DRUKUJ

[ŻW] Wciągnął mnie blues

mz 15-09-2006, ostatnia aktualizacja 15-09-2006 10:12

Z Bogusławem Chrabotą  rozmawia Przemysław Dziubłowski

Jak długo nosił się Pan z pomysłem nagrania płyty?Przez lata pisałem teksty dla różnych kapel, zazwyczaj pod pseudonimem, ale grałem też w różnych okolicznościach na gitarze. I tak powstawały piosenki. Część z nich wykorzystywali zawodowcy, ale sporo trafiało na półkę. W końcu zrodził się pomysł, by je wydać. Czy to realizacja marzeń z lat młodzieńczych? Ja raczej wywodzę się z nurtu piosenki studenckiej. Tylko głos, tekst, gitara i trochę alkoholu… Dużo czasu spędziłem na studiach w „Piwnicy pod Baranami”. To ważna inspiracja. Rocka zawsze lubiłem, ale nie miałem na czym grać. Pierwszą gitarę elektryczną kupiłem 10 lat temu. Wtedy też odkryłem dla siebie elektryczne brzmienia. I zaczął wciągać mnie blues. Powoli, ale konsekwentnie. Niedługo potem założyliśmy pierwszą kapelę z Leonem Wareckim. To on zagonił mnie do grania, dał mi napęd. Graliśmy z różnymi muzykami, wiele składów, wiele świetnych godzin… Jakoś logicznie wyszła z tego płyta.

Projekt Yeednoo istnieje od trzech lat. Jak doszło do wspólnego muzykowania?Projekt Yeednoo nie jest do końca zespołem… To Yeednoo jest od nazwiska Jedynowicz. To mój stary pseudonim i nazwisko rodowe mojej babki. Z Piotrem Remiszewskim pracowaliśmy nad kilkoma projektami, m.in. Waldka Goszcza. Jest znakomitym perkusistą, aranżerem, w obu rolach na mojej płycie. Z Jaworem, znanym gitarzystą, podgrywamy od lat. Paweł Kozłowski też gra na gitarze, a materiał powstał w jego studiu w Milanówku. Muzyczny klimat i Pana głos przywołują na myśl płyty Leonarda Cohena i Chrisa Rea. To dobre skojarzenie?Znacznie więcej jest tu z amerykańskiego bluesa, a najwięcej z J.J. Cale’a. Komuś kojarzę się z Barrym White’em, komuś z kimś innym. Album „Yeednoo” to długa muzyczna podróż.Ukrył się Pan pod pseudonimem, ale koledzy dziennikarze od razu donieśli, że Bogusław Chrabota nagrał płytę. Czy naprawdę chciał Pan wydać ją anonimowo? Płyta była nagrana pod pseudonimem. I tak miała być wydana. Sony/BMG weszło w projekt bez wiedzy, że ja się tam pojawiam. Ale w środowisku m.in. bluesowym moje pasje były znane dość dawno. Trudno było ukryć fakt wydania płyty. Było trochę śmiechu, złośliwostek, ale mniej niż się spodziewałem.Zdaje się Pan być człowiekiem renesansu: felietonista, pisarz, muzyk i dyrektor programowy Polsatu. Czy ta ostatnia funkcja pomaga Panu w pozostałych aktywnościach? Z tym renesansem to trochę przesada. Prawdą zaś jest, że odczuwam jako człowiek potrzebę wypowiadania się w różnych formach. Praca zawodowa jest podstawą. Ale czy pomaga? Myślę, że pomaga wiele lat dobrych relacji z wieloma osobami z różnych branż. Czasami dziwię się, że mam w ludziach wokół siebie tyle życzliwości. Dzięki temu ciągle wierzę, że ten kawałek świata, na którym dane jest nam żyć, nie jest ani tak zły, ani tak zdemoralizowany, jak często się sądzi.Jesień to kolejna batalia o widza – Polsat stracił Kubę Wojewódzkiego. Czy ktoś spróbuje zająć jego miejsce?Tak. Jest kilka osób, które będą się próbowały odnaleźć w podobnych rolach. Acz „zajęcie miejsca” Kuby, Lisa i kilku innych nie jest możliwe. Nimi być nie można. Można ewentualnie, po olbrzymiej pracy, dołączyć do tego szeregu.Co będzie teraz najsilniejszą bronią Polsatu?Zobaczymy.Jak ocenia Pan zmiany w TVP?Jest tam wielu moich dobrych kumpli. Życzę im jak najlepiej, choć uważam, że nie wszyscy są w pełni świadomi, na jaką narowistą kobyłę się wpakowali…

__Archiwum__