DRUKUJ

Kardynała Wyszyńskiego rozpracowywali ksiądz i zakonnica

25-09-2003, ostatnia aktualizacja 25-09-2003 01:30

Z dr. Janem Żarynem, historykiem z Instytutu Pamięci Narodowej, rozmawia Marcin Dzierżanowski

Czy aresztowanie prymasa było dla niego zaskoczeniem?Zdecydowanie nie. Kiedy grupa funkcjonariuszy UB przyszła na Miodową, spokojnie pożegnał się z domownikami. Polecił bliskim, żeby nie płakali, poinformował, że nie będzie potrzebował adwokata. Było to po uroczystościach w kościele św. Anny, gdzie wygłosił kazanie. Powiedział w nim, że liczy się z aresztowaniem. Mówił o tym także kilka dni wcześniej w jednym z kościołów praskich. Czy właśnie to kazanie stało się przyczyną uwięzienia?Decyzja zapadła wcześniej, bo już 23 września podczas posiedzenia sekretariatu Biura Politycznego KC PZPR. Dzień wcześniej zakończył się proces biskupa Czesława Kaczmarka, w którym władze komunistyczne skazały go na 12 lat więzienia za rzekome szpiegostwo na rzecz Watykanu oraz współpracę z gestapo. Bo sprawa Kaczmarka była przygotowaniem do innego procesu. Tym razem na ławie oskarżonych miał zasiąść kardynał Stefan Wyszyński. Przecież prymas nigdy nie stanął przed sądem!Ale miał stanąć. Przygotowywano proces pokazowy, który miał ostatecznie złamać kręgosłup Episkopatu. Przez jakiś czas wszystkie działania UB zmierzały do przygotowania dowodów, że prymas jest szpiegiem Watykanu. Dlaczego zrezygnowano z procesu?Trudno powiedzieć. Mogła zaważyć m.in. opinia międzynarodowa, która ostro potępiła aresztowanie Wyszyńskiego. Nie bez znaczenia była też zbliżająca się odwilż w Rosji i zmiana klimatu międzynarodowego, w końcu rewelacje pułkownika Światły z jesieni 1954 r. Jednak z planów procesu tak szybko nie zrezygnowano. Świadczy o tym ogrom środków, jakie wkładano w aresztowanie i więzienie prymasa. To była gigantyczna operacja stopniowego osaczania kardynała. Porażający jest fakt, że w rozpracowywaniu prymasa, oprócz komendantury, jednostki KBW, struktury Ministerstwa Bezpieczeństwa Publicznego oraz partii brały udział dwie osoby z nim aresztowane: siostra Maria Graczyk i ks. Stanisław Skorodecki. Współpracowały one z komendanturą "obiektu 123" jak nazywano w raportach miejsce izolacji "podopiecznego". Robili to, choć przecież prymas im ufał, zwłaszcza w przypadku ks. Stanisława. W filmie "Prymas" siostra Maria przedstawiona jest rzeczywiście jako osoba współpracująca z bezpieką. Ale ksiądz Skorodecki jawi się jako zaufany spowiednik prymasa. Taki jest też jego obraz w powszechnej świadomości. Niemal do śmierci udzielał on wywiadów jako przyjaciel Prymasa Tysiąclecia. Doczekał się nawet pewnych godności kościelnych.Musimy być ostrożni w ocenach, choć nie ma wątpliwości: ks. Stanisław był informatorem komendantury, zarówno na terenie Stoczka Warmińskiego, jak i Prudnika Śląskiego. Nosił kryptonim Krystyna. Codziennie przygotowywał raporty, pisane zapewne wieczorami. Rano przekazywał je funkcjonariuszom. To szalenie ciekawa lektura: razem z meldunkami siostry Marii, (pseudonim Ptaszyńska) zajmują 10 tomów. W IPN zamierzamy je zresztą wydać. Jak doszło do tej współpracy?Po aresztowaniu prymasa, UB szukał księdza, który pełniąc funkcje kapelana, będzie stanowić źródło informacji o aresztowanym. Rozmawiano m.in. z ks. Czesławem Wojciechowskim z archidiecezji gnieźnieńskiej, podobnie jak ks. Stanisław, więźniem Rawicza. Ks. Czesław odmówił jednak współpracy. Był za to dodatkowo represjonowany, izolowano go, zapewne w obawie przed ujawnieniem treści tych rozmów. Ksiądz Skorodecki się zgodził - może w obawie przed represjami lub nawet utratą życia. Wydaje się prawdopodobne, że postanowił wdać się w pewną grę. Trzeba przyznać, że w swych raportach starał się nie zawierać informacji, które mogłyby krzywdzić prymasa. Ku irytacji funkcjonariuszy, często rozmawiał z kard. Wyszyńskim po włosku lub łacinie, czego oni nie mogli zrozumieć. Nie można wykluczyć, że o swej podwójnej roli powiedział prymasowi i uzyskał jego akceptację. Osobiście widzę tu dramat człowieka, który zgodził się na funkcjonowanie w ramach zła. Nie wiem, na ile ta gra skończyła się dla niego moralnym sukcesem. Czy tak silna inwigilacja prymasa kończy się w Komańczy? Tam więzienie zastępuje klasztor?Rzeczywiście, prymas ma tam więcej swobody, może się poruszać po najbliższej okolicy klasztoru. "Opiekę" nad nim przejmują inni funkcjonariusze, a raporty dzienne zastępują meldunki miesięczne. Ale metody się nie zmieniają. Udało się na przykład pozyskać do współpracy kolejną zakonnicę opiekującą się prymasem. Na szczęście, siostra przełożona nazaretanek szybko się zorientowała i odsunęła ją od prymasa.
__Archiwum__