Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Nie miał biletu, oskarżył kanarów

Janina Blikowska 24-04-2012, ostatnia aktualizacja 24-04-2012 23:31

Pasażer na gapę oskarżył kontrolerów o kradzież portfela. Policja chciała ich zamknąć, a śledczy ich wypuścili

Gapowicz zdołał uciec kontrolerom poza linię bramek na stacji metra Kabaty
autor: Jakub Ostałowski
źródło: Fotorzepa
Gapowicz zdołał uciec kontrolerom poza linię bramek na stacji metra Kabaty

Dwóch młodych kontrolerów w wieku 26 i 31 lat sprawdzało wieczorem bilety w metrze na Natolinie. Na ostatniej stacji Kabaty jeden z nich złapał  21-letniego gapowicza.

Kanar poprosił go o dokument ze zdjęciem. Pasażer stwierdził, że takiego nie ma.

– Proszę  więc poczekać na ławce – nakazał mu kontroler, bo chciał wezwać  policję.

Tymczasem gapowicz postanowił uciec. W pościg za nim ruszyli wtedy obaj kontrolerzy. Jeden z nich dopadł  pasażera już na antresoli, tuż za bramkami kontrolnymi. Zaraz podbiegł do nich drugi z pracowników ZTM.

Między kanarami a pasażerem doszło wtedy do przepychanki.  W jej trakcie jeden z nich został uderzony w oko. Ma ślad do dzisiaj. Szarpaninę widział inny pasażer i wezwał policję.

W czasie szamotaniny – jak twierdzą kontrolerzy – pasażerowi wypadł portfel, który jeden z nich podniósł. Gapowicz jednak  utrzymuje, że został  okradziony. Taką wersję podał policji. Przyznał też, że nie miał biletu i zaczął uciekać.

Policjanci zdecydowali się zatrzymać obu kontrolerów. W ich mieszkaniach dokonano przeszukań. Niczego nielegalnego tam nie znaleziono.

Po przesłuchaniach m.in. pasażera i świadków  policjanci z Ursynowa wystąpili  do prokuratury, aby obu zatrzymanym postawić zarzuty rozboju oraz wysłać do sądu wniosek o areszt. Mundurowi zrobili to jeszcze przed obejrzeniem nagrań z monitoringu w metrze.

Dlaczego domagali się aresztu  i stawiania poważnych zarzutów kontrolerom? – Pozwalał na to zebrany materiał – utrzymuje Magdalena Bieniak z mokotowskiej komendy. Dodaje, że szczegółów podać nie może i odsyła w tej sprawie do prokuratury.

Tymczasem śledczy z Mokotowa nie dość, że nie postawili kanarom żadnych zarzutów, to puścili ich wolno. – Nie było dostatecznych dowodów, że mężczyźni dopuścili się tego przestępstwa – tłumaczy Paweł Wierzchołowski, szef mokotowskiej prokuratury.

Igor Krajnow, rzecznik Zarządu Transportu Miejskiego, mówi, że pierwszy raz spotyka się z taką sytuacją,  jak ta w metrze na Kabatach. – Będziemy czekać na wyjaśnienia prokuratury w tej sprawie. Poza tym u nas także będzie  przeprowadzone wewnętrzne postępowanie – opowiada. Dodaje,  że w jego trakcie  będą m.in.  przeglądane nagrania z kamer.

Na razie obaj kontrolerzy pracują  normalnie. Nie są zawodowcami, wchodzą w skład „pomocniczej kontroli biletowej". – To grupa osób, z którą nie podpisujemy umowy o pracę, a jedynie umowę-zlecenie – tłumaczy Krajnow. Dodaje, że  ci pracownicy dostają prowizję od każdego gapowicza, który zapłacił mandat. Podobne umowy jak oni ma połowa ze 150 kontrolerów ZTM.

W ub. roku w stołecznej komunikacji złapano ok. 300 tys. gapowiczów. Kary udało się ściągnąć z 60 proc. z nich.

Nie wiadomo, czy obaj kontrolerzy  usłyszą zarzuty. – Musimy jeszcze raz przesłuchać pasażera oraz przejrzeć m.in. materiały z kamer w metrze, a także sprawdzić, jakie są uprawnienia „kanarów" i czy nie naruszyli prawa  – tłumaczy jeden ze śledczych.

Jak mówi Igor Krajnow, kontrolerzy biletów mogą  próbować zatrzymać gapowicza, który chce uciec, ale na pewno, nie za wszelką cenę. – Nie mogą narażać własnego życia – podkreśla.

ZTM już skierował wniosek do policji o ukaranie gapowicza, który nie okazał dokumentów i uciekł. – Za takie wykroczenia sądy wymierzają zwykle grzywny w wysokości do kilkuset złotych – mówi rzecznik ZTM.

Życie Warszawy

Najczęściej czytane