Nie miał biletu, oskarżył kanarów
Pasażer na gapę oskarżył kontrolerów o kradzież portfela. Policja chciała ich zamknąć, a śledczy ich wypuścili
Dwóch młodych kontrolerów w wieku 26 i 31 lat sprawdzało wieczorem bilety w metrze na Natolinie. Na ostatniej stacji Kabaty jeden z nich złapał 21-letniego gapowicza.
Kanar poprosił go o dokument ze zdjęciem. Pasażer stwierdził, że takiego nie ma.
– Proszę więc poczekać na ławce – nakazał mu kontroler, bo chciał wezwać policję.
Tymczasem gapowicz postanowił uciec. W pościg za nim ruszyli wtedy obaj kontrolerzy. Jeden z nich dopadł pasażera już na antresoli, tuż za bramkami kontrolnymi. Zaraz podbiegł do nich drugi z pracowników ZTM.
Między kanarami a pasażerem doszło wtedy do przepychanki. W jej trakcie jeden z nich został uderzony w oko. Ma ślad do dzisiaj. Szarpaninę widział inny pasażer i wezwał policję.
W czasie szamotaniny – jak twierdzą kontrolerzy – pasażerowi wypadł portfel, który jeden z nich podniósł. Gapowicz jednak utrzymuje, że został okradziony. Taką wersję podał policji. Przyznał też, że nie miał biletu i zaczął uciekać.
Policjanci zdecydowali się zatrzymać obu kontrolerów. W ich mieszkaniach dokonano przeszukań. Niczego nielegalnego tam nie znaleziono.
Po przesłuchaniach m.in. pasażera i świadków policjanci z Ursynowa wystąpili do prokuratury, aby obu zatrzymanym postawić zarzuty rozboju oraz wysłać do sądu wniosek o areszt. Mundurowi zrobili to jeszcze przed obejrzeniem nagrań z monitoringu w metrze.
Dlaczego domagali się aresztu i stawiania poważnych zarzutów kontrolerom? – Pozwalał na to zebrany materiał – utrzymuje Magdalena Bieniak z mokotowskiej komendy. Dodaje, że szczegółów podać nie może i odsyła w tej sprawie do prokuratury.
Tymczasem śledczy z Mokotowa nie dość, że nie postawili kanarom żadnych zarzutów, to puścili ich wolno. – Nie było dostatecznych dowodów, że mężczyźni dopuścili się tego przestępstwa – tłumaczy Paweł Wierzchołowski, szef mokotowskiej prokuratury.
Igor Krajnow, rzecznik Zarządu Transportu Miejskiego, mówi, że pierwszy raz spotyka się z taką sytuacją, jak ta w metrze na Kabatach. – Będziemy czekać na wyjaśnienia prokuratury w tej sprawie. Poza tym u nas także będzie przeprowadzone wewnętrzne postępowanie – opowiada. Dodaje, że w jego trakcie będą m.in. przeglądane nagrania z kamer.
Na razie obaj kontrolerzy pracują normalnie. Nie są zawodowcami, wchodzą w skład „pomocniczej kontroli biletowej". – To grupa osób, z którą nie podpisujemy umowy o pracę, a jedynie umowę-zlecenie – tłumaczy Krajnow. Dodaje, że ci pracownicy dostają prowizję od każdego gapowicza, który zapłacił mandat. Podobne umowy jak oni ma połowa ze 150 kontrolerów ZTM.
W ub. roku w stołecznej komunikacji złapano ok. 300 tys. gapowiczów. Kary udało się ściągnąć z 60 proc. z nich.
Nie wiadomo, czy obaj kontrolerzy usłyszą zarzuty. – Musimy jeszcze raz przesłuchać pasażera oraz przejrzeć m.in. materiały z kamer w metrze, a także sprawdzić, jakie są uprawnienia „kanarów" i czy nie naruszyli prawa – tłumaczy jeden ze śledczych.
Jak mówi Igor Krajnow, kontrolerzy biletów mogą próbować zatrzymać gapowicza, który chce uciec, ale na pewno, nie za wszelką cenę. – Nie mogą narażać własnego życia – podkreśla.
ZTM już skierował wniosek do policji o ukaranie gapowicza, który nie okazał dokumentów i uciekł. – Za takie wykroczenia sądy wymierzają zwykle grzywny w wysokości do kilkuset złotych – mówi rzecznik ZTM.
Żadna część jak i całość utworów zawartych w dzienniku nie może być powielana i rozpowszechniana lub dalej rozpowszechniana w jakiejkolwiek formie i w
jakikolwiek sposób (w tym także elektroniczny lub mechaniczny lub inny albo na wszelkich polach eksploatacji) włącznie z kopiowaniem, szeroko pojętą digitalizacją,
fotokopiowaniem lub kopiowaniem, w tym także zamieszczaniem w Internecie - bez pisemnej zgody Gremi Media SA
Jakiekolwiek użycie lub wykorzystanie utworów w całości lub w części bez zgody Gremi Media SA lub autorów z naruszeniem prawa jest zabronione
pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.