Na swoich stronach spółka Gremi Media SA wykorzystuje wraz z innymi podmiotami pliki cookies (tzw. ciasteczka) i inne technologie m.in. w celach prawidłowego świadczenia usług, odpowiedniego dostosowania serwisów do preferencji jego użytkowników, statystycznych oraz reklamowych. Korzystanie z naszych stron bez zmiany ustawień przeglądarki oznacza wyrażenie zgody na użycie plików cookies w pamięci urządzenia. Aby dowiedzieć się więcej o naszej polityce prywatności kliknij TU.

Jak owce kąpano na przyjazd Ojca Świętego

13-10-2005, ostatnia aktualizacja 13-10-2005 23:11

23 czerwca 1983 roku Jan Paweł II złożył nieoficjalną wizytę w Tatrach. Do ostatniej chwili była ona okryta ścisłą tajemnicą. Podczas niej papież spotkał się z Lechem Wałęsą. O odwiedzinach Ojca Świętego w Dolinie Chochołowskiej opowiadają w filmie ludzie, którzy je przygotowywali i towarzyszyli papieżowi w spacerze po górach.

O miłości, jaką Karol Wojtyła darzył góry, a zwłaszcza Tatry, wiedzieli wszyscy. Dlatego gdy przyjechał do Polski z pierwszą pielgrzymką w 1979 roku, chciano mu je pokazać. Choćby z daleka, z pokładu helikoptera. Ale gdy był już blisko, zapadły ciemności i helikopter zawrócił. – Wtedy postanowiliśmy, że jeszcze wrócimy do pomysłu, by Papież mógł postawić nogę na ziemi, prawdziwej ziemi tatrzańskiej, nie na asfalcie – wspomina w filmie kardynał Franciszek Macharski. Następna pielgrzymka była planowana na 1982 rok, ale wprowadzenie stanu wojennego odroczyło wizytę o rok. Podczas niej Jan Paweł II bardzo pragnął spotkać się z Lechem Wałęsą. 23 czerwca 1983 roku miał jeden dzień prywatny. To wtedy zobaczył i Tatry, i Wałęsę... Wielkie manewry – Musieliśmy wybrać dla papieża odpowiednią trasę w górach – mówi w filmie ks. infułat Bronisław Fidelus, który zajął się przygotowaniem wędrówki. – Maksimum sześć godzin. Wiedziałem, że Ojciec Święty lubił Dolinę Chochołowską... Państwo przygotowywało się w ten sposób, że zrobiono tam dwa-trzy tygodnie wcześniej osobliwe wojskowe manewry. Co się działo w tym czasie w Dolinie Chochołowskiej, trudno sobie nawet wyobrazić. Nie tylko poprawiano drogi, pobocza, mostki i zasypywano wyboje. Wymyto nawet owce! Papież miał się zatrzymać w schronisku PTTK, dlatego rozpoczęto jego generalny remont. – Schronisko leży na terenie Tatrzańskiego Parku Narodowego, gdzie nigdy nie było ćwiczeń wojskowych – wspomina kierowniczka schroniska Janina Pawłowska, która od razu coś przeczuwała. – A była masa wojska, ponoć dwie dywizje, oddziały specjalne, a nawet wojska rakietowe. Dzień i noc odbywał się remont schroniska. Skrobali ściany szkłem i krew lała się z rąk. Potem zaczęli malować. Wszyscy, którzy znali to miejsce, widzieli, jak schronisko zmieniło się w ciągu kilku dni. Nawet meble, choć góralskie, były nowe. – Wyprowadzono gości, a personel zamknięto w schronisku – opowiada Pawłowska. – W Dolinie Chochołowskiej nie było nikogo poza wojskiem i osobami uprawnionymi. Góralom przez ostatnie dwa dni nie wolno było paść owiec na dworze, a BOR-owcy siedzieli u nich w domach. – Pytali, czy mamy broń, żeby ją wynieść, ale było za późno – wspomina baca Jan Szwajnos, obok którego chałupy wylądował helikopter z papieżem. Szwajnosa i jego rodzinie, podobnie jak bliskim Andrzeja Zięby-Gala, pozwolono zostać w gospodarstwach, bo papież, gdyby tam zaszedł, musiał zastać autentycznych górali. Jednak juhasi nie byli stąd. – Jak to się stało, że wszyscy pasący umyte owce mają krótko przycięte włosy? – pewnego razu Pawłowska spytała oficera BOR. Ten odpowiedział jej na wesoło: „owce jak owce, ale juhasi nase”. Jednak nie mniejszym kłopotem niż przygotowanie dnia odpoczynku Jana Pawła II w górach było zorganizowanie jego spotkania z Lechem Wałęsą. – Ojciec Święty nie widział możliwości, aby nie spotkać się z szefem Solidarności – mówi kardynał Macharski. Wałęsa podejrzewał podstęp Mieli się zobaczyć w Krakowie, ale BOR zdecydował, że lepiej będzie, gdy zrobią to w Zakopanem. Władze obawiały się, że papież podczas pobytu w Pałacu Biskupów w Krakowie pokaże się w oknie z liderem Solidarności. Wałęsa, gdy wsadzono go do helikoptera i powiedziano, że spotka się z papieżem, podejrzewał podstęp. – Wałęsa myślał, że chcą nas wywieźć – wspomina arcybiskup Gocłowski, który wraz z Wałęsą ruszył w tę podróż. – W drodze dowiedzieliśmy się, że jedziemy nie do Krakowa, a do Zakopanego. Wałęsa, nawet gdy już samochodem dojeżdżał do Doliny Chochołowskiej, myślał, że to mistyfikacja i że spotka się z sobowtórem Jana Pawła II. – Panie Lechu, znam Go, ten numer by nie przeszedł – uspokajał abp Gocłowski. W filmie nie ma nagrań z wizyty Jana Pawła II w Dolinie Chochołowskiej. Być może kamera nie była przy tym obecna. Widzimy tylko stare, pojedyncze zdjęcia oraz żywe „przebitki” z drogi, którą stąpał Ojciec Święty. Zwykłej górskiej, bez asfaltu, przy potoku, nad którym się schylił i zanurzył w myślach bądź modlitwie. Po powitaniu przed schroniskiem papież wpisał się do księgi pamiątkowej, a potem spotkał z Lechem Wałęsą. Nie w przygotowanym do tego celu przez BOR pokoju na piętrze, lecz w holu. Na stołkach i przy ławie. Papież był przede wszystkim ciekaw nastrojów w Polsce. – Powiedziałem, że my wygraliśmy, że komunizm jest skończony – mówi Wałęsa. – Ojciec Święty dziwnie patrzył... Audiencja w specyficznych warunkach, której Jan Paweł II udzielił Lechowi Wałęsie w Tatrach, trwała 40 minut. – To była wielka i wspaniała chwila dla papieża i Wałęsy – twierdzi kardynał Macharski. A potem papież zmienił buty i czerwonym szlakiem turystycznym ruszył do maleńkiej Doliny Jarząbczy stanowiącej odnogę Doliny Chochołowskiej. – W głębi doliny była leśna ścieżka – wspomina kardynał Macharski. – Wygasły rozmowy, my zwolniliśmy, a Ojciec Święty szedł. Ale nie został sam. Papież szedł do potoku, patrzył na wodę. Patrzył, a jego nikt nie popędzał. Daliśmy mu się poprowadzić. Gdy miał się ten moment skończyć, papież włożył rękę do wody, i tą wodą z Jarząbczego Potoku przeżegnał się. Było cicho, ale każdemu z nas było jeszcze bardziej cicho. To był gest świętego Franciszka w sercu Tatr. Potem był posiłek. GOPR-owcy nieśli krzesełka, stolik z pleksi z szachownicą. Do kanapek i kawy z termosu było jabłko, ale nikt nie miał noża, żeby je obrać dla papieża. Wtedy jeden z BOR-owców poszedł na chwilę do lasu i wrócił z wielkim nożem komandoskim. Gdy już wszyscy odpoczęli, papież powiedział: – Żebym tak mógł tu dłużej posiedzieć. W drodze powrotnej zatrzymał się u Zięby, który poczęstował go oscypkiem. Potem było pożegnanie z pracownikami schroniska, którzy zagrozili, że zaczną krzyczeć, jeśli nie wypuści się ich z zamkniętych pokoi. To naprawdę było Unikalny film, który dołączymy do poniedziałkowego wydania Życia Warszawy tak naprawdę jest opowieścią o człowieku zapatrzonym w Chrystusa, który „słucha tego, kogo trzeba słuchać”. I dlatego nie wiemy, co było w kanapkach, bo nie to było najważniejsze. Tego i wielu innych rzeczy ze swej wędrówki po Tatrach w 1983 roku nie pamiętał nawet sam papież. Dlatego gdy wrócił do Watykanu, ludzie, którzy z nim byli w Dolinie Chochołowskiej, opowiadali o tym wszystkim raz jeszcze. A On tylko pytał: – I tak to naprawdę było? 2005-10-14
__Archiwum__

Najczęściej czytane