Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Porno po warszawsku

09-01-2003, ostatnia aktualizacja 09-01-2003 01:10

Nad ranem kolana bolą jak diabli. Są czerwone i poocierane. Należałoby je zabandażować. Ale Ania nie może sobie na to pozwolić. W ruch idą więc najróżniejsze maści i kremy. p {text-indent:0.25in; font: 10pt; font-family: verdana, sans-serif;} h1 {font: 10pt; font-family: verdana;font-weight:bold; sans-serif; line-height:12pt;}

Żeby tylko nie wyszły siniaki - martwi się. Następnego wieczora długo majstruje przy tych nieszczęsnych kolanach. Jeszcze tylko gruba warstwa fluidu, puder i Ania znów może owinąć się wokół rury? Ania Walewska ma 22 lata, długie blond włosy i ostry makijaż. W branży pornograficznej pracuje od dwóch lat. - Mniej więcej przez rok nosiłam się z zamiarem pozowania do rozbieranych zdjęć - opowiada. - Ale to przypadek sprawił, że wzięłam udział w pierwszej sesji. Byłam kiedyś w Katowicach, na ulicy zaczepił mnie fotograf, zapytał, czy nie chciałabym? Zgodziłam się. I tak to się zaczęło. Pani redaktor się rozbiera Dzisiaj Ania ma etat jako redaktorka w "Polskim Wampie", miesięczniku wydawanym przez warszawską firmę Pink Press, giganta na polskim rynku porno. Pod wstępniakiem, w którym zapowiada, co jest w numerze (reportaż z planu filmowego, "Kobiety jak wino, czyli seks z paniami po czterdziestce", prywatne zdjęcia czytelników itp.), zdjęcie dziewczyny: skórzane buty do kolan, wojskowa kurtka, rozłożone nogi, jedna ręka na piersi, druga? Każda gazeta wydawana przez Pink Press ma swoją "redaktorkę". Albo nawet kilka. W "Ściśle prywatne" rozbiera się Kasia Laska, w "Eroticonie" Sandra Rey, w "Nowym Wampie" Klaudia Figura? Zaraz, zaraz, jak to "rozbiera się"? - Umówmy się, że one nie są od tego, żeby pisać. My potrafimy robić to lepiej. Dziewczyny są po to, żeby się rozbierać - mówi Krzysztof Garwatowski, rzecznik prasowy wydawnictwa, dawniej nauczyciel matematyki. Z Garwatowskim umówiłam się w siedzibie Pink Press. Niepozorny budynek wciśnięty między drukarnię, magazyny i prywatne domy, co chwilę wpada w wibracje. Tuż nad nim jest korytarz powietrzny. Co kilka minut po niebie suną ciężkie maszyny startujące z pobliskiego Okęcia. I to ma być serce polskiego pornobiznesu? Sekretarka każe czekać. Nie jest seksbombą. Zwyczajna. Miła. Na oko trzydziestoletnia. Dzwoni telefon. - Recepcja, słucham? Nieee, to nie jest agencja. Tak, Pink Press. Ale to, proszę pana, wydawnictwo - uśmiecha się nieśmiało. Zza cienkich ścian dobiegają normalne redakcyjne odgłosy: miarowy stukot klawiszy komputera, sprzeczki o kubek (znowu ktoś pił z mojego, mógłby chociaż umyć!), rozmowy o tekstach ("to jest za długie, nie zmieści się!"). - Dobra, to jak to podpisujemy? - pyta nieco zniecierpliwiony męski głos. Odpowiada mu kobieta: - Chłopaki mówią, żeby napisać: "wyliż mnie do końca". Może być? Lepsze, bo nie silikonowe Pink Press powstał w 1995 roku. - Dzisiaj wydajemy 16 tytułów, to połowa tego, co się ukazuje na polskim rynku porno - mówi Krzysztof Garwatowski. - Mamy sieć pink-shopów, sprowadzamy filmy zagraniczne, zajmujemy się także produkcją własnych. Rocznie wypuszczamy ich ok. 20. Filmy są tanie, kosztują od 30 do 50 tys. zł. Chałturzą przy nich operatorzy i oświetleniowcy z telewizji publicznej (żadnych nazwisk, za to można polecieć!), charakteryzatorki z teatrów. Ta, która malowała aktorów grających w "Wielkiej siostrze", pierwszej polskiej superprodukcji porno (100 tys. zł!), wieczorem biegła do Teatru Wielkiego "robić" łysiny śpiewakom. Rekwizyty pracownicy Pink Press często przynoszą z domów, meble się pożycza, scenografię ogranicza się do minimum. Do tego wszystkiego aktorzy-amatorzy, nie zawsze urodziwi? Z reportażu z kręcenia "Wakacji prezydenta", który ukazał się w "Polskim Wampie": - Ela, scenografka, ostrym głosem pogania pracowników technicznych, którzy ustawiają dekoracje i rekwizyty. - Za każdym razem jest ten sam problem, zwłaszcza z tymi, którzy pracują pierwszy raz przy takim filmie. Myśleli, że przyjdą popatrzeć, a tu trzeba pracować. Jak na nich nie wrzasnę, to chodzą jak nieprzytomni?. - Porównywać rodzimy film porno i zachodnie produkcje erotyczne, to jak powiedzieć, że "Psy" Pasikowskiego nie ustępują w niczym hollywoodzkim produkcjom - przyznał kiedyś Sławomir Starosta, wiceprezes Pink Press, wydawca magazynów i producent filmów pornograficznych. - Amatorów znajdują niezbyt ładne dziewczyny i zmęczeni życiem mężczyźni. Nie przeszkadza to jednak nabywcom magazynów i kaset, którzy być może wolą podglądać flirtujących sąsiadów, niż śledzić życie erotyczne półbogów - mówi Starosta. Krzysztof Garwatowski dodaje: - Można powiedzieć, że nasi aktorzy są lepsi, bo naturalni. Tu nie ma silikonowych biustów. Szwagrowie są zachwyceni 21-letnia Lidka Polańska z Łodzi jest jednym z najnowszych nabytków Pink Press. Podobnie jak Ania Walewska, jest "redaktorką". Pracuje w "Ściśle prywatne". - Słucham? - w komórce odzywa się dziewczęcy głos. Uff, to ona. Garwatowski uprzedzał, że telefon może odebrać mąż. W tle słychać skwierczący na patelni obiad i gaworzenie dziecka. - W tej branży pracuję od niedawna, zaczynałam na początku tego roku. Ale już się tyle najeździłam, nagrałam, że niektóre dziewczyny w kilka lat tak dużo nie zrobiły - chwali się. Czy mąż nie jest zazdrosny? - No, może trochę - mówi. Po chwili dodaje: - Ale nie bardzo, czasami też bierze udział w sesjach. Zresztą, przecież to nic złego. W Polsce Lidka głównie się rozbiera. Pornosy kręci za granicą. - To ciężka praca - mówi. - Najbardziej stresujące są dojazdy. Jadę na przykład do Warszawy na godz. 9. Zajmuje mi to kilka godzin. A potem okazuje się, że sesja zaczyna się nie rano, jak było ustalone, ale o godz. 16 i trwa, powiedzmy, do 3 w nocy. To może człowieka wykończyć. Lidka skończyła szkołę średnią, szybko pojawiło się dziecko, ale pieniądze jakoś nie chciały się pojawić. A z czegoś przecież trzeba żyć. Odpowiedziała na ogłoszenie w gazecie. I tak to się zaczęło. W zasadzie jest ze swojej pracy zadowolona. - Wszystko zależy od atmosfery na planie. Jak są mili ludzie, to kręcenie filmu może być fajną zabawą - twierdzi. Choć bywa i tak, że wcale nie jest fajnie. - Była taka sytuacja, kręciliśmy film dla Włochów - opowiada. - Kobieta, która doradzała reżyserowi, poradziła mu, żeby zatrudnił takich dwóch facetów. Oni byli tacy jacyś? eee? fizycznie nie tego. No, ale trzeba było to zrobić. Kontrakt to kontrakt. Lidka nie wie, co będzie odpowiadała jej córka, gdy pani w szkole zapyta, czym się zajmuje mamusia. - Może do tego czasu już nie będę pracowała w tej branży? - zastanawia się. Twierdzi, że nie miałaby nic przeciw temu, żeby kiedyś jej córka w podobny sposób zarabiała na życie. - Przecież to praca jak każda inna. No, ale może ona będzie myślała o tym tak, jak moja matka, że to grzech - mówi. Ojciec też był zbulwersowany, kiedy się dowiedział. Za to szwagrowie byli zachwyceni? - A reszta niech sobie myśli, co chce - dodaje wschodząca gwiazda polskiego pornobiznesu. Rozemocjonowany dźwiękowiec Garwatowski jest zachwycony polskimi dziewczynami. Zwłaszcza amatorkami. Bo takie są naturalne, spontaniczne i naprawdę wiele potrafią. Z facetami bywa gorzej. - Bo oni, że tak powiem, są zależni od fizjologii - mówi. - Prywatnie ktoś może być don Juanem. Ale gdy trzeba zrobić to przed kamerą, gdy wokół pełno jest pracowników technicznych, ktoś ciągle poprawia aktorom makijaż, reżyser wydaje instrukcje, to może być duży problem? Chętnych do grania nie brakuje. Odpowiadają na ogłoszenia w prasie, przychodzą na coroczne targi erotyczne, dzwonią. Ile zarabiają? To tajemnica handlowa. Ale nie są to zawrotne sumy. Nawet zawodowe pornogwiazdy narzekają na głodowe pensje - 300 zł miesięcznie plus 600 zł premii za film. Rzecznik Pink Pressu mówi tylko tyle, że wysokie zarobki w pornobiznesie to legendy. Za cienkim przepierzeniem redaktorzy stukają w klawisze. Znów ktoś męczy się nad podpisem pod zdjęcie. Jak oni to wytrzymują? Setki fotografii gołych kobiet w pozycjach ginekologicznych chyba każdego może zniechęcić. - No cóż, praca jest specyficzna. Kiedyś, gdy szukaliśmy na przykład fotoedytora, dawaliśmy ogłoszenie w prasie "firma poszukuje"?. Ani słowa o pornografii. To było uciążliwe, bo po pierwszym telefonie połowa zainteresowanych zniechęcała się. Teraz piszemy otwarcie, żeby nie było niedomówień - opowiada Garwatowski. - Ale nawet i w takiej sytuacji są osoby, które po kilku dniach odpadają, mówią, że mają dość. Reszta po tygodniu, dwóch, przyzwyczaja się i przestaje zwracać uwagę na goliznę. Uczą się oddzielać pracę od życia prywatnego. Pracownicy Pink Pressu przypominają sobie o tym, w jakich warunkach pracują, dopiero, gdy w wydawnictwie pojawiają się goście. - Najzabawniej jest wtedy, gdy przyjeżdża telewizja nakręcić jakiś materiał - mówi Garwatowski. - Kamerzyści, oświetleniowcy i dźwiękowcy są zwykle bardzo rozemocjonowani? Skąd w Pink Pressie wiedzą, czego oczekują od nich czytelnicy i widzowie? - Dostajemy listy, Polacy naprawdę mają dużą fantazję erotyczną - mówi rzecznik Pink Pressu. - Są amatorzy pięknych kobiet, które zabawiają się tylko ze sobą. Innym podoba się tradycyjny seks. Jeszcze inni wyobrażają sobie, że siedzą na fotelu ginekologicznym i są badani przez kobietę lekarza. Klientami jego firmy są głównie mężczyźni, choć i panie lubią sobie co nieco popatrzeć. Proporcje układają się jak 75 do 25... Rzecznik denerwuje się, gdy pada pytanie o to, ile pornobiznes ma wspólnego z podziemiem erotycznym. W końcu odbiorcy są chyba ci sami? - Nic podobnego! Prowadzimy legalną działalność i nie mamy nic wspólnego z tymi, którzy proponują na przykład filmy z dziećmi. My nigdy byśmy czegoś takiego nie zrobili - zapewnia. - Ktoś, kto lubi na to patrzeć, jest chory i powinien się leczyć. Nasi odbiorcy to normalni, dorośli ludzie, którzy lubią się kochać. Innego zdania byli działacze Stowarzyszenia Rodzin Katolickich z Kazimierzem Kaperą na czele. Gdy w Krakowie pojawiły się plakaty z 20-letnią Klaudią Figurą, rozpętała się burza. Kazimierz Kapera był wzburzony: - Przecież na to patrzą dzieci! Plakat nie byłby niczym wyjątkowym, gdyby nie podpis informujący, że dziewczyna pobiła seksualny rekord świata. W ciągu ośmiu godzin obsłużyła 646 kochanków! Sprawa trafiła do prokuratury. Zadowolona babcia Ania Walewska rzuciła studia. Uznała, że marketing i zarządzanie, nie są dla niej. - Studiowałam zaocznie, a to wymaga samodzielnej pracy w domu. Jestem na to zbyt leniwa. Kiedyś mam nadzieję wrócić na uczelnię. Ale na pewno pójdę na studia dzienne. Nie jest, jak Klaudia Figura "nieco skonfliktowana z rodziną". Nie ma takich kłopotów z mamą, jak Lidka Walewska. Nikt z bliskich nie zarzuca jej, że grzeszy. Nawet babcia. Ale to dlatego, że Ania się tylko rozbiera. Pozuje do zdjęć i tańczy. - Seks z obcym facetem na ekranie to dla mnie już za ostro. Wiem, że między erotyką a pornografią jest cienka granica i nie chcę jej przekroczyć - mówi. - Na zdjęciach też zawsze jestem sama... Mama dowiedziała się pierwsza. - Byłam już po jednej sesji. Pomyślałam, że porozmawiam z mamą. Nie chciałam, żeby dowiedziała się od sąsiadów, to byłoby dla niej bardzo przykre - opowiada. - Tata dowiedział się później i to on powiedział babci. Ucieszyła się! Zaskoczyła mnie tym. W każdym razie rodzina uznała, że nie robię nic złego, a biorąc pod uwagę bezrobocie, to dobrze, że mam zajęcie. W przerwach między występami żyję jak inne dziewczyny. Sprzątam, gotuję, wyprowadzam psa na spacer... Ania rozbiera się tylko w dużych klubach i dyskotekach. Boi się małych lokali i prywatnych przyjęć. - Nawet się zastanawiałam, czy nie mogłabym tańczyć na przykład podczas wieczorów kawalerskich. Ale koleżanka, która robi to już od 9 lat, odradziła mi. Miała kiedyś nieprzyjemności, facet nachalnie domagał się seksu. Do niczego nie doszło, ale miała stracha. Nawet gdybym poszła na taką imprezę z ochroniarzem, to co z tego? Jeśli przeciw niemu stanęłoby 10 podchmielonych mężczyzn, mogłoby być różnie. Wolę nie ryzykować. Właściwie nie miała problemów z namolnymi mężczyznami. Tylko raz nie wiedziała, jak się zachować. Było ich mnóstwo. Wielcy, wytatuowani, w skórach. Dopingowali dziewczyny na scenie w ogłuszającym ryku motocyklowych silników. To był zlot wielbicieli motoru Harley Davidson. - Było strasznie zimno, a my musiałyśmy się rozebrać. Nie miałyśmy nawet garderoby, tylko rozbity w polu namiot. No i ci motocykliści... W sumie jednak było fajnie. Ania wie, że to nie jest zawód na całe życie. Chce pracować jak najdłużej. Mniej więcej do swoich 27 urodzin. - Potem trzeba będzie pomyśleć o dzieciach, a od tego psuje się figura. A przecież nie zrezygnuję z założenia rodziny tylko dlatego, żeby móc o kilka lat dłużej tańczyć. Poza tym to bardzo męcząca praca. Dojazdy, niezbyt ciekawe hotele, późne powroty do domu. No i te kolana. Żeby się zagoiły, musi minąć co najmniej tydzień? Trzeba wiedzieć, kiedy przestać - mówi. Co będzie robiła potem? Raczej nie wróci do wyuczonego zawodu pracownika administracyjno-biurowego. - Chciałabym mieć coś swojego. Najlepiej knajpę - marzy. Z dziewczynami tańczącymi na stole? - Żadnych dziewczyn! Po tylu latach będę chyba miała tego wszystkiego dosyć... p, strong {font: 10pt;font-family: verdana, sans-serif;} strong {font-weight:bold;}
__Archiwum__

Najczęściej czytane