają się nieprawdopodobne.

Warszawa. Zamek Królewski. Czy to ta latarnia straszy?
autor: Seweryn Sołtys
źródło: Fotorzepa
Warszawa. Zamek Królewski. Czy to ta latarnia straszy?
Pałac Kultury i Nauki
autor: Pasterski Radosław
źródło: Fotorzepa
Pałac Kultury i Nauki
Politechnika Warszawska - podziemia i wielki kamień. Ile w tym prawdy?
autor: Guz Rafał
źródło: Fotorzepa
Politechnika Warszawska - podziemia i wielki kamień. Ile w tym prawdy?

Technologia, jak komórki, esemesy, ememesy, e-maile powodują, że błyskawicznie docierają do większości członków społeczności. A potem jeszcze temat podchwytują media. Tak jak my właśnie.

Oto opis kilku znalezionych na różnych serwisach społecznościowych mitów miejskich. Potraktujmy je trochę z przymrużeniem oka, trochę na poważnie, jak to mity miejskie:

A czy Ty znasz bardziej lub mniej szalone mity miejskie? Jeśli tak - wyślij e-maila na adres pgorska@zw.com.pl. Dodamy je do naszego spisu.

Stadion X-lecia

Na stadionie można tam kupić różne często nieoczekiwane rzeczy, mit miejski dotyczy tego, że ponoć ktoś kupił psa na stadionie X-lecia, a jak zwierzę podrosło, okazało się niedźwiedziem!Legenda miejska dotycząca pralki, która miała miejsce w latach 90-tych: ktoś chciał kupić bębnową automatyczną, a nie franię, ale sprzedawca z Rosji zrozumiał z tego tylko tyle, że ma by automat i przyniósł automat... Kałasznikowa i dorzucił wiaderko naboi.Inny mit dotyczy tego, że jeśli spacerowicz chce wybrać się na warszawską starówkę, to powinien iść na stadion X-lecia, gdyż tu jako nasypu użyto gruzów wywiezionych ze starówki.

Latarnia mrugająca...alfabetem Morse’a

Według jednego z mitów warszawskich, jedna z latarni pod „pretekstem” psującej się żarówki wysyła sygnał według alfabetu Morse’a! Prawdopodobnie skierowane jest na nią "oko" ruskiego satelity szpiegowskiego, które odczytuje tajne raporty wysyłane właśnie w ten sposób przez sowieckich szpiegów działających na terenie Polski!

PKiN (inaczej zwany również „Pekinem”)

Pałac Kultury i Nauki to bogactwo warszawskich legend. Wynika to z dwóch faktów. W tym budynku, który powstał w lipcu 1955 roku, znajduje się 3288 pomieszczeń, co uruchamia wyobraźnię.

Poza tym w czasie budowy w wypadkach przy pracy zginęło 16 Rosjan. Bezpośrednio po otwarciu w 1955 roku Pałac był niedostępny dla osób z zewnątrz. Żeby wejść do środka, trzeba było mieć przepustkę, którą sprawdzał najpierw strażnik, a potem windziarz – jest to również prawdopodobnie powód, dla którego twórcy mitów tak polubili PKiN. W 1956 roku rozpoczęła się seria samobójczych skoków z tarasu na 30. piętrze, najpierw skoczył Francuz, po nim jeszcze skoczyło siedmiu Polaków. Po tych incydentach zdecydowano się na założenie krat. Dziś dla chcących pogłębić wiedzę na temat PKiN, można wybrać się na wycieczkę. Zwiedzanie obejmuje labirynt podziemi, Salę Kongresową z jej zakamarkami, sale balowe, wystawowe, konferencyjne oraz wjazd na XXX piętro.

Co nie jest mitem:

- jest prawdą, że najniższa kondygnacja należy do 25 kotów, choć kiedyś było ich 60. Sprowadzono je tu, by tępiły gryzonie. Zwierzęta są tutaj od początku istnienia budowli. Hodowlą kotów od 14 lat opiekuje się Elżbieta Michalska. Zapewnia, że zwierzęta mają dobre warunki - codziennie są karmione, raz w tygodniu dostają pigułki antykoncepcyjne, mają też stałą opiekę weterynaryjną. Historia kotów jest tak długa jak historia miejsca, w którym mieszkają.

- Zaraz po oddaniu pałacu pracowało tu dużo osób pochodzących z małych miasteczek i wsi. Kiedy ktoś z nich miał za dużo kotów, przynosił je po prostu do miejsca pracy - mówi ich opiekunka. Tak właśnie nowi koci mieszkańcy daru Stalina zadomowili się w piwnicach budynku. Z czasem zaczęły się rozmnażać, w kulminacyjnym momencie PKiN miał na etacie ponad 60 kotów, biegających po wszystkich zakamarkach pałacu. Władze niezadowolone z obecności dzikich współlokatorów postanowiły się ich pozbyć.

Pracownicy schroniska zatrudnieni do wyłapania kotów, nie mogli się jednak uporać ze zwierzętami. Podjęto wówczas decyzję, by przyznać zwierzętom 25 etatów (Zobacz film)

- oprócz kotów, w Pałacu zamieszkuje obecnie jedna z 10, żyjących na wolności, par sokołów. Jedna z samic wypuszczonych przez Instytutu Zoologii PAN w 1998 roku, wybrała miejscu na gniazdo właśnie na 42. piętrze PKiN. Sokoły pojawiają się tam jednak tylko w marcu i kwietniu, w okresie lęgowym. - W Sali Kongresowej pod sceną jest przechowywana trybuna zjazdowa oraz do "Breżniewówki" - saloniku, w którym Breżniew odpoczywał w przerwach posiedzeń

- W latach 60-tych pisano listy zaadresowane "Drogi Pałacu Kultury i Nauki, mam trudną sytuację mieszkaniową czy mógłbyś mi pomóc". Ludzie traktowali odruchowo PKiN jako wizualną reprezentację nowej władzy.

A co jest mitem:

- Słyszano już o podziemnych kondygnacjach ciągnących się parę pięter w dół, o pustych pokojach pełnych manekinów przykrytych prześcieradłami i stacji, która ma się znajdować pod Pałacem... Jak na razie nic z tego nie zostało udowodnione, więc możemy potraktować temat jako mit (w celu wprowadzenia w klimat, polecamy film psychologiczny i horror w jednym pt: „Labirynt” Andrzeja Stefana Kałuszko)

- mitem jest, iż że marmury w PKiN zostały zdarte z polskich zabytków. Sprowadzono je z Uralu, z Kaukazu oraz z Gór Świętokrzyskich. Część kolumn jest imitacją marmuru, ale tak doskonałą, że gołym okiem nie da się tego stwierdzić.

- są tylko dwie, nie pięć kondygnacji pod ziemią. Są one jednak bardzo wysokie, bo po pięć metrów każda.

- nie ma również pod PKiN schronu przeciwatomowego

- mitem jest, że są przejścia podziemne do dawnej siedziby PZPR, którym obecnie jest budynek Giełdy Papierów Wartościowych czy przejścia do Dworca Centralnego. W „Ektradycji” mogliśmy oglądać, że pod PKiN jest podziemna linia kolejowa. Nie jest to prawdą.

Politechnika Warszawska

Ciekawe podziemia są ponoć pod Politechnika Warszawską. Podobno biegną tamtędy ogromne rury ciepłownicze, są magazyny. W czasie II wojny światowej, jak mówi mit miejski, stacjonowała tam radiostacja, ale nie udało się potwierdzić tej informacji. Jest tam także wielki kamień, który nie wiadomo, jak się tam znalazł (?).

„Podziemne miasto” pod Starówką

Tunele pod Starówką są zwane "Podziemnym Miastem". To zresztą jeden z najsilniejszych symboli Powstania Warszawskiego. Tamtędy przecież wędrowali powstańcy, ludność cywilna czy żołnierze dla utrzymania łączności pomiędzy odciętymi rejonami Warszawy, dostawy amunicji, a przede wszystkim dla ewakuacji.

Picasso i gołąb

Kiedy w późnych latach 40-stych Picasso był w Warszawie, odwiedził jedną z tutejszych kamienic i namalował na ścianie gołębia. Malunek znajduje się na ulicy Deotymy 48 m.

Ta informacja ma w sobie wiele prawdy, ale i mitu. Bo faktycznie Pablo Picasso był w 1948 roku w Warszawie i na jednej z kamienic coś namalował, ale nie był to gołąb, lecz syrenka z młotem w ręku. Właścicielkę kamienicy nachodziły tłumy turystów, więc decyzją administratora w 1953 roku, syrenkę Picassa zamalowano.

„Józef Tkaczuk jest i tutaj”

Józef Tkaczuk był woźnym pracującym w szkole podstawowej nr 15 przy ulicy Angorskiej na Saskiej Kępie, który od uczniów otrzymał przydomek Turek, co później uwidaczniało się w wielu napisach w przestrzeni miejskiej Warszawy.

Roch Sulima analizując fenomen JT w „Antropologii codzienność”i przywołuje wywiady z osobami, które związane były z tym woźnym, m.in. z uczniami, którzy byli kreatorami fenomenu, jak i panią dyrektor szkoły, a także samym Józefem Tkaczukiem.

Pierwsze napisy miały charakter uczniowskich inwektyw, a w późniejszym okresie dorabiana do nich była ideologia, głównie przez dwóch kreatorów zjawiska - Marka Koraszewskiego i Piotra Nodzykowskiego. W przypadku Piotra Nodzykowskiego „Nodzyka” umieszczenie jednego z napisów JT w tramwaju przyczyniło się do jego procesu i kary finansowej oraz dwóch lat pozbawienia wolności z warunkowym zawieszeniem jej wykonania.

Napisy z tą nazwą własną pojawiały się najczęściej sezonowo w okresie np. kampanii wyborczych przy wyborach parlamentarnych czy prezydenckich: „Tkaczuk na prezydenta”, „Tkaczuk naszym kandydatem”, „Tkaczuk dobrym Prezydentem, Demokratą i Turkiem”.

Popularnym hasłem było Tu byłem. Józef Tkaczuk (ew. w formie Józef Tkaczuk. Tu byłem stosowane też bez imienia, tylko z samym nazwiskiem) umieszczane zarówno w Polsce, jak i za granicą (np. na Słowacji, Węgrzech, Wielkiej Brytanii, Francji, Hiszpanii, Egipcie).

Józef Tkaczuk był wszędzie – napis z Józefem Tkaczukiem zaistniał nawet w okolicach Wielkiego Kanionu w USA.

Co do Tkaczuka - napisy i cala moda skończyła się ok. '98 roku, kiedy na billboardzie przy technikum samochodowym na Jana Pawła II pojawił się napis "Józef Tkaczuk nie żyje"...

Rambo na Mokotowie

O Rambo dowiedzieliśmy się od Łukasza Hrynkiewicza, warszawskiego studenta. Na Dolnym Mokotowie, przy skrzyżowaniu Czerniakowskiej i Gagarina straszył Rambo.

Kim był Rambo? Według tamtejszych mieszkańców, był to bezdomny, który miał przy sobie nóż lub też kij (w zależności, kto opowiadał) i miał polować na dzieci. Mieszkał gdzieś w parku. Nikt go tak naprawdę nie widział, ale dzieci straszyły się wzajemnie Rambo.

Klątwa rzucona na Błękitny Budynek na placu Bankowym

Na Placu Bankowym 2 znajdziemy tzw. "błękitny wieżowiec". Ponoć ciąży na nim klątwa, która między innymi objawiła się tym, że był to najdłużej budowany wieżowiec w dziejach Warszawy. Jego pierwsze projekty pochodzą już z końca lat 50., a prace przy budowie ukończono dopiero w roku 1992. Chociaż na przeszkodzie w konstruowaniu wieżowca stała socjalistyczna gospodarka planowa, to plotkowano, że na budowie zaciążyła klątwa rzucona przez rabinów.

Budynek powstał bowiem tam, gdzie do 1943 r. stała Wielka Synagoga - największa żydowska świątynia przedwojennej Warszawy. Wysadzenie jej przez Niemców w powietrze 16 maja 1943 r. było ostatnim akordem tłumienia powstania w getcie. Klątwa miała zostać rzucona przez sędziwego Żyda, ale potem, jak mówią źródła, klątwa została zdjęta po wojnie.

Dziś, mimo że w budynku zachowano tzw. miejsce pamięci, a wejście do budynku zdobią łuki podobne do łuków w synagodze, to pracownicy opowiadają sobie historie o dziwnych odgłosach, jękach, które słyszy się na korytarzach.

"Pałac Lucypera"

W ciągu stuleci pałac zmieniał nie tylko właścicieli, ale również przeznaczenie, należał m.in. do Towarzystwa Resursy Kupieckiej, a nawet loży masońskiej, co sprawiło, że był przez warszawiaków nazywany Pałacem Lucypera.

Podczas II wojny światowej w jego salach znajdował się Szpital Maltański. Rannych oraz personel Niemcy zamordowali w czasie Powstania Warszawskiego. Dzisiaj w Pałacu Mniszchów znajduje się Ambasada Królestwa Belgii.

Jeziorko Czerniakowskie

O Jeziorku Czerniakowskim na Służewie krążą już legendy. W jego okolicach miał miejsce jedyny udokumentowany przypadek lądowania UFO w Warszawie. Inni przekonują, że w jeziorku jest zatopiony samolot, a jeszcze inni, że wiele ciał ludzi, którzy utopili się w jeziorku nie odnaleziono i że jest tam przejście do innego wymiaru.

Tak w ogóle to Służew i Sadyba są tradycyjnie scenerią dziwnych i niewytłumaczalnych incydentów: zaburzeń pola elektromagnetycznego, kul światła, piorunów kulistych pojawiających się w rejonie elektrociepłowni i wzdłuż linii energetycznych.

Skrzyżowanie Anielewicza i Andersa - ponoć została na nie rzucona klątwa

Jest uznawane za przeklęte w czasie wojny! W 2000 r. Było to najniebezpieczniejsze skrzyżowanie – wydarzyło się tam 11 wypadków. W tym miejscu również zepsuł się nasz nowoczesny najdłuższy tramwaj.

Zakopany parking pod pl. Wilsona

Nie jest mitem. Ma 200 miejsc i jest prawie gotowy do oddania. O tym, dlaczego jednak te 200 miejsc parkingowych jest marnowanych, a teren wokół Pl. Wilsona traktowany jak Park&Ride, napisało Życie Warszawy.

Kościół na Nowolipiach

O Kościele św. Augustyna na Nowolipiach mówiono "cudowny", bo był jedynym budynkiem, który ocalał z powstania 1943r. Poza tym w październiku 1959 na tle pozłacanej kuli umieszczonej u podstawy krzyża wieńczącego dach świątyni ukazała się postać Matki Boskiej Muranowskiej Współczującej Miłosiernej.

Ówczesne władze uznały to za zjawisko naturalne, ale wielu parafian uwierzyło w moc tego zjawiska.

Wieżowiec przy Kondratowicza 37

W "Domofonie" Zygmunta Miłoszewskiego głównym bohaterem jest wieżowiec przy Kondratowicza 37. Historia w „Domofonie” zaczyna się tak, że do bloku na warszawskim Bródnie wprowadza się młode małżeństwo, pragnące w stolicy rozpocząć nowe, lepsze życie.

Miasto wita ich jednak nie najlepiej - w dniu przeprowadzki odkrywają w swoim bloku trupa mężczyzny, któremu winda obcięła głowę... Kto po lekturze „Domofonu” zejdzie bez obaw do piwnicy swojego bloku? Kto zejdzie do piwnicy bloku przy Kondratowicza?

Dziwne komunikaty w metrze

Według niepotwierdzonych informacji, co jakiś czas zdarza się pasażerom metra usłyszeć: "To nie jest furmanka, nie jesteś na wsi, metro jeździ co 5 minut, trzeba się dostosować do zasad metra, komu się nie podoba, to można jechać taksówką”.

Według bardziej potwierdzonych informacji, służby metra czasem mają chęć na kawały, dlatego też można czasem usłyszeć: "pasażerko, pasażerko - coś zgubiłaś" (do jednej z kobiet, której wypadła rękawiczka), a do ludzi z dużym bernardynem służby metra rzuciły: „proszę wziąć pieska na ręce". Inni przysięgają, że słyszeli z głośników: "ostatni pociąg w kierunku Łodzi.. ekchem.. w kierunku Młocin już odjechał...", "Skład dalej nie pojedzie. Proszę o opuszczenie składu" czy "Niech pan dopchnie te drzwi w ostatnim wagonie, bo ruszyć nie mogę. O tak, mocniej. Dziękuję". My również dziękujemy służbom metra za umilanie warszawiakom podróży.

ŻW Online

Najczęściej czytane