DRUKUJ

Księgi rzucają klątwę

27-02-2004, ostatnia aktualizacja 27-02-2004 04:30

Masz w domu księgozbiór albo korzystasz z publicznej biblioteki? Uważaj! Znalazłeś się w grupie wysokiego ryzyka. Możesz zachorować na śmiertelnie groźną czarną ospę, a grzybicę złapiesz prawie na pewno.

Susanne Caro z Santa Fe w Stanach Zjednoczonych, zdejmując z półki książkę medyczną z czasów wojny secesyjnej, dokonała szokującego odkrycia. Z wolumenu wypadła koperta z napisem - "Strupy ze szczepienia dzieci Yarringtonów" . Bibliotekarka zorientowała się, że trzyma w rękach... wirusy czarnej ospy, winnej śmierci milionów ludzi! Puszka Pandory Czarna ospa wydawała się wytępiona. Ostatnie zachorowanie odnotowano w 1978 roku, a jedyne żywe wirusy przechowuje się w dwu strzeżonych laboratoriach - w Atlancie i Moskwie. Gdyby dziś pojawiły się na wolności, umarłyby miliony ludzi, gdyż od lat nie prowadzi się szczepień uodparniających. Choroba ma niesłychaną łatwość zarażania i przenosi się m.in. przez kurz i przedmioty chorego. Eksperyment w Atlancie wykazał, że wirusy czarnej ospy mogą przetrwać w niekorzystnych dla siebie warunkach co najmniej 10 lat. Niektórzy naukowcy sądzą jednak, że mogą być groźne przez lat kilkaset. Susanne przechodzi właśnie drobiazgowe badania, a koperta z wirusami trafiła do laboratorium. Ale od tego wydarzenia świat wie, że mityczna, pełna plag puszka Pandory, może przybrać postać książki. - Mikroorganizmy żerują nie tylko na starych książkach - ostrzega Donata Rams, kierownik laboratorium mikrobiologicznego w Bibliotece Narodowej w Warszawie. - Wystarczy, że pojawi się wilgoć, jest zła wentylacja, a grzyby rosną w naszej prywatnej bibliotece czy w archiwach firm. Jeśli zobaczymy naloty na papierze, przebarwienia albo papier robi się pofalowany, to należy się zastanowić, czy warto brać taką książkę do ręki. - Trzeba uważać, bo grzyby są bardzo niebezpieczne - dodają pracownicy laboratorium mikrobiologii. - Nie ma opisanych epidemii, które mają źródła w bibliotekach, ale nie można tego wykluczyć - ostrzega docent Andrzej Zieliński, epidemiolog. Płuca bibliotekarza Dorota Miłosz z Katowic w czasie remontu biblioteki zaraziła się niebezpieczną grzybicą płuc. Jednemu z konserwatorów w Bibliotece Narodowej "coś" zaatakowało oczy. Antykwariusze narzekają na pojawiające się na rękach wysypki. Przyczyna kryje się w książkach, z którymi kontakt wywołuje niebezpieczne alergie, choroby skóry, a nawet grzybice atakujące narządy wewnętrzne. Szczególnie podatne na działanie toksyn są małe dzieci. - Kiedyś myślałam, że mi się nic nie przytrafi - mówi Marianna, pracownik działu konserwacji w Bibliotece Narodowej. - W dziale konserwacji bardzo się pilnujemy, ale i tak zachorowałam. Robiliśmy atlas z mapami miedziorytniczymi, który zakupiono w antykwariacie i okazał się brudny mikrobiologicznie. Po kilku dniach grzyb zaatakował moje oczy. Bałam się, bo jak się takie świństwa dostaną do organizmu człowieka, to można umrzeć. Na szczęście po dwóch i pół miesiącach udało mi się wyleczyć. Dorota Miłosz z Katowic w czasie remontu biblioteki zaraziła się niebezpieczną grzybicą płuc - aspergilozą. Grzyb Aspergillus (kropidlak) należy do najczęściej spotykanych. Wywołuje zachorowania na alergiczną postać aspergilozy (może powodować poważne zmiany chorobowe w oskrzelach i płucach) lub tzw. inwazyjną aspergilozę płuc - śmiertelnie groźną, atakującą też inne narządy. - Aspergiloza inwazyjna dotyczy głównie ludzi z obniżoną odpornością. Osób z chorobą nowotworową, po przeszczepach, nosicieli wirusa HIV czy osób stosujących antybiotyki. Zdrowych ludzi to w zasadzie nie powinno dotyczyć - stara się uspokajać doktor Barbara Podsiadło z Instytutu Gruźlicy i Chorób Płuc. - Niestety, są też takie grzyby, które mogą atakować ludzi z silnym układem odpornościowym. Groźne są promieniowce (bakterie), które również mogą powodować nieodwracalne zmiany w płucach. Zdrowe, bo niebadane Oprócz bibliotekarzy i antykwariuszy najbardziej narażeni na "książkowe" choroby są naukowcy i studenci, badający księgozbiory. - Biorąc do ręki nuty sprzed stu lat, nikt nie wie, co się na nich się znajduje. W kurzu mogą być grzyby i bakterie, ale może być także coś innego. W Pelplinie krążyła plotka, że kilka osób, mających do czynienia ze starymi nutami, zachorowało na jakąś paskudną grypę - opowiada Katarzyna, studentka muzykologii, odbywająca praktyki przy zbiorach seminarium duchownego w Pelplinie. - Dlatego pracujemy w maseczkach na twarzy i rękawiczkach chirurgicznych. Takich środków bezpieczeństwa nie stosują jednak antykwariusze. - Co jakiś czas trafiają do nas skażone książki lub grafiki - przyznaje Agnieszka Szyderska z Antykwariatu "Antiqua". - Nie pracujemy w rękawiczkach i maseczkach chirurgicznych, bo obsługujemy ludzi i nie możemy ciągle zakładać i zdejmować sprzętu ochronnego. Po przejrzeniu książki ręce myjemy mydłem antybakteryjnym, ale to niewiele pomaga i zdarzają się wysypki czy inne zmiany na skórze. Grzybów jest mnóstwo. Potrafią przetrwać w stanie hibernacji i dopiero po latach, wyciągnięte z jakiejś szafy, gdy zmienią się warunki, uaktywnić się. U nas takie książki na pewno nie trafią na półkę, bo ogląda je za każdym razem konserwator i wędrują do komory dezynfekcyjnej. A my? No cóż, każdy zawód niesie ze sobą jakieś ryzyko. - Mój znajomy złapał z książek gruźlicę - opowiada właściciel jednego z warszawskich antykwariatów. - Podobno do dziesięciu lat mogą w książkach przetrwać prątki tej choroby. Jesteśmy nieustannie narażeni na kontakt z jakimiś choróbskami. Sam nabawiłem się alergii. Wystarczy, że przewrócę kilka kartek, a zaraz puchną mi oczy i zaczynam kaszleć. Mam tylko nadzieję, że to nie astma. Mariusz Szewczyk, handluje starymi książkami. - Grzyby? Nie słyszałem. U mnie książki długo nie leżą. Dużo pracuję na wolnym powietrzu. Jeżdżę do domu klienta, a potem je sprzedaję. - W antykwariatach nie prowadzi się kontroli skażenia mikrobiologicznego - mówi Ewa Potrzebnicka, kierownik działu konserwacji Biblioteki Narodowej. - Jakieś dziesięć lat temu robiliśmy takie kontrole i bywało różnie. Wtedy można było trafić na zagrzybioną książkę, a teraz też pewnie nie jest lepiej. Zmieniło się prawo i nie mamy uprawnień, aby sprawdzać prywatne antykwariaty. Epidemiolodzy z sanepidu, którzy mogą przeprowadzać takie kontrole, twierdzą, że "biblioteki to nie są miejsca, które uważamy za potencjalne ogniska choroby i dlatego żadnych kontroli się nie przeprowadza. Chyba że nastąpi skażenie i dopiero wtedy pobiera się próbki". Inne zdanie na ten temat ma profesor Bogusław Zyska z Uniwersytetu Śląskiego, prowadzący badania nad własnościami papieru i organizmami żerującymi na celulozie. Ostrzega, że w bibliotekach może dochodzić do podobnych zakażeń jak w szpitalach i podkreśla, że higiena w czytelniach musi być utrzymana na wysokim poziomie. Przypomina, że z powodu zaniedbań doszło już do dużych skażeń w Katowicach, gdzie zagrożone było zdrowie bibliotekarzy i czytelników.  - Bibliotekarze nie mają chorób zawodowych - mówi Urszula Zdunkiewicz, specjalista BHP w warszawskiej bibliotece. - Ale nie z tego względu, że nie chorują. Po prostu nigdy nie prowadzono takich badań. - Nie wiemy na razie, ile jest zakażeń ani jak są ciężkie - mówi pracownik Instytutu Medycyny Pracy i Zdrowia Środowiskowego w Sosnowcu. - Dopiero teraz po raz pierwszy robimy ankietę, która pozwoli nam określić, jak często występują grzybice i alergie wśród kadry bibliotekarskiej, a także, czy stopień zagrożeń dla korzystających z czytelni jest wysoki. - W tej chwili nawet WHO nie ma żadnego normatywu, jeśli chodzi o bezpieczne stężenie grzybów w powietrzu - dodaje Rafał Górny z Instytutu Medycyny Pracy w Sosnowcu. Przebadaj swój księgozbiór Laboratoria mikrobiologii w Bibliotece Narodowej w Warszawie to sterylne pomieszczenia pełne nowoczesnych urządzeń do dezynfekcji i badania wytrzymałości papieru. Grzyby i inne drobnoustroje zabija się gazem - tlenkiem etylenu, w specjalnej komorze dezynfekcyjnej. Nowoczesna komora pojawiła się w Warszawie dopiero po wielkiej powodzi. Wtedy zalało wiele książek i akt, zwłaszcza we Wrocławiu. - Ten gaz jest toksyczny również dla ludzi - mówi Donata Rams. - Czasami ze starych komór dezynfekcyjnych gaz jest źle odprowadzony i gdy takie książki trafiają do biblioteki, to czytelnicy mogą się dziwnie czuć. Tlenek etylenu ulatnia się przez jakiś czas z papieru i działa drażniąco na drogi oddechowe. Podejrzewany jest też o działanie rakotwórcze. Ale nasz system w Bibliotece Narodowej jest stuprocentowo bezpieczny. Poddanie książki dezynfekcji kosztuje u nas 10 złotych. Lech Wąch z Archiwum Akt Dawnych mówi: - W Warszawie jest pięć komór dezynfekcyjnych. Które są bezpieczne? Tego nie powiem, ale dobra jest na przykład w Grodzisku. Nasza jest starego typu, ale też jest bezpieczna. Jednorazowe wykonanie badań kosztuje u nas 250 złotych. W komorze mieści się jedna trzecia metra sześciennego książek formatu A-4. Pojedynczych tomów nie dezynfekujemy. Wyrzuć przed przeczytaniem Usunięcie grzybów tlenkiem etylenu nie dość, że jest kosztowne, to chroni tylko na jakiś czas. Najgorzej jest w przypadku biednych osiedlowych i szkolnych czytelni, gdzie bibliotekarze nie mają możliwości częstego przeglądania księgozbioru. Większość z nich nie posiada też odpowiednich kwalifikacji. - Trzeba mieć duże doświadczenie w rozpoznawaniu grzybów. Czasami to, co wydaje się grzybem, nie jest nim i odwrotnie - ostrzega Agnieszka Szyderska, antykwariusz. - Żadnych badań ani specjalnych procedur chroniących przed skażeniem mikrobiologicznym u nas się nie przeprowadza - przyznaje pracownik biblioteki na Bemowie Krystyna Kubicka. - Uczulenia są, ale na kurz. - Małe czytelnie nie przeprowadzają dezynfekcji, bo to jest za drogie - mówi Urszula Zdunkiewicz z biblioteki w Warszawie. - Biblioteki Narodowa i Główna są odkażane, a my staramy się tylko nie dopuszczać do skażenia. Jak coś podejrzanego się pojawi, to po prostu wyrzucamy książki. W zeszłym roku Polacy kupili, przynajmniej w oficjalnej sieci handlowej, około czternastu milionów nowych książek. Po skażeniu papieru, na przykład zalaniu czy zawilgoceniu, niebezpieczny dla zdrowia grzyb może powstać już po dwóch tygodniach. Wliczając zawartość domowych biblioteczek, średnio kilkaset książek, w mieszkaniach przechowujemy setki milionów sztuk mikrobiologicznych bomb z opóźnionym zapłonem. Data: 2004-02-27
__Archiwum__