DRUKUJ

Żurek z Senegalu

28-12-2007, ostatnia aktualizacja 28-12-2007 18:12

Od kilku lat przybywa do naszego kraju coraz więcej sportowców z coraz bardziej odległych zakątków świata. I reprezentują dyscypliny, które nawet w ich kraju są, delikatnie mówiąc, niezbyt popularne.

Do naszej piłkarskiej ekstraklasy co roku trafiają dziesiątki cudzoziemców. Coraz większa konkurencja sprawia, że kluby stają na głowie, by znaleźć wartościowe wzmocnienia. – Skautów rozesłaliśmy po całym świecie i znaleźliśmy ciekawych graczy w Peru – opowiada trener lechitów Franciszek Smuda. Pierwszym piłkarzem zza oceanu, który przyjechał do Poznania, był Henry Qinteiros. Pomocnik z Peru zaaklimatyzował się w naszym kraju szybko, więc ściągnięto też jego rodaka – króla strzelców ligi peruwiańskiej Hernana Rengifo. – Z początku obaj zawodnicy byli zaskoczeni tym, jak w Polsce wygląda życie. Najbardziej zdziwiła ich jednak pogoda. Szczególnie zapamiętałem reakcję Rengifo, gdy podczas meczu z Polonią Bytom rozpętała się śnieżyca. Peruwiańczyk był zszokowany, kompletnie nieprzygotowany do takich warunków. Po prostu stanął i nie wiedział, czy ma grać, czy uciekać – mówi Smuda.Apteka pilnie poszukiwana

Równie wielkie problemy z aklimatyzacją miał 25-letni Henrol Hall, który rok temu przyjechał do Polski z Kostaryki grać w koszykówkę. Trafił do Grudziądza, gdzie swoje mecze rozgrywał Polpak Świecie. Dziś wspomina, że pierwszym miejscem w mieście, jakie poznał, była... apteka. – Najbardziej w Polsce doskwierała mi zima. Od razu jak tylko przyjechałem, złapałem katar. Cały czas kaszlałem, więc po treningach biegałem do apteki po aspirynę i chusteczki do nosa. Minęło kilka tygodni, zanim przyzwyczaiłem się do zimna w waszym kraju. Miałem szczęście, że ominęły mnie poważniejsze infekcje – wspomina Hall. Potężny Kostarykańczyk (204 cm wzrostu) szybko zadomowił się w naszym kraju. – Powiedziałem kiedyś jednemu z moich polskich kolegów, że macie piękne kobiety. On roześmiał się i odpowiedział, że wszyscy obcokrajowcy tak mówią. Niezbyt pasuje mi za to polska kuchnia. Ja lubię lekkie połączenia owoców i mięs, a tradycyjne polskie potrawy są za tłuste – mówi Hall. Kebab z Olsztyna? Zmieńmy temat

Na ciężkostrawną kuchnię narzeka też turecki siatkarz Sinan Tanik, który przeprowadził się z Ankary do Olsztyna. Przyjmujący Mlekpolu podkreśla za to, że uwielbia spokój i ciszę stolicy Warmii. – Ankara to wielkie, przesiąknięte spalinami i krzykiem miasto. Gdy wychodzisz na ulicę, ciśnienie od razu ci skacze. Czasem, jadąc na trening, stałem kilka godzin w korku. Olsztyn jest cichy, spokojny. Działa na mnie jak balsam. Można się skupić tylko na treningach. Ludzie są bardzo gościnni, traktują mnie w specjalny sposób. To miłe. Do szczęścia brakuje mi tylko gitary, którą zostawiłem w rodzinnym kraju – przekonuje. Tanik przyznaje, że największe problemy miał z przystosowaniem się do polskiej kuchni. – Jestem zawodowym sportowcem. Nie marudzę, jem, co mi dają. Ale ja lubię warzywa, zwłaszcza duszone na parze. W Polsce większość rzeczy się gotuje albo smaży. A olsztyńskie kebaby? Hmm, zmieńmy temat – śmieje się turecki siatkarz.Duży nauczyciel

Senegalski koszykarz Brahima Konare do Polski przyjechał już dziesięć lat temu. Trafił do Lublina i zakochał się w naszym kraju. Dosłownie i w przenośni – już cztery lata później brał ślub z Anną, studentką na miejscowym uniwersytecie. Przez następne lata Senegalczyka spotykały różne przygody. Gdy Start Lublin wpadł w tarapaty finansowe, Konare chciał ratować swój domowy budżet, udzielając młodym ludziom korepetycji z francuskiego. Teraz 33-letni środkowy występuje w Żubrach Białystok i powoli zbliża się do końca swojej kariery. – Zostałem koszykarzem, bo byłem największy z całej rodziny. Gdy skończę grać, chciałbym zacząć działać charytatywnie. Jest wielu ludzi z Afryki, którzy potrzebują pomocy – mówi Konare.Senegalczyk jest jednym z niewielu zagranicznych sportowców, którzy błyskawicznie nauczyli się naszego języka. Konare mówi już po polsku tak dobrze, że wiele razy reprezentował zespół na pomeczowych konferencjach prasowych.– Dla obcokrajowca każdy nowy język na początku jest trudny. Ja miałem tę przewagę, że jeśli zdarzyło mi się coś źle powiedzieć, to wystarczyło, że się uśmiechnąłem i nie było żadnych problemów. Teraz czasem mam frajdę, gdy wchodzę do tradycyjnej polskiej knajpy i zamawiam żurek z bigosem, a kelnerowi szczęka opada – śmieje się Konare.   

__Archiwum__