Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Uciekli Irakijczykom!

09-04-2003, ostatnia aktualizacja 09-04-2003 01:42

Zadzwonił do mnie i powiedział po prostu: "Cześć, to ja". Kamień spadł mi z serca - opowiada nam Anna Firlej żona reportera TVN 24, któremu wczoraj wraz z dziennikarzem Polskiego Radia udało się uciec z niewoli irackiej. p, strong {font: 10pt;font-family: sans-serif;} strong {font-weight:bold;}

28-letni Marcin Firlej i o trzy lata starszy Jacek Kaczmarek zostali zatrzymani przez Irakijczyków w poniedziałek w okolicach Nadżafu, ok. 100 km od Bagdadu. Mieli pecha, bo podjechali najbliżej patrolu. Nie było możliwości ucieczki. Jakakolwiek próba - groziła śmiercią. Dwóm dżipom, którymi podróżowali Piotr Piłat, Maciej Woroch i Adrian Półrolniczak (TVN), udało się zawrócić i odjechać. Stacje, w których pracują Firlej i Kaczmarek, natychmiast powiadomiły ich rodziny. Dla rodzin Jacka i Marcina od tego momentu rozpoczął się horror. - Teraz już mogę mówić o tym spokojnie, bo wiem, że wszystko jest w porządku. Ale to była koszmarna noc. Do piątej nad ranem non stop oglądałam telewizyjne relacje. Na szczęście byli ze mną przyjaciele. Przyjechała też moja siostra i rodzice - mówi nam żona Marcina Firleja. Ania podkreśla, że musiała zachować spokój przede wszystkim ze względu na dzieci: półtoraroczną Izę i trzyletniego Dominika. - Synek akurat był poza Warszawą, u moich teściów, ale i tak o wszystkim się dowiedział. Był spokojny. Marcin zawsze mu mówi, że jedzie na wojnę, ale na pewno wróci. Ja sobie też to ciągle powtarzałam. Wiadomość, że są wolni, nadeszła wczoraj około jedenastej. - Byłam akurat w pracy Marcina. Oglądałam zdjęcia z jego zatrzymania wykonane przez operatora. Chciałam się przekonać, że wszystko odbyło się bez przemocy. Aż tu nagle telefon. W słuchawce słyszę tylko: "Cześć to ja". Byłam w takim szoku, że na początku w ogóle go nie poznałam. Dopiero po chwili powiedział, że uciekli i są w Nadżafie. Zupełnie bezpieczni, bo miasto kontrolują Amerykanie - mówi Anna Firlej Również Jacek natychmiast zadzwonił do rodziny, a potem do Polskiego Radia.  - Jesteśmy bezpieczni, cali i zdrowi, ale bardzo, bardzo zmęczeni - poinformował kolegów z pracy. - Od wczoraj siedzieliśmy z mężem i bez słowa wpatrywaliśmy się w telefon. Czekaliśmy na jakąkolwiek informację. Pierwszą osobą, która zadzwoniła, był Jacek. Powiedział tylko: "Mamo, kocham cię. Wszystko jest w porządku" - mówiła na antenie PR tuż po otrzymaniu radosnej informacji mama Jacka, Krystyna Kaczmarek. Obydwaj reporterzy zgodnie twierdzą, że byli dobrze traktowani przez Irakijczyków. Choć nie ukrywają, że w ciągu 20 godzin niewoli przeżyli chwile grozy. Jak relacjonują, po zatrzymaniu związano im ręce i zawieziono do najbliższego posterunku wojska. Spotkanego tam oficera Polacy przekonali, że są dziennikarzami. Zapewniono ich, że w tej sytuacji nic im się nie stanie. Zostali przetransportowani do miejscowości al-Hillach. Tam wszystko się zmieniło. - Nagle przyjechało kilku mężczyzn w cywilnych ubraniach. Skrępowali nam ręce plastikową taśmą, zakryli oczy i zawieźli do jakiegoś budynku - opowiadał wczoraj Marcin Firlej. Zostali przesłuchani. Najpierw razem, później każdy z osobna. Poinformowano ich, że skoro są dziennikarzami, będą traktowani jak szpiedzy, a nie jak jeńcy wojenni. Kolejnym miejscem, do którego trafili, była szkoła katolicka. Tu zaczęto odnosić się do nich przyjaźniej. Nikt już nie mówił o szpiegostwie. Kazano jednak dziennikarzom pozostać w jednym z pomieszczeń. - W nocy rozpoczęły się bombardowania. Tego bardzo się baliśmy. Położyliśmy się pod ścianami. Po chwili jeden z Irakijczyków zabrał nas do innego budynku - relacjonował Firlej. Tam spędzili noc. Rano usłyszeli amerykański ostrzał artyleryjski. Ku ich zaskoczeniu pomógł im jeden z Irakijczyków. Jak się okazało, nauczyciel miejscowej szkoły. Oddał reporterom kluczyki do ich samochodu. Odjechali, choć na początku byli tak zdezorientowani, że nie wiedzieli, w którą stronę jadą. Udało im się ominąć kilka patroli irackich. Trafili do Nadżafu. Dziś ma do nich dołączyć pozostała część ekipy TVN i TVN 24. Na razie wiadomo jedno. Firlej i Kaczmarek nadal zamierzają relacjonować wojnę w Iraku. Czy nadal będą decydować się na takie wyjazdy? Rodziny obydwu reporterów zapewniają, że na pewno niczego nie będą im zabraniać. Decyzja należy tylko i wyłącznie do nich...   p, strong {font: 10pt;font-family: sans-serif;} strong {font-weight:bold;}
__Archiwum__

Najczęściej czytane