DRUKUJ

List od zabójcy

07-09-2003, ostatnia aktualizacja 07-09-2003 21:47

"Nie wiedzieliśmy, że to policja, więc dlaczego mamy być karani za zabójstwo policjanta" - taki list przesłali mordercy Mirosława Żaka do ŻW. Ujawniamy go, by pokazać bezwzględność i perfidię przestępców.

Jestem jedną z osób, która uczestniczyła w strzelaninie w Parolach pod Nadarzynem - tak rozpoczynał się list od jednego z członka gangu "Mutantów". Bandyci przysłali go do Życia Warszawy w kilka dni po tym, jak minister spraw wewnętrznych i administracji Krzysztof Janik zapowiedział starania o wprowadzenie do kodeksu karnego specjalnej kary dla zabójców policjantów. Zwykła koperta z dwoma kartkami maszynopisu leżała w stercie innych listów. Po przeczytaniu pisma nie mogliśmy uwierzyć, że bandyci bez cienia wyrzutów sumienia przyznają się do napadu i zabójstwa. Dla nich zabicie człowieka nie było żadnym przestępstwem. Nie chcieli jednak odpowiadać za śmierć policjanta, bojąc się wyższego wyroku! Autentyczność dokumentu i to, że napisali go bandyci z Paroli, potwierdzili funkcjonariusze wydziału terroru kryminalnego stołecznej policji. Urodzinowy najazd Strzelanina w Parolach, 23 marca 2002 r., była jednym z najtragiczniejszych wydarzeń w historii policji. Gang "Mutantów" pod wodzą Jerzego Brodowskiego i Roberta Cieślaka najechał w sobotnie popołudnie na posesję, na której funkcjonariusze liczyli towar z odzyskanego tira. Napastnicy byli przekonani, że nieumundurowani policjanci to członkowie innego gangu. "Mutanci" chcieli odbić tira. Przyjechali na miejsce trzema samochodami. Strzelali - Igor Pikus, Robert Cieślak i Jarosław P. "Siwy". Ten ostatni obchodził tego dnia urodziny. Prawdopodobnie piaseczyńscy policjanci odparliby atak, bo dwóch bandytów zostało poważnie rannych. Jednak na odsiecz "Mutantom" ruszył Jerzy Brodowski. Uzbrojony w pistolet maszynowy, wziął na cel rannego Mirosława Żaka (naczelnika wydziału kryminalnego piaseczyńskiej komendy) i dobił kilkoma seriami, gdy ten usiłował odczołgać się w bezpieczne miejsce. Napastnicy uciekli i kilka dni później spotkali się, by uzgodnić taktykę działania. Jednym z ich pomysłów była próba rzucenia podejrzeń na stróży prawa. Anonimowo dzwonili do stołecznych redakcji, opowiadając, że policjanci chcieli ukraść towar, a nawet, że wśród napadających byli funkcjonariusze. - Wiedzieli, że pali im się grunt pod nogami. Szukała ich cała policja. Podejrzenia miały opóźnić śledztwo - opowiada jeden z policjantów zajmujących się sprawą. Bandyci zdecydowali się napisać list do mediów, licząc, że jego publikacja w najgorętszym okresie poszukiwań wprowadzi zamieszanie. "Nawet koledzy z komendy Mirosława Żaka nieoficjalnie powiedzieli, że chciał ukraść towar, to ma za swoje" - pisali mordercy. Dziennikarze szybko ustalili, jaka intencja przyświeca autorom pisma. - Treść tego listu była dla nas jak cios w twarz. Zabili naszego kolegę i jeszcze chcieli zrobić z niego taką samą szmatę jak oni sami. Jak moglibyśmy ukraść towar skoro o odnalezieniu tira powiadomiliśmy dwie komendy, piaseczyńską i pruszkowską. Cieszyliśmy się z odzyskania sprzętu wartego ponad pół miliona zł - opowiada dzisiaj jeden z kolegów Mirosława Żaka. - Podczas śledztwa nie znaleziono najmniejszych choćby dowodów na nieprawidłowe działanie policjantów. Zabezpieczenie terenu było przeprowadzane bardzo profesjonalnie - wyjaśnia reporterom ŻW prokurator wydziału przestępczości zorganizowanej, gdzie prowadzono śledztwo w sprawie Paroli. Urodzeni bandyci W ciągu roku policjanci wyłapali niemal całą bandę "Mutantów". W krwawej bitwie w Magdalence (w nocy z 5 na 6 marca br.) podczas próby zatrzymania zginęli Robert Cieślak i Igor Pikus. Bandyci zdołali zabić dwóch antyterrorystów. Na wolności wciąż pozostaje Jerzy Brodowski. Przed sądem zasiądzie 19 jego kompanów. Kilku z nich przyznało się już do winy. List do ŻW, będący formą przyznania się do winy, znalazł się także w akcie oskarżenia. Data: 2003-09-08
__Archiwum__